25 lutego na przejściu granicznym w Korczowej swój punkt medyczny ustawiła Zintegrowana Służba Ratownicza. Była to pierwsza organizacja pozarządowa, która kompleksowo obsługiwała na miejscu uchodźców od strony medycznej. 1 marca koordynację działań medycznych w strefie przygranicznej przejęła Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego w Rzeszowie. - Współpracowaliśmy przez kolejne tygodnie - mówi Interii Dawid Burzacki, koordynator Zintegrowanej Służby Ratowniczej. I podkreśla, że przez ten okres medycy mieli okazję zaobserwować pewne trendy związane z falami uchodźców, które pojawiały się na granicy. - W pierwszych dniach konfliktu napływ osób potrzebujących pomocy był dużo większy, niż obserwujemy obecnie. Wiązało się to z sytuacją - wojna pojawiła się nagle, ludzie w panice uciekali w kierunku Polski. Obecnie mamy do czynienia z pewną stabilizacją przepływu osób, które docierają do Polski i potrzebują pomocy - wskazuje Burzacki. I właśnie dlatego medycy postanowili zmienić nieco profil swoich działań. Bez leków, bez nadzoru lekarza Jak podkreśla Dawid Burzacki, ewakuacje medycy przeprowadzali już wcześniej, chociażby wtedy, kiedy przewozili leki i sprzęt do szpitali w Ukrainie - wracając zabierali ze sobą pacjentów. Teraz jednak to właśnie na tej ewakuacji będą się skupiać. - Widzimy, że taka pomoc jest teraz potrzebna - podkreśla nasz rozmówca. Kogo ewakuują? - To są z reguły osoby przewlekle chore, których stan ze względu na brak dostępnych leków i stałego nadzoru lekarskiego znacznie się pogorszył - mówi nam Burzacki. Podkreśla, że są to różne jednostki chorobowe, w tym osoby na terapii onkologicznej, czy też ze schorzeniami kardiologicznymi. Dawid Burzacki podkreśla, że ewakuacje mogą być prowadzone dzięki współpracy z organizacjami pozarządowymi. - Od blisko 10 lat współpracujemy z ukraińską fundacją, która jest odpowiednikiem polskiego WOŚPu. Jeszcze w "normalnych czasach" realizowaliśmy szkolenia dla ukraińskich medyków i wolontariuszy - pozostały kontakty, które teraz pozwalają na sprawną i dobrze skoordynowaną pomoc, która trafia w odpowiednie miejsca. - Również do nas, jako organizacji pozarządowej, zgłaszają się zagraniczne organizacje z Anglii, Norwegii czy też Niemiec, które oferują pomoc i swoje kontakty. Ta machina pozarządowa działa naprawdę dobrze - dodaje Burzacki. Do tej pory w głąb Ukrainy na ewakuację wyjeżdżał zazwyczaj zespół jednej karetki lub dwóch, maksymalnie trzech. Teraz te możliwości się powiększą - kilka dni temu angielska organizacja pozarządowa Bridge to Unity zakupiła dla medyków używany ambulans. - Anglicy nawiązali z nami współpracę, kilkukrotnie przylatywali do Polski, gdzie mieli okazję obserwować naszą pracę. Byli pod ogromnym wrażeniem organizacji i zaangażowania naszych wolontariuszy - lekarzy, ratowników medycznych, pielęgniarek i innego personelu. Wrażenie było na tyle duże, że zaowocowało przekazaniem ambulansu, za co z całego serca dziękujemy - mówi Burzacki. Nie tylko do polskich szpitali To, gdzie trafią ewakuowani pacjenci, zależy od ich stanu. - Jeśli pacjenci są w stanie zagrożenia życia i nie jest to planowe przyjęcie, to zawsze trafiają do szpitali państwowych, które są zlokalizowane najbliżej polskiej granicy - najczęściej Rzeszów i Przemyśl. Jeśli są to przyjęcia planowe, to pacjenci trafiają na Śląsk i do Małopolski lub do innych placówek prywatnych na terenie całego kraju - mówi Dawid Burzacki. I tłumaczy: - Każdy transport zaplanowany wiąże się z wcześniejszym ustaleniem miejsca przyjęcia. Bardzo wiele prywatnych szpitali czy też innych placówek medycznych przyjmuje pod swój dach pacjentów z Ukrainy. Jak podkreśla Burzacki, polskie placówki medyczne są otwarte na przyjęcie najbardziej potrzebujących pacjentów z Ukrainy, ale też mają ograniczone możliwości "przerobowe". - Polski system opieki, nie może przejąć całej opieki nad pacjentem z Ukrainy, bo stanowiłoby to zagrożenie dla polskich pacjentów - wskazuje. - Prowadzimy rozmowy z placówkami w Czechach, Niemczech i Słowacji na temat możliwości przyjęć ukraińskich pacjentów. Jeśli mamy zielone światło i potwierdzenie, że do danej placówki pacjent zostanie przyjęty, to ze stroną ukraińską ustalamy priorytety transportowe dla najbardziej potrzebujących pacjentów - mówi Burzacki. Spośród wszystkich ewakuowanych do tej pory pacjentów dwóch trafiło do Niemiec, a jeden do Czech. Będzie szpital polowy Zintegrowana Służba Ratownicza chce pójść o krok dalej. Mają plany utworzenia szpitala polowego w Ukrainie. - Obecnie prowadzimy zaawansowane działania logistyczne, by móc go uruchomić. Ma to być taki punkt przyjęć pacjentów, którzy będą na miejscu zaopatrywani przez nasz personel medyczny przy wsparciu zagranicznych organizacji, a następnie będą kwalifikowani do transportu, który będzie realizowany do konkretnego szpitala ukraińskiego blisko polskiej granicy lub do innych placówek na terenie Polski lub pozostałych krajów UE - wyjaśnia Dawid Burzacki. Szpital ma powstać w ciągu 2-3 tygodni. - Chcemy go postawić w momencie, w którym walki się zakończą, a sytuacja uspokoi - wskazuje nasz rozmówca. Działania Zintegrowanej Służby Ratowniczej można wesprzeć finansowo tutaj. Organizacja uruchomiła także specjalny formularz, poprzez który mogą się do nich zgłaszać wolontariusze. Jest on dostępny pod tym adresem.