- Musieliśmy podjąć decyzję o ograniczeniu nauki stacjonarnej na okres ferii zimowych. Od czwartku w szkołach naukę stacjonarną będą kontynuować uczniowie z klas I-IV, przedszkola oraz zerówki - przekazał w środę wieczorem minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek. Jak dodał polityk, pozostali uczniowie szkół podstawowych oraz szkół średnich od 27 stycznia do końca lutego będą przechodzili na naukę zdalną. Dariusz Zelewski, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1 w Kartuzach, mówi Interii: - Nie rozumiem takiego podziału. Uzasadnione byłoby zdalne w klasach IV-VIII, wtedy nauczyciele mogliby pracować z domu. Obecnie mają trzy lekcje zdalnie, jedną stacjonarnie i kolejne dwie zdalnie. Jest to trudne i stwarza dodatkowe zagrożenie. Jeśli tylko nauczyciel ma jakieś zajęcia w klasach czwartych, musi uczyć ze szkoły. To dotyczy około 20 proc. nauczycieli w naszej szkole. Praca w kilku szkołach Jeszcze trudniej mają ci, którzy pracują w kilku placówkach. Tak jak Jola, która uczy w małym mieście w woj. wielkopolskim. Tu ferie zaraz się kończą, więc z nowym trybem nauczania będą mieć do czynienia przez cały miesiąc. - Uczę w dwóch szkołach - średnia i podstawowa. Codziennie mam jedną lekcję w IV klasie w środku dnia. Mogłabym prowadzić zdalne z domu, gdzie mam lepszy internet i sprzęt, prywatny oczywiście. A tak będę musiała jeździć do obu szkół, bo inaczej nie zdążę na tę lekcję z klasą IV. Sprzęt szkolny pozostawia niestety bardzo wiele do życzenia. Na pewno ten podział jest bardzo uciążliwy - tłumaczy nauczycielka. W dwóch szkołach - średniej i podstawowej - pracuje także Joanna. - Dla mnie ta decyzja to nieporozumienie. Będę biegać raz do średniej na zdalne, raz do podstawowej na stacjonarne. I tak w kółko - mówi Interii. "Na zdalnym powinni być wszyscy" Aleksandra, nauczycielka z Kwidzyna, podkreśla: - Nie rozumiem tego podziału w kontekście epidemiologicznym. Klasy I-III stacjonarnie byłyby jeszcze do ogarnięcia - uczniowie mogą być izolowani od innych - mają zajęcia głównie z wychowawcą. Ale powinny być przy tym wprowadzone darmowe testy i obowiązek testowania dzieci przynajmniej dwa razy w tygodniu. - Pomysł podziału irracjonalny - mówi Rafał, szkolny pedagog ze Szczecina. - Na zdalne powinni iść wszyscy, również klasy I-IV. Inaczej łańcucha zakażeń się nie przerwie - komentuje Interii. Dorota Kujawa-Weinke, nauczycielka ze szkoły podstawowej w Elblągu jest tego samego zdania: - Nauczanie zdalne na jakiś czas powinno objąć wszystkie dzieci. Te chodzące do szkoły nadal będą sporą grupa, która będzie się mieszała, zarażała i przynosiła chorobę w inne środowisko. Tym bardziej, że dzieci często nie wierzą w pandemię, rodzice zakazują niektórym noszenia maseczek. Inni bagatelizują sprawę, nie zaopatrują dzieci w odpowiednią ich liczbę i nie edukują na temat jej zmiany. Dzieci noszą jedną maseczkę tygodniami. Ogłoszenie decyzji za późno Waldemar Kraska przekazał w środę Interii, że będziemy mieć już ponad 50 tys. nowych przypadków zakażenia koronawirusem. I tak, mamy w środę 53 420 nowych, potwierdzonych przypadków zakażeń COVID-19. Joanna komentując te statystyki mówi: - A dzieci? No cóż, niech dalej chodzą do szkół, aż dobijemy do 100. Po Nowym Roku powinna być już wprowadzona nauka zdalna. Przecież było to do przewidzenia, że liczba zakażonych będzie ciągle rosła. Wtóruje jej dyrektor Dariusz Zelewski. - Moim zdaniem decyzja nawet o tym częściowym przejściu na nauczanie zdalne jest podjęta zbyt późno, nieprzemyślanie i z zaskoczenia. Taki obrót rozwoju pandemii był przewidywalny w okresie świąteczno-noworocznym i wtedy trzeba było zaplanować rozwiązanie systemowe. Lidia, nauczycielka szkoły średniej z woj. mazowieckiego: - W tej chwili jest za późno na jakiekolwiek decyzje. Mamy bardzo dużo zachorowań wśród uczniów. Tego można było uniknąć - podsumowuje.