Minister edukacji Przemysław Czarnek twierdzi, że to niezadowolenie rodziców z działania organizacji pozarządowych w szkołach miało być głównym uzasadnieniem dla zmian znanych jako "lex Czarnek". Jedną z najważniejszych, które wprowadza nowelizacja, jest sposób zapraszania organizacji społecznych do szkół. Dopuszczenie ich do przeprowadzenia zajęć w szkołach będzie trudniejsze. Organizacja będzie musiała złożyć dyrektorowi szczegółowy program zajęć. Następnie dyrektor będzie musiał uzyskać zgodę rady szkoły i rady rodziców, a następnie kuratora oświaty na ich przeprowadzenie. O opinię kuratorium, jeśli przepisy wejdą w życie, trzeba będzie starać się co najmniej na dwa miesiące przed rozpoczęciem zajęć. Do tej pory, zgodnie z art. 86 prawa oświatowego, kontrolę nad działaniami wykraczającymi poza podstawę programową pełnił dyrektor wraz z radą rodziców. Nowelizacja zakłada zatem, że tak naprawdę to kurator oświaty ostatecznie zdecyduje, czy dana organizacja może wejść do szkoły, czy nie. 12 stycznia z mównicy sejmowej minister edukacji podnosił natomiast, że w nowelizacji chodzi o transparentność i oddanie władzy w ręce rodziców. Przypomniał też, że celem Zjednoczonej Prawicy jest "walka z demoralizacją w szkołach". W mediach społecznościowych Ministerstwa Edukacji i Nauki tego samego dnia pojawiła się infografika, która ma wyjaśniać proponowane zmiany. Resort Czarnka twierdzi, że w szkołach jest "ryzyko indoktrynacji", natomiast wprowadzeniu przepisów będą w nich prowadzone tylko zajęcia znane i akceptowane przez rodziców. 31 kontra 5 tys. Kilka dni temu dziennikarka TVN24 zebrała dane dotyczące skarg rodziców na działalność organizacji pozarządowych w szkołach w ostatnich sześciu latach. Uzyskała informacje z 14 województw. W siedmiu rodzice ani razu nie złożyli tego typu skargi. W pozostałych złożono 27 skarg. Równolegle swoje kontrole poselskie w tej sprawie przeprowadza Koalicja Obywatelska. W poniedziałek posłanki Barbara Nowacka, Joanna Frydrych i Krystyna Skowrońska zebrały informacje z Kuratorium Oświaty w Rzeszowie. W ciągu ostatnich sześciu lat do kuratorium wpłynęły cztery skargi rodziców na działalność organizacji. To oznacza, że w skali całego kraju, w ciągu ostatnich sześciu lat, rodzice złożyli 31 takich skarg. 31 kontra 5,5 tys. Tyle osób w momencie publikacji artykułu należy do grupy "Jestem rodzicem i jestem przeciwko #LexCzarnek". Ta liczba stale rośnie. Maciej Sokół, rodzic dwójki chłopców w wieku 7 i 11 lat, członek wspomnianej grupy, mówi Interii: - Ministerstwo twierdzi, że to rodzice chcą "lex Czarnek". Bardzo mnie to denerwuje, to są kłamstwa, jest wręcz przeciwnie. Nie znam rodzica, który jest za wprowadzeniem tych przepisów. Znaczna większość nie chce, aby weszły w życie. Władze podnoszą mityczny wątek seksualizacji dzieci jako usprawiedliwienie tego, że organizacje pozarządowe nie powinny bez zgody wchodzić do szkół. Ja jako rodzic dwóch synów ani razu nie spotkałem się ani nie słyszałem od innych rodziców, by w którejkolwiek szkole odbywały się szkodliwe działania związane z edukacją seksualną. To jest rządowa narracja, a rzeczywistość jest inna. Dlaczego nie chcą "lex Czarnek"? Uboższa oferta edukacyjna Pytany, czego obawia się po wprowadzeniu "lex Czarnek", odpowiada: - Ograniczonej oferty szkół. - Przy takich kłodach pod nogi, gdzie będzie trzeba znacznie wcześniej zgłosić chęć przeprowadzenia zajęć przez konkretną organizację, mam obawy, że wielu nauczycieli straci zapał do tego, by o to walczyć. Wielu będzie się też obawiało konsekwencji i nawet nie podejmie próby takiego działania. W efekcie wiele organizacji społecznych nie przeprowadzi zajęć dodatkowych w szkołach. Martwi mnie to - dodaje rodzic. Podobne zdanie ma Anna Tokarz, mama 16-latka. - Reforma, jaką chce nam zafundować minister, znacznie zuboży ofertę edukacyjną szkół, chociażby z tego powodu, że żaden nauczyciel nie będzie chciał przebijać się przez procedury, jakie zakłada ta ustawa - podkreśla. Anna Schmidt-Fic, mama, a także nauczycielka, dodaje: - #LexCzarnek będzie skazywało moją córkę na przebywanie i dojrzewanie, kształtowanie charakteru w atmosferze ograniczenia, strachu, kontroli, wśród zastraszonych nauczycieli i konformistycznych dyrektorów. To fatalny nawis, który wpływa na rozwój człowieka, czyni go nieufnym, niepewnym. Nie ma nic gorszego dla dziecka niż zaburzenie poczucia bezpieczeństwa. A taką szkołę szykuje dla mojej córki minister Czarnek. "To jest podłość" Bogumiła Bielak, rodzic i nauczycielka, mówi Interii: - Sprzeciwiam się "lex Czarnek" jako świadomy rodzic, a z racji wykonywanego zawodu doskonale wiem, jak w praktyce decyzje i obsesje polityków przekładają się na życie szkoły, konkretnych ludzi, którzy ją tworzą, czyli uczniów, nauczycieli, rodziców. - Ile inicjatyw, również tych uczniowskich, zwyczajnie się zdusi, nie da możliwości zaistnienia, przez projektowane zmiany? Kurator czy kuratorka, de facto minister, swoją decyzją ma odbierać prawo uczniom i rodzicom do zajęć, które często są najciekawszym elementem tego i tak skostniałego systemu?! To jest podłość, na którą nie ma mojej zgody. Przecież obecnie zajęcia dodatkowe są dobrowolne, nikt nikogo nie zmusza do uczestniczenia w nich. Dlaczego obsesje pana Czarnka mają wpływać na rozwój innych ludzi? - pyta mama i nauczycielka. - W polskich szkołach są rodzice i uczniowie chcący się rozwijać, potrzebujący edukacji antydyskryminacyjnej, seksualnej, klimatycznej, globalnej. Minister Czarnek zachowuje się tak, jakby kompletnie nie rozumiał zmieniającego się świata, bo czy mu się to podoba, czy też nie, świat nie stoi w miejscu, a nowych wyzwań nie należy się bać, należy je poznać, zrozumieć, oswoić - dodaje. I zapowiada: - Jeśli "lex Czarnek" wejdzie w życie, to - jako mama - nadal będę wychowywać swoje dziecko w duchu otwartości na świat, edukację, szacunku dla innych, różnorodności, zgodnie z własnym światopoglądem. Sama będę go uczyć, bo szkoła zamieni się najpewniej w przechowalnię, w której nie będzie mowy o naprawdę ważnych rzeczach. Będzie realizowana inżynieria dusz według założeń rządowych. Nie tylko uczniowie mogą stracić Dominika Zenka-Podlaszewska jest mamą 16-latka, 13-latki i 8-latka. - Sprzeciwiam się "lex Czarnek", ponieważ wpłynie dewastująco na edukację i cofnie ją co najmniej o 30 lat. Boję się, że jeśli wejdzie w życie, to moje dzieci zostaną zindoktrynowane bardzo zamkniętym i nietolerancyjnym podejściem do świata - wskazuje. Pani Dominika wypowiada się nie tylko jako mama. - Prowadzę też samorząd pomocniczy, jestem przewodniczącą zarządu jednego z poznańskich osiedli. Naszym zadaniem jest m.in. integrowanie społeczności lokalnej. "Lex Czarnek" wpłynie również na nasze działania. U nas szkoła jest jedynym miejscem, w którym możemy organizować różne integrujące zajęcia. Tak samo jest też w mniejszych ośrodkach. Organizujemy koncerty, zajęcia sportowe czy festyny przy pomocy szkoły i stowarzyszeń. W tym momencie, jeżeli dyrekcja będzie się bała, a wcale temu się nie dziwię, to nie tylko edukacja, ale także integrowanie lokalnej społeczności będzie zagrożone - zauważa. Maciej Sokół zauważa też, że wprowadzenie "lex Czarnek" może oznaczać "odejście dobrych nauczycieli ze szkoły". - Już teraz jest to duży problem, wielu wartościowych ludzi rezygnuje. Nasze dzieci nie będą uczone przez pasjonatów, którzy chcą robić coś więcej, niż zwykłe odbębnianie podstawy programowej. Wolność nauczycieli, ale również dyrektorów, będzie zredukowana do minimum. Nie będą mieć autonomii. Wielu nie będzie chciało pracować w takiej szkole - ocenia. O tym, że nauczyciele odchodzą z zawodu i będą odchodzić dalej, jeśli "lex Czarnek" wejdzie w życie, pisaliśmy tutaj. Protesty, nawet jednoosobowe Akcja Demokracja, która również wspiera protest rodziców, utworzyła list do posłów i posłanek, a także prezydenta Andrzeja Dudy. To protest, pod którym podpisało się 1800 rodziców. Protest przeciwko "lex Czarnek". "Choć jako rodziców wiele nas różni, to dziś łączy nas troska o dobro naszych dzieci. Apelujemy do posłów i posłanek, jak również do Prezydenta RP, by wykorzystali swoje kompetencje do zatrzymania niszczenia polskich szkół przez ministra Czarnka" - czytamy w liście. To nie wszystko. Rodzice pokazują również swój sprzeciw protestując przed szkołami, w których uczą się ich dzieci. Często przychodzą w kilkuosobowych grupach. Protestują też sami. Anna Schmidt-Fic, mówi Interii, że protest nawet w pojedynkę ma sens. - Skoro tylko 31 skarg rodziców do kuratoriów w całym kraju od 2015 roku skłoniło ministra Czarnka do tworzenia radykalnych zmian w prawie oświatowym, skoro według wiceministra Rzymkowskiego głos nawet jednego rodzica przeciwnego realizacji projektu we współpracy z WOŚP przekreśla go, bo "trzeba poszanować prawa mniejszości", to jeden mój głos powinien analogicznie przekreślić całe to #LexCzarnek. A jeśli nie, to musi wystarczyć zaledwie 32 takich rodziców jak ja i już będziemy w większości. W przeciwnym razie cała ta konstrukcja, na której zbudowane jest "lex Czarnek" upada, a motywacja cynicznego wykorzystania edukacji do celów partyjnych staje się czytelna i oczywista. Pani Anna również, jednoosobowo, protestowała w poniedziałek przed liceum córki w Poznaniu. Co dalej z "lex Czarnek"? "Nadzieja w prezydentowej" Prace legislacyjne nad "lex Czarnek" przyspieszają. Senat odrzucił w piątek projekt nowelizacji prawa oświatowego, teraz wróci on do Sejmu. Najbliższe posiedzenie zaplanowane jest na 8-9 lutego. Jeśli Sejm nowelizację przyjmie, trafi ona na biurko prezydenta Andrzeja Dudy. Przeciwko jej wprowadzeniu wypowiadała się żona prezydenta, z zawodu nauczycielka - Agata Kornhauser-Duda. - Myślę, że wszystko w rękach prezydenta i pani prezydentowej, która sama jest nauczycielką. Mam nadzieję, że pomoże prezydentowi spojrzeć na to prawo tak, jak należy na nie spojrzeć. Ta ustawa nie powinna zostać wprowadzona w życie - stwierdza Dominika Zenka-Podlaszewska. Maciej Sokół na koniec wskazuje: - My w Krakowie mamy już swoje małe "lex Czarnek" dzięki małopolskiej kurator oświaty Barbarze Nowak. Rodzice, czy chcecie, aby tak było w całej Polsce? Jestem przekonany, że nie. Teraz nasza kolej, wszystkie ręce na pokład. Pokażmy, że nie godzimy się na zmianę przepisów.