O północy z piątku na sobotę weszło w życie rozporządzenie dotyczące zniesienia obowiązku zakrywania nosa i ust maseczką na świeżym powietrzu. Otwarte zostały również ogródki w restauracjach. Z nowej wolności Polacy korzystali przez cały weekend. W wielu miejscach przebywały tłumy ludzi, nie utrzymując dystansu. Doktor Michał Sutkowski, prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych, ocenił w rozmowie z Interią: - Zachowujemy się jak jeździec bez głowy. Na otwartej przestrzeni również się zarażamy - To, co działo się w weekend, powinno nas niepokoić. Otwarcie tak, wszystko jest dla ludzi i nadszedł czas, aby i ten krok podjąć, bo wskaźniki zakażeń na to pozwalają. Jednak wiele osób jest nieodpowiedzialnych. Nie trzymają dystansu. Zdjęliśmy też maseczki, więc jeśli tego dystansu brak, to trzeba maseczkę założyć. Tak się nie działo - zauważa Sutkowski. W jego ocenie takie zachowanie, czyli niestosowanie się do reżimu sanitarnego może prowadzić do wzrostów zakażeń koronawirusem. - Te wzrosty nie będą najpewniej drastyczne, bo mówimy o otwartej przestrzeni, a nie zamkniętej. Jednak wszystko zależy od kontekstu. Pamiętajmy, że pandemię w europejskiej części świata rozpoczął mecz piłki nożnej na San Siro właśnie na otwartej przestrzeni. Wygrał koronawirus - przypomniał doktor Sutkowski. - Symulacje wskazują, że pod koniec czerwca z tych wszystkich "otwarć" będziemy mieli wzrosty zakażeń w statystykach - dodał. Na koniec zaapelował: - Wszystko jest dla ludzi. Bawmy się, ale nie jak jeździec bez głowy. Naprawdę niewiele do nieszczęścia potrzeba. "Zachłyśniemy się wolnością" Tomasz Karauda, lekarz oddziału chorób płuc, przyznaje, że jako obywatel cieszy się, że może już zdjąć maskę i wrócić pomału do normalności. - Jednak jako lekarz jestem zaniepokojony. Czy z wolności, która została nam zwrócona, potrafimy korzystać w sposób odpowiedzialny? Znając nas, a nie jesteśmy narodem szczególnie zdyscyplinowanym, my się tą wolnością zachłyśniemy. Ludzie ogłosili koniec pandemii, a tak nie jest - powiedział nam lekarz. - Pozostaje nadzieja, że to się nie przełoży na wzrost liczby zakażeń. Trzymam się tej nadziei. Będziemy wiedzieli za dwa tygodnie, czy jednoczesne otwarcie ogródków restauracyjnych i towarzyszący temu tłok oraz brak maseczek widoczny będzie w statystykach. Latem ubiegłego roku nie było konieczności noszenia maseczek i nie przekładało się to na istotny wzrost zakażeń. Ten wzrost nastał dopiero jesienią. Tak może być również teraz - stwierdził Tomasz Karauda. - Pozostają nam apele, przede wszystkim o to, aby się szczepić, a równolegle zachowywać dystans szczególnie tam, gdzie tłoczą się ludzie. Jeśli nastanie czwarta fala, to jej patronami będą osoby, które szczepionce powiedziały "nie". To oni będą walczyć o życie - podkreślił.