- Przywracamy naukę stacjonarną klas V-VIII i w szkołach ponadpodstawowych 21 lutego, tydzień wcześniej niż pierwotnie zakładaliśmy - ogłosił w środę minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek. Jak dodał, "ma nadzieję, ze w tym formacie będziemy uczyć się już do końca roku szkolnego". - To istne szaleństwo - komentuje Natalia (imię na jej prośbę zmienione), mama dwójki dzieci z Wrocławia. - Skoro jest tak dobrze, to dlaczego ciągle notujemy dziesiątki tysięcy zakażeń dziennie? - pyta. Anna Tokarz, mama 16-latka podkreśla, że jest za jak najszybszym powrotem do normalności, w tym nauki stacjonarnej. Jednak ma wątpliwości co do ogłoszonej decyzji. Martwi ją ciągłe zmienianie zdania - 26 stycznia podjęto decyzję o wprowadzeniu nauki zdalnej w klasach V-VIII i szkołach średnich, a zaledwie dwa tygodnie później ogłoszono powrót do nauki stacjonarnej. - Rząd powinien zająć stanowisko i konsekwentnie się go trzymać, a nie zmieniać zdanie w zależności od tego, jak wiatr zawieje. My, jako społeczeństwo, jak długo mamy żyć w ciągłym zawieszeniu i niepewności? - zastanawia się. "Nauka stacjonarna będzie pozorna" Również nauczyciele nie są przekonani do powrotu do stacjonarnej nauki. - Najprawdopodobniej to wstrzymanie nauczania stacjonarnego daje efekt w postaci względnego spadku zakażeń. Szybszy powrót do szkół może to zmienić - mówi nam Aleksandra, nauczycielka z Kwidzyna. Lidia, nauczycielka z woj. mazowieckiego: - Niczego bardziej nie pragnę, niż powrotu do normalności, ale czy powrót do nauki w szkołach w tym momencie pandemii, kiedy mamy 46 tys. zakażeń, umożliwi stabilizację sytuacji? Szczerze wątpię. - Zakażenia spadają? Zaraz zaczną rosnąć, jak wrócimy do szkół - dodaje Agnieszka, nauczycielka z Sandomierza. Lidia Różacka, nauczycielka z Jastrzębia-Zdroju, ocenia: - Działania ministrów uważam za nieodpowiedzialne i nieoparte rzetelnymi badaniami fachowców. Każda decyzja tej władzy jest przypadkowa, chaotyczna i oparta tylko na sondażach. Nauka stacjonarna będzie pozorna, bo nauczyciele zaczną chorować i odchodzić na zwolnienia. A w szkołach braki kadrowe są od dawna, więc nie ma kto ich zastępować. "Rodzice nie chcą szczepić dzieci" Katarzyna Gil-Stępień, mama z woj. podkarpackiego, również stwierdza, że decyzja została podjęta przedwcześnie. - Mamy za słabo wyszczepione społeczeństwo, w tym oczywiście młodzież i dzieci. Nie dość, że rodzice nie chcą szczepić dzieci przeciw COVID-19, to jeszcze bardzo często posyłają przeziębione do szkoły, czy przedszkoli. Mówi o tym także Joanna Sapota, nauczycielka ze Świeradowa Zdroju. - Przestałam wierzyć w odpowiedzialność rodziców. Akurat w swojej klasie nie mogę na nich narzekać, ale w innych widzę, że przyprowadzają do szkoły chore dzieci. To codzienność - wskazuje. - Pewnie, że nauka stacjonarna jest bezapelacyjnie korzystniejsza, ale powrót wszystkich po feriach tylko podniesie możliwość zarażenia. Poza tym jak wiadomo sporo dzieci przechodzi COVID-19 bezobjawowo i to stanowi największe zagrożenie. Rodzice także nie testują ani siebie ani dzieci z obawy przed izolacją i kwarantanną - dodaje. Kwarantanna po kontakcie zniesiona. Minister zdrowia Adam Niedzielski zapowiedział również na konferencji prasowej zniesienie kwarantanny po kontakcie. To istotna zmiana dla szkół. Do tej pory, jeśli w klasie pojawił się zakażony COVID-19 uczeń lub nauczyciel, cała klasa przechodziła na nauczanie zdalne. Teraz tylko osoba zakażona trafi na izolację. Pozostali uczniowie i nauczyciele będą, mimo kontaktu, uczyć się stacjonarnie. Tej zmiany obawiają się rodzice. Katarzyna: - To absurd. U nas po przekierowaniu klasy na zdalną naukę, przy pojawieniu się jednego pozytywnego ucznia, okazywało się, że po trzech dniach inni uczniowie mieli wynik dodatni. Agnieszka, nauczycielka z Sandomierza, komentuje: - To oznacza, że w szkołach już w żaden sposób nie będziemy chronieni.