Anna pracuje w jednostce administracji publicznej w Krakowie. - Nie mamy zamontowanej klimatyzacji, są jedynie wentylatory i klimatyzatory przenośne, ale ich działanie nie pozwala wystarczająco schłodzić pomieszczeń. Budynek jest mocno nasłoneczniony, stąd przy upałach takich jak teraz temperatura wewnątrz cały czas oscyluje wokół 30 stopni Celsjusza, mimo działania wspomnianych sprzętów, którymi dysponujemy - mówi w rozmowie z Interią. Przy ostatnich wysokich temperaturach pod koniec czerwca pracodawca Anny wprowadził pracę hybrydową. - Pracowaliśmy wymiennie w biurze oraz w domu. W dni biurowe skrócono nam czas pracy o godzinę. W takiej temperaturze efektywność pracy ogólnie jest niższa, ale było to dobre rozwiązanie. Oczywiście biorąc pod uwagę, że każdy pracownik ma dobre warunki do pracy w domu i tam ta temperatura jest niższa - podkreśla nasza rozmówczyni. I dodaje, że zazwyczaj w ciągu siedmiu godzin wykonywała wszystkie obowiązki, a gdy to się nie udawało, zawsze mogła "nadrobić" następnego dnia podczas pracy zdalnej. Nawet dwie godziny krócej Skracanie czasu pracy w upały to coraz popularniejsze rozwiązanie. Szczególnie tam, gdzie nie ma klimatyzacji. Największy problem zdają się mieć w tej kwestii urzędy, które znajdują się nierzadko w starszych budynkach. Urząd Miejski w Słupsku skrócił czas pracy 21 lipca o godzinę. W bieżącym tygodniu dwie godziny krócej pracują także pracownicy Urzędu Miasta i Gminy Prochowice. O skróconym czasie pracy urzędników mówi nam też Wojciech Lis, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Tarnobrzega. - Prezydent miasta dba o zdrowie i bezpieczeństwo pracowników urzędu miasta. Dlatego w planach jest montaż klimatyzacji w budynkach urzędu, jednak wiąże się to m.in. z dużymi kosztami w związku z tym, że budynki są stare i wymagają gruntownego remontu. Zanim do tego dojdzie, prezydent podjął decyzję o doraźnej pomocy pracownikom skracając czas pracy w trakcie upałów - wyjaśnia w rozmowie z Interią. Przyznaje, że w czerwcu w trakcie upałów do jednego urzędnika wzywane było pogotowie ratunkowe. - Chcemy takim sytuacjom zapobiegać - dodaje. "Staramy się, aby urząd działał bez uszczerbku" W zarządzeniu prezydenta miasta czytamy, że w przypadku utrzymywania się w okresie wiosenno-letnim temperatury powietrza od 30 do 33 stopni Celsjusza czas pracy ulega skróceniu o jedną godzinę dziennie, od 33 do 35 stopni Celsjusza o półtorej godziny, a powyżej 35 stopni Celsjusza o dwie godziny. - Codziennie jeden z pracowników Wydziału Organizacji i Partycypacji Społecznej sprawdza temperaturę na zewnątrz. W ten sposób weryfikujemy, czy danego dnia będziemy skracać czas pracy. Jeśli mamy ponad 30 stopni Celsjusza i więcej, bo od takiej temperatury możemy stosować zarządzenie, naczelnik Wydziału rozsyła informację mailowo do pracowników o tym, o ile krócej danego dnia będą pracować - wyjaśnia rzecznik prasowy. - Staramy się, aby urząd działał bez uszczerbku. Pracownicy organizują sobie pracę tak, aby nawet w tym skróconym dniu urzędowania wykonać wszystkie obowiązki oraz obsłużyć petentów - zapewnia Wojciech Lis. Mieszkańcy też mają nie zgłaszać żadnych problemów w związku z tą zmianą. Co istotne, Biuro Obsługi Interesantów pracuje normalnie, do godziny 15:30. - Tam sytuacja pracowników rozwiązywana jest dyżurowo - jednego dnia do końca zostaje jeden pracownik, ale przy kolejnej okazji będzie to już ktoś inny - wskazuje rzecznik prasowy urzędu. Nie tylko urzędy miast Skrócone dni pracy wprowadził też Uniwersytet Opolski. - Jesteśmy jednostką szkolnictwa wyższego i obecnie nie odbywa się obsługa studentów. Uczelnia w związku z tym pracuje w trakcie wakacji na "niższym biegu". Mogliśmy zatem pozwolić sobie na to, aby ten czas pracy skrócić, bo tej pracy, w wielu przypadkach, jest ogólnie mniej - podkreśla Maciej Kochański, rzecznik prasowy Uniwersytetu Opolskiego. - Uwzględniając sytuację pogodową oraz to, że większość naszych pomieszczeń nie jest klimatyzowana, kanclerz Uniwersytetu Opolskiego podjął decyzję o skróceniu czasu pracy o 90 minut pracownikom niebędącym nauczycielami akademickimi. Taka informacja przekazana została z kilkudniowym wyprzedzeniem i obowiązuje od 19 do 22 lipca - przekazuje Kochański. Przyznaje też, że to nie pierwszy raz, kiedy Kanclerz skraca dzień roboczy pracownikom. - Podczas poprzednich fal upałów również mieliśmy dwa tygodnie, podczas których pracowaliśmy do godziny 14. W poprzednich latach także stosowaliśmy takie rozwiązanie. Mamy świadomość, że przy wysokich temperaturach efektywność pracy spada. Czasami lepiej jest przyspieszyć w ciągu dnia po to, aby wcześniej wyjść do domu i tam przeczekać największy upał - zauważa. Nie ma obowiązku, jest "dobra wola" O skracanie czasu pracy w trakcie upałów zaapelowała pod koniec czerwca Katarzyna Łażewska-Hrycko, Główny Inspektor Pracy. Jest to jednak sugestia, nie obowiązek. - Taka decyzja zależy tylko i wyłącznie od dobrej woli pracodawcy. Wówczas to on decyduje, o ile ten czas pracy chce skrócić - wyjaśnia Interii adwokatka Eliza Kuna. I dodaje, że w takiej sytuacji nie jest możliwe zmniejszenie wynagrodzenia pracownikowi, nie ma on też obowiązku odpracowania tych godzin. - Skrócenie czasu pracy odbywa się na koszt pracodawcy - podkreśla. Przepisy prawa nie określają też maksymalnej temperatury powietrza, w jakiej może być wykonywana praca. - Jedynie pracownicy młodociani nie mogą pracować w pomieszczeniach, w których temperatura przekracza 30 stopni Celsjusza. Upał można jednak uznać za czynnik pogarszający warunki pracy, a jeśli do tego dochodzi, pracodawca musi podjąć działania, by te warunki poprawić. Kodeks pracy nie wskazuje jednak wprost, jakie działania należy wówczas podjąć - zauważa. "Luka ustawodawcy" - To, co musi zrobić pracodawca przy podwyższonych temperaturach, to zapewnić zimne napoje pracownikom - jeżeli na hali produkcyjnej temperatura przekracza 28 stopni Celsjusza, a w biurze 25. Z reguły jest to nieodpłatnie dostępna woda - dodaje adw. Eliza Kuna. Pracodawca za nierespektowanie tego obowiązku może zostać ukarany karą grzywny nawet do 30 tys. zł przez Państwową Inspekcję Pracy. Na koniec zauważa: - Co ciekawe, przepisy prawa nie regulują wprost kwestii upałów, ale pozwalają pracownikom odstąpić od pracy, jeśli temperatura pomieszczenia wynosi poniżej 18 stopni Celsjusza. Są zatem rozwiązania na niskie temperatury, a na wysokie nie ma. Wydaje mi się, że jest to pewna luka ustawodawcy wynikająca z tego, że do tej pory nie mieliśmy aż tak długo utrzymujących się upałów. Jeśli sytuacja będzie się powtarzać, zapewne jakieś przepisy w tym zakresie zostaną wprowadzone. Dobra wola ma swoje granice W czwartek temperatura w Krakowie w godzinach pracy Anny wynosiła 32 stopnie Celsjusza. - Niestety, teraz mimo kolejnej fali upałów, podobne decyzje dotyczące pracy hybrydowej, zdalnej czy skróconych godzin pracy na ten moment nie zostały podjęte - przyznaje nasza rozmówczyni. I podkreśla: - Nie jest łatwo przetrwać w pracy w czasie takich temperatur.