Wszystko zaczęło się latem 2018 roku. Adam poznał w sieci Łukasza D. Spotkali się na kawie. Adam nie ukrywał, że ma partnera. - Po tym spotkaniu zaczął przysyłać mi perfumy i prezenty do pracy. Ja go prosiłem, żeby tego nie robił. Nie słuchał. Pojawiał się też pod moim blokiem, odprowadzał mnie na autobus. Nachodził mnie w pracy z kwiatami. Poszedłem na komisariat policji, opowiedziałem o tych sytuacjach, prosiłem o interwencję. Wezwano go i poinformowano, że to podchodzi pod nękanie. Uspokoił się. Straciłem z nim kontakt, zapomniałem o nim - opowiada nam Adam, mieszkaniec Łodzi. Smsy z bramki, ulotki na osiedlu, zniszczone drzwi Po kilku miesiącach Adam zaczął dostawać anonimowe smsy wysyłane z bramki internetowej. - Ktoś pisał, że zna każdy mój ruch. Wie, gdzie jestem, co robię i z kim się spotykam. Na początku myślałem: ktoś się nudzi, robi sobie żarty, psoci. Jeszcze nie wiedziałem, że to Łukasz. Nie skojarzyłem, że to może być on - mówi Adam. Na osiedlu, gdzie mieszkał, zostały też rozwieszone plakaty z jego zdjęciem i informacją "Uwaga na tego pana. Jest gejem. On i jego partner. Są niebezpieczni, są oszustami". Później w sieci stalker zaczął zakładać Adamowi konta w portalach randkowych, podszywając się pod niego. Cały czas mężczyzna dostawał smsy wskazujące na to, że ktoś go obserwuje. Wiadomości były coraz bardziej niepokojące. Pojawiły się groźby gwałtu. Stalker poszedł dalej. Czerwoną farbą pomalował drzwi sąsiadki myśląc, że tam właśnie mieszka Adam. Później, gdy o swojej pomyłce się dowiedział, czerwona farba znalazła się na drzwiach nękanego mężczyzny. To nie wszystko. Stalker pojechał do rodziców Adama, mieszkających 100 kilometrów od Łodzi. Na ich drzwiach napisał "Syn gej". Pierwszy strach - Zacząłem się domyślać, że to on. Wtedy też pojawił się pierwszy strach. Dlatego, bo czułem, że jest bardzo blisko. Miałem lęk przed tym, że fizycznie mi coś zrobi. On chciał, żebym tak się czuł. I niestety mu się to udawało - wskazuje nękany mężczyzna. Adam coraz rzadziej wychodził z domu. Głównie do pracy. - Mieszkałem z partnerem w bloku, w którym był garaż podziemny, ale my tam miejsca postojowego nie mieliśmy. W końcu zdecydowaliśmy się je wynająć - wszystko po to, żeby móc windą zjechać do garażu, wsiąść w samochód i nie wychodzić nawet przed blok. Bo ja go widziałem, jak siedzi w samochodzie i mnie obserwuje - opowiada mężczyzna. Numer telefonu zmieniał wielokrotnie. Mimo to Łukasz D. cały czas znajdował sposób na to, aby go namierzyć. - Zatrudnił się nawet w jednej z sieci komórkowych. Przez moment podszywał się pod mojego partnera. Nie było dnia, żeby do mnie nie pisał. Ja byłem więźniem tej sytuacji, cały czas zerkałem w telefon, obawiając się, co znowu wyświetli mi się na ekranie - opowiada mężczyzna. - Musiałem też zmienić pracę, bo on wiedział, gdzie jestem zatrudniony. Cały czas oglądałem się za siebie, żyłem w permanentnym strachu. Przestałem odbierać jakiekolwiek telefony od nieznanych mi numerów - dodaje Adam. Telefony i listy z aresztu Łukasz D. został zatrzymany w marcu 2019 roku. Usłyszał zarzut uporczywego nękania, został objęty dozorem oraz zakazem zbliżania i kontaktowania się z Adamem. Jednak wciąż to robił. Trafił do aresztu na trzy miesiące, a po jego opuszczeniu wrócił do nękania swojej ofiary. Adam opisuje nam jedną z sytuacji, która zdarzyła się w tym czasie: - Wracając z pracy zobaczyłem jego auto i mijając je zrobiłem mu zdjęcie. Ruszył za mną w pościg. Wystraszyłem się, schowałem w sklepie i zadzwoniłem na policję. On stanął maska w maskę z moim autem, włączył długie światła i zaczął gazować, jakby chciał w mój samochód wjechać. Na szczęście tak się nie stało. Odjechał. Dopiero później na miejscu pojawili się funkcjonariusze policji. Kilka dni później jego auto zostało zniszczone. Łukasza D. ponownie aresztowano. I z aresztu dzwonił do Adama, wysyłał mu listy. 22 czerwca 2020 roku zapadł pierwszy wyrok, w sprawie nękania z aresztu. Werdykt - 2 lata pozbawienia wolności. 8 lipca kolejny - 3,5 roku bezwzględnego więzienia za kierowanie gróźb karalnych i niszczenie mienia. Łukasz D. ma również ośmioletni zakaz kontaktu i zbliżania się do pokrzywdzonego. Podczas ogłaszania wyroków na sali sądowej Łukasz D. wyrażał skruchę. Podobnie było w trakcie apelacji. Jednak już po wyjściu z sali zaczął się odgrażać. - Powiedział mojemu mecenasowi, żeby mi przekazał, że nigdy nie zostawi mnie w spokoju. Wówczas założyliśmy mu kolejną sprawę o nękanie i groźby karalne. Dostał dodatkowy rok pozbawienia wolności - relacjonuje Adam. Strach nie minął Zdawałoby się, że Adam poczuje po tych wyrokach ulgę. Tak się stało, ale tylko na moment. - Ja sobie w ogóle nie radzę - wyznaje Adam. - Najgorzej było na początku. Przez niemal dwa lata żyłem w ciągłym napięciu, będąc ofiarą stalkera. Napięcie opadło, strach pozostał - mówi. Zaczął naukę języka angielskiego. Chciał wyjechać z kraju. Pomysł ten jednak porzucił. Adam sięgnął po alkohol. - Szukałem relaksu, w ten sposób było mi najłatwiej go znaleźć. Piłem bardzo dużo. Chciałem też zagłuszyć to, co przeżyłem. Ja nigdy wcześniej nie miałem problemu z alkoholem. Jestem przekonany, że gdyby nie to, co mnie spotkało, nie doszłoby do tego. Miałem ułożone życie, partnera, wspólne mieszkanie. Byliśmy w pewnym stopniu rodziną - mówi. - Nie potrafiłem przestać pić. Miałem wszywki, próbowałem psychoterapii. Ale to było dla mnie zbyt trudne, aby wracać znowu do tych wspomnień, przeżywać je na nowo. Gdy trzeźwiałem, umawiałem się na kolejne wizyty, ale nigdy się u lekarza nie stawiałem. Alkohol był łatwiejszy, silniejszy - ocenia. Przez uzależnienie rozstał się też z partnerem. "Wszystko jest podejrzane" Adam w nocy nie może spać. W mieszkaniu, które obecnie wynajmuje, zamontował kamery. Po powrocie do domu sprawdza nagrania, nasłuchuje, czy nikt do domu nie pukał, czy nikt w nim nie był. Nadal nie odbiera telefonów od nieznanych numerów, nie oddzwania. Kiedy dzwoni do niego ktokolwiek z kujawsko-pomorskiego kierunkowego, zamiera. To tam swoją karę odbywa stalker. - Wszystko jest dla mnie podejrzane - podkreśla. Nie podaje też nigdzie swojego adresu zamieszkania, nawet, jeśli ma przyjść do niego pismo z urzędu. Prosi, aby wszystko wysyłać na adres zameldowania. - Za każdym razem myślę, że ktoś później ten adres przekaże dalej. I dotrze on do stalkera - dodaje. - Do tej pory mam też taki syndrom: gdy słyszę, że ktoś za mną idzie, obracam się, sprawdzam, kto to jest. Skręcam w jakąś uliczkę, nawet jeśli nie tędy miałem iść. Jak ta osoba dalej idzie tam gdzie ja, stresuję się jeszcze bardziej. Mimo że wiem, że stalker jest za kratkami - dodaje. Do alkoholu wciąż wraca. - Raz wstaję, później znowu upadam. To jest zamknięte koło. Wiem, że mam problem. Z jednej strony chciałbym sięgnąć po pomoc, z drugiej nie wiem jak, boję się - wyznaje. Psycholog: Na zamknięciu stalkera się nie kończy - Stalking jest okrutną praktyką - to zachowanie przemocowe - mówi Interii Agata Woyciechowska, psycholożka i psychoterapeutka. - Stalker przekracza granice i wchodzi w przestrzeń prywatną drugiej osoby, ograniczając jej wolność. Osoba nękana czuje się zastraszona w kwestiach bardzo osobistych i przestaje czuć się bezpiecznie - dodaje. Psycholożka zaznacza, że w momencie, w którym ktoś jest nękany, ma ogromne poczucie zagrożenia, które jest nasilone przez nieprzewidywalność zachowań stalkera. - Ona sprawia, że lęk narasta - mówi Woyciechowska. - W związku z tym pojawiają się zaburzenia koncentracji, pamięci, a także bezsenność. Dochodzi do tego poczucie bezradności. Pogarsza się również stan zdrowia osoby nękanej, nie tylko psychiczny, ale i fizyczny. Osoba doświadczająca stalkingu może być zniszczona także materialnie, popadając w długi. Może też stracić reputację. Często musi zmienić miejsce zamieszkania, pracę - wymienia ekspertka. - Działania stalkera są nastawione na to, żeby dominować, posiadać władzę, kontrolować i w efekcie zniszczyć życie drugiej osoby. Zatem to, że realne zagrożenie mija, bo stalker trafia do więzienia, wcale nie zamyka całej sprawy - wskazuje Agata Woyciechowska. Stalking a zespół stresu pourazowego - U osoby nękanej przez bardzo długi czas poczucie zagrożenia może się utrzymywać i może przeobrazić się w zespół stresu pourazowego - mówi Agata Woyciechowska. - W różnych sytuacjach, które przypominają o traumie, takie osoby przeżywają wszystko na nowo. Przykładowo: stalker pojawiał się pod naszą klatką. I teraz każde kolejne wyjście z mieszkania, mimo że tej osoby tam nie ma, może być związane z bardzo silnym lękiem. To przeciąża organizm, ponieważ są to sytuacje, których często nie da się uniknąć - wyjaśnia. Psycholożka zaznacza: - Utrzymujące się stany lękowe mogą być tak silne, że ludzie szukają ulgi - wycofują się z aktywności i kontaktów społecznych, czasem sięgają po substancje psychoaktywne, w tym alkohol. Wszystko po to, aby spróbować uciszyć traumatyzujące przeżycia. Alkohol ma te właściwości, że w szybkim czasie poprawia nastrój i pozwala zapomnieć o różnych rzeczach. Wiele osób nadużywających alkoholu sięga po niego właśnie z powodu zaburzeń lękowych. W przypadku stresu pourazowego po stalkingu też tak może być. Oczywiście nie jest to zdrowe rozwiązanie. Pomoc specjalisty - Warto zwrócić się po pomoc specjalisty, jeśli te objawy się utrzymują i nie znikają, po to, żeby wymienić negatywne w skutkach działania na zachowania, które pozwolą przetworzyć te trudne doświadczenia w wartość dodaną do naszego życia - wskazuje Agata Woyciechowska. - Wiem, że osoby nękane często decydują się na kurs samoobrony. Kupują gaz pieprzowy. Uczą się obserwować otoczenie. Ograniczają aktywność w mediach społecznościowych. Zaczynają być ostrożniejsze i jest to pozytywne i konstruktywne rozwiązanie, o ile nadmiernie nie ogranicza naszego funkcjonowania. Ważna jest też sieć wsparcia - przyjaciół, znajomych, specjalistów - osób, których obecność buduje poczucie bezpieczeństwa - dodaje nasza rozmówczyni. - Pamiętajmy, że stalkingu może doświadczyć każdy, ale nie jesteśmy wobec niego bezsilni - podsumowuje psycholożka i psychoterapeutka. Łukasz D. wyjdzie z więzienia za około dwa lata. Przez pierwszy rok zakaz zbliżania się do Adama ma być realizowany w systemie dozoru elektronicznego. - On będzie mieć bransoletkę, a ja mam dostawać powiadomienia, gdy będzie się do mnie zbliżać. Ale ja mam przeczucie, że to może nie zdać egzaminu. Choć na razie staram się o tym nie myśleć - podsumowuje Adam.