Paulina Kosiniak-Kamysz, zawodowo stomatolożka, prywatnie mama Roży i Zosi oraz żona szefa PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza, już na studiach miała pomysł stworzenia projektu dla dzieci. To właśnie z nimi od zawsze najbardziej lubiła pracować, a pierwsze, adaptacyjne wizyty maluchów w gabinecie dentystycznym dają jej najwięcej radości. - Kiedy nadszedł czas, by posadzić na fotel dentystyczny moją starszą córkę, chodziłam po księgarniach w poszukiwaniu książeczki, która mogłaby ją do tego przygotować - mówi Interii Paulina Kosiniak-Kamysz. Zależało jej na pozycji merytorycznej, ale też o krótkiej treści - z doświadczenia wie, jak szybko potrafi się zniechęcić małe dziecko. - Chciałam też, aby taka książeczka budziła spokój swoją oprawą, była po prostu estetyczna. Niczego nie znalazłam - wyznaje dentystka. Był to okres kampanii prezydenckiej, w wyborach startował jej mąż, Władysław Kosiniak-Kamysz. W tym czasie Paulina Kosiniak-Kamysz nawiązała kontakt z wydawnictwem Kinderkulka. - Po moich nieudanych poszukiwaniach chwyciłam więc za telefon i spytałam, czy nie myśleli o tym, aby stworzyć taką książeczkę. Odpowiedzieli: świetny pomysł, chciałabyś się tym zająć? Bardzo się ucieszyłam i z przyjemnością podjęłam się tego zadania - mówi. Inspiracją dzieci i mąż Jak powstawał "Zajączek u dentysty?". W trakcie tworzenia książki Paulina Kosiniak-Kamysz przygotowywała już obie córki do ich pierwszej wizyty u dentysty. - Mam w domu lusterko stomatologiczne, badałyśmy więc zabawki i pluszaki, bawiłyśmy się w gabinet dentystyczny. Później pokazywaliśmy im z mężem, jak myjemy zęby i robiliśmy to wspólnie całą rodziną - opowiada. Na pierwszą wizytę córki małżeństwa Kosiniak-Kamysz wybrały się z tatą. - Udały się do mojej dobrej koleżanki po fachu. Wyszły z gabinetu zachwycone, z nadmuchanymi balonikami w kształcie rękawiczek - wspomina mama dziewczynek. - Nasze życie codzienne, te przygotowania i sama pierwsza wizyta u dentysty były dla mnie inspiracją. W książeczce pojawiają się zabawki, z którymi nie rozstawały się moje dzieci. Zajączek, czyli główny bohater, idzie do stomatolożki z tatą - tak jak moje córeczki. Do stworzenia tej postaci natchnął mnie właśnie mój mąż - przyznaje Paulina Kosiniak-Kamysz. Zapoznanie się z gabinetem i dźwiękami w domowym zaciszu Jak podkreśla autorka książki, każdy pierwszy raz jest trudny dla małego człowieka, a także jego rodziców. - Dlatego ta książka jest skierowana również do nich. Ma im pomóc wprowadzić malucha w świat gabinetu stomatologicznego już w domu. To w tym miejscu dziecko czuje się najbezpieczniej na świecie - zauważa Paulina Kosiniak-Kamysz. Czytając "Zajączka u dentysty", dziecko towarzyszy mu podczas całego dnia, w którym wyznaczona została pierwsza wizyta. Pomaga Zajączkowi umyć zęby, odwiedza gabinet, zapoznaje się z narzędziami, których używa dentystka oraz urządzeniami w gabinecie. - Może także oswoić się z dźwiękami towarzyszącymi wizycie u stomatologa. Są one opisane, a na stronie internetowej można ich dodatkowo posłuchać, specjalnie je nagraliśmy. Samo ich włączenie bez żadnego wyjaśnienia, bez kontekstu, może być traumatyczne, książeczka jednak kieruje rodziców i dzieci, jak się z nimi zaznajomić. Są w niej porównania z czymś, z czym dziecko miało już kontakt - lampa jest słoneczkiem, nalewanie wody do kubeczka to fontanna, a turbina wydaje dźwięk samochodu wyścigowego - wyjaśnia dentystka. Regularność i profilaktyka - Chciałam tą książeczką przekazać dzieciom i rodzicom, że wizyta u dentysty to coś zupełnie normalnego. Tak jak wizyta na placu zabaw, na który Zajączek idzie później z tatą - dodaje Paulina Kosiniak-Kamysz. Mówi też, jak ważna jest regularność. - Pani Zajączkowa, czyli dentystka, żegna się z małym Zajączkiem mówiąc mu - do zobaczenia już wkrótce. Jeśli rodzic usłyszy, że jego dziecko jest wolne od ubytków próchnicowych, to często znika i przepada na kilka lat. To największy błąd. Profilaktyka jest zawsze lepsza i tańsza od leczenia - podkreśla stomatolożka. I dodaje, że niewielki odsetek dzieci trafia na wizytę adaptacyjną u dentysty we właściwym czasie. - To powinno się wydarzyć już w okolicach pierwszego roku życia, a nawet wcześniej - wskazuje. Najlepiej, gdy dziecko ma około sześć miesięcy, lub gdy pojawią się u niego pierwsze ząbki. Dlaczego rodzice nie udają się z dzieckiem do dentysty na tym etapie? - To złożony problem, nie sprzyja temu na pewno pęd życia. Umyka nam to. Rodzice też pewnie, podświadomie pamiętając swoje traumatyczne przeżycia z dzieciństwa, odkładają to w czasie. Przez to wszystko pedodoncja, czyli stomatologia dziecięca, jest w Polsce stomatologią interwencyjną, a nie prewencyjną. Musimy to zmienić - podsumowuje Paulina Kosiniak-Kamysz.