Minister Zdrowia Adam Niedzielski na początku września mówił: - Patrząc na zyski poszczególnych stacji - bo te zyski wyglądają bardzo dobrze, akurat mamy zamknięcie bilansowe roku 2020 - to patrzymy na takie wyniki finansowe, które są naprawdę imponujące. Jeżeli popatrzymy chociażby na to, co stało się w Warszawie, tutaj taka spółka zajmuje się obsługą, spółka marszałka województwa mazowieckiego, ona odnotowała zysk w wysokości 6,5 mln zł. Powstaje naturalne pytanie, czy to nie jest tak, że w tym zysku powinni również partycypować pracownicy. I faktycznie - największy zysk odnotowało warszawskie pogotowie - to ponad 6 mln zł netto w roku 2020. Aby oddać skalę, w 2019 roku ten zysk wynosił 3,5 mln zł. Pogotowie we Wrocławiu zarobiło w 2020 roku niemal 5 mln zł. Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego w Białymstoku za 2020 rok odnotowała zysk sięgający blisko 4,5 mln zł. W 2019 - były to 2 mln zł. Pogotowie w Olsztynie za 2020 rok odnotowało zaledwie 132,9 tys. zł zysku, a już taka kwota, jak czytamy w samym sprawozdaniu finansowym, "świadczy o dobrej kondycji finansowej". Dyrektor białostockiego pogotowia: 3 mln zł na podwyżki Bogdan Kalicki, dyrektor WSPR w Białymstoku tłumaczy, że zysk księgowy to nie jest to samo, co gotówka w kasie stacji. - W ubiegłym roku otrzymywaliśmy bardzo dużo darowizn w różnej postaci - kombinezony, maseczki, płyny. Tego wszystkiego było u nas na ponad 3,5 mln zł. Wówczas idzie to w przychody, a w koszty w momencie zużycia. Zużyliśmy tych środków ochrony osobistej na 2,2 mln zł, co oznacza, że w tabeli "zysk" widnieje jeszcze 1,3 mln zł z darowizn, które nie są pieniędzmi - informuje Kalicki. W Białymstoku ponad 100 ratowników medycznych na kontraktach złożyło wypowiedzenia. Dyrektor złożył im propozycje podwyżki. - Te propozycje, które wysunąłem w postępowaniach konkursowych, wzięły się właśnie z tego zysku, nieco ponad 3 mln zł zostało na to przeznaczone - wyjaśnia. "Zysk w całości przekazany na wynagrodzenia". Ratownicy nic o tym nie wiedzą Piotr Owczarski, rzecznik prasowy WSPRiTS "Meditrans" w Warszawie, wyjaśnia, że stacja wygenerowała w 2020 roku dodatni wynik finansowy w wysokości 6 051 308,59 zł, jednak wynik z podstawowej działalności operacyjnej, w głównej mierze z działalności w ramach ZRM, to strata w wysokości 8 885 906,51 zł. - Osiągnięcie dodatniego wyniku finansowego za 2020 to głównie efekt dodatkowych przychodów i dobrych wyników finansowych działalności medycznej nieświadczonej w ramach kontraktu i środków finansowych przekazywanych na ratownictwo medyczne oraz prowadzonej działalności niemedycznej, jak również przede wszystkim otrzymanych darowizn rzeczowych w wysokości 6 293 971,55 oraz dotacji w kwocie 10 471 980,26 - wymienia Piotr Owczarski. I wyjaśnia: - Zysk w stacjach pogotowia ratunkowego jest pochodną chociażby darowizn od firm, instytucji i osób prywatnych, które wspierają działalność pogotowia. Pomijając to wsparcie pogotowie zanotowałoby kilka milionów strat. - Wspomniany zysk został w całości przekazany na wynagrodzenia dla pracowników i współpracowników stołecznego pogotowia ratunkowego - zapewnia Owczarski. Dopytywaliśmy, czy mowa o pełnej kwocie 6 mln zł. Otrzymaliśmy odpowiedź, że w mailu rzecznik odpowiedział już szczegółowo na nasze pytania. Ratownicy medyczni warszawskiej stacji pogotowia nic jednak o wzrostach wynagrodzeń nie wiedzą. Zysk na sprzęt, który stoi w magazynach Ireneusz Szafraniec z Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych, komentuje: - Ministerstwo zdrowia od lat wie, że na koniec roku większość stacji pogotowia generuje mniejsze lub większe zyski. Słowa wypowiedziane przez pracowników ministerstwa (na temat zysków - przyp. red.) to świadomy ruch polityczny, by skierować problem na linię ratownik - pracodawca. - Zyski to przecież też myślenie o przyszłości. To planowanie zakupów nowych karetek na najbliższe miesiące, czy też odzieży dla pracowników, leków. Dobry pracodawca musi mieć jakieś zyski. Pytanie, jakie, i czy na pewnym poziomie to nie jest już przesada - zastanawia się Szafraniec. W jego ocenie wojewodowie powinni każdorazowo kontrolować, co się z tymi zyskami dzieje i na co będą przeznaczane. - My chcielibyśmy być stroną przy takich kontrolach, bo one są przeprowadzane, ale my nie wiemy, jakie są pokontrolne wnioski. Mamy też takie informacje, że niektórzy dyrektorzy ogromne sumy przeznaczają na nowy sprzęt, który stoi później w magazynach. Czy nie mogliby części tych pieniędzy przeznaczyć dla pracowników? - pyta Ireneusz Szafraniec. Nowa wycena dobokaretki - czy to załatwi sprawę? System ratownictwa medycznego finansowany jest z budżetu państwa przez NFZ. Stacje pogotowia dostają stawki za tzw. dobokaretki. Wiceminister Waldemar Kraska podczas XXX Forum Ekonomicznego poinformował, że od 1 października wzrosną wyceny za dobokaretkę. - Do tej pory stawka na karetkę S, czyli specjalistyczną, wynosiła 4157 złotych, od 1 października chcemy, aby ta wycena wynosiła 5583 złotych, czyli wzrost o ponad 1400 złotych. Jeżeli spojrzymy na karetkę P, czyli podstawową, ta wycena dobokaretki do tej pory była 3152 złotych, chcemy, żeby od 1 października to wynosiło 4187 złotych, czyli widzimy, że na karetce S wzrost będzie o ponad 1400 złotych, na karetce P o ponad 1000 złotych - poinformował wiceminister zdrowia Waldemar Kraska, przedstawiając szczegóły nowych regulacji. "Więcej pieniędzy nie oznacza lepszych zarobków" Ireneusz Szafraniec przyznaje, że nie wie, co realnie oznaczają nowe, wyższe wyceny dobokaretek. I czy przełoży się to na płace ratowników medycznych. - Do tej pory dysponent otrzymywał współczynniki korygujące dotyczące ustawy o minimalnym wynagrodzeniu. I teraz pytanie, czy te współczynniki zostaną cofnięte, a przyjdzie nowa wycena dobokaretki i wyjdzie nam w zarobkach na to samo, czy ten wzrost na dobokaretkę będzie przekierowany przez dysponenta na płace na ratownika medycznego. To, że oni mówią, że będzie więcej pieniędzy, nie oznacza, że będziemy lepiej zarabiali. Te pieniądze mogą być gdzieś skonsumowane po drodze - komentuje Szafraniec. - Myślę, że to dysponenci ustalali z ministrem zdrowia, jaka będzie nowa wycena dobokaretki i to oni powinni wiedzieć, jak to w praktyce się będzie rozkładało. Wiem też, że nie będą z nowej kwoty zadowoleni, bo wnioskowali o 8 tys. zł - zauważa. - O jednej rzeczy tu zapomniano. Państwowy system ratownictwa medycznego to nie tylko ZRM, czyli osoby jeżdżące w karetkach, ale także ci, którzy pracują na oddziałach ratunkowych, w izbie przyjęć, w dyspozytorniach medycznych. I teraz ratownicy medyczni podnoszą, że ci w karetkach dostaną podwyżki, a ci poza karetkami nie dostaną nic. To oznacza, że jest to tymczasowe łatanie problemu, a nie jego rozwiązywanie - podsumowuje.