Maciej Jedliński jest lekarzem chirurgii naczyniowej. Od 2008 roku pracuje w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Wojewódzkim im. Papieża Jana Pawła II w Zamościu, przyjmuje także pacjentów w szpitalnej przychodni. - Zawsze tę pracę lubiłem. Do czasu - mówi w rozmowie z Interią. - Za rządów poprzedniej dyrekcji szpitala doszło do sytuacji absurdalnej. Liczba pacjentów zapisywanych do poradni zaczęła systematycznie wzrastać. To sprawiło, że z początkowych 15 minut na pacjenta zaczęło robić się 10, a z 10 minut zaledwie sześć i pół minuty na osobę - mówi lekarz. I wspomina, że w najgorszych przypadkach na trzy godziny pracy w poradni miał umówionych 28 pacjentów. - Część z nich była zapisana na tę samą godzinę - czy dyrekcja chciała, abym w gabinecie miał kilka osób w tym samym czasie? - pyta Maciej Jedliński. - Pragnę podkreślić, że w sześć i pół minuty muszę zebrać wywiad, wykonać badanie, zlecić badania dodatkowe, wypisać receptę, a także zmienić opatrunek, opracować ranę, zdjąć szwy po operacji i jeszcze często samodzielnie wykonać USG. Trudno jest to wszystko zrobić w tak krótkim czasie - podkreśla. "Doniosłem sam na siebie. To był krzyk rozpaczy" - Zwracanie uwagi paniom rejestrującym oraz osobie prowadzącej poradnię nie przynosiło efektów. Tak samo zgłaszanie problemu dyrekcji - wspomina Maciej Jedliński. - Oczywiście mógłbym skończyć pracę o godzinie 15, ale zostaję w poradni dłużej, aby każdego pacjenta przyjąć. Są jednak jakieś granice - mówi lekarz. - Postanowiłem sprawę zgłosić rzecznikowi pacjenta w naszym szpitalu. Doniosłem sam na siebie wskazując, że takie przyjmowanie pacjentów to łamanie ich praw. To był krzyk rozpaczy z mojej strony. Człowiek czeka kilka miesięcy na taką wizytę, a jego czas u lekarza to niewiele ponad sześć minut. W tym czasie nie da się rzetelnie pacjentowi pomóc - ocenia Maciej Jedliński. I dodaje, że rzecznik natychmiast zajął się sprawą, jednak nadal nie została ona do końca rozwiązana. - Sprawę zgłosiłem na przełomie lutego i marca. Czasami tych pacjentów jest mniej, ale nadal zdarza się, że jest ich zbyt wielu i mamy dla nich za mało czasu. Wciąż bywa też tak, że kilku jest zapisanych na tę samą godzinę. Zmieniła się nam dyrekcja i mam nadal nadzieję, że dzięki temu problem zostanie niedługo rozwiązany - wskazuje lekarz. MZ: Lekarz decyduje, jak długo pacjent przebywa na wizycie O kwestię czasu na zbadanie pacjenta spytaliśmy Ministerstwo Zdrowia. Jarosław Rybarczyk, główny specjalista Biura Komunikacji przekazał nam, że w regulaminie organizacyjnym podmiotu wykonującego działalność leczniczą określa się w szczególności przebieg procesu udzielania świadczeń zdrowotnych, natomiast to lekarz kieruje procesem leczenia i odpowiada za prawidłowy jego przebieg. "Lekarz ma obowiązek wykonywać zawód, zgodnie ze wskazaniami aktualnej wiedzy medycznej, dostępnymi mu metodami i środkami zapobiegania, rozpoznawania i leczenia chorób, zgodnie z zasadami etyki zawodowej oraz z należytą starannością. To właśnie lekarz dokonuje indywidualnej oceny stanu zdrowia pacjenta" - czytamy. "Każdy przypadek jest indywidualny i to lekarz decyduje, jak długo pacjent przebywa na wizycie. Zatem kierownik podmiotu leczniczego powinien tak zorganizować pracę poradni, by umożliwić lekarzowi wykonywanie pracy zgodnie kompetencjami i obowiązkami" - wskazuje specjalista Biura Komunikacji MZ. Pacjenci uprzywilejowani Adam Fimiarz, p.o. dyrektora Samodzielnego Publicznego Szpitala Wojewódzkiego im. Papieża Jana Pawła II w Zamościu, w piśmie przesłanym Interii wyjaśnia, że "w związku z dużą liczbą pacjentów terminy rezerwacji do niektórych poradni są bardzo odległe". "Często pacjentami przychodni są osoby uprzywilejowane (kobiety ciężarne, pacjenci ze znacznym stopniem niepełnosprawności, kombatanci, inwalidzi wojenni, zasłużeni honorowi dawcy krwi, dawcy narządów), którym zgodnie z art. 47 c ustawy z dnia 27 sierpnia 2004 roku o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych (Dz. U. z 2021 r. poz.1285 z późn. zm) świadczenie z zakresu ambulatoryjnej opieki specjalistycznej nie może być udzielone w terminie późniejszym niż w ciągu 7 dni roboczych od dnia zgłoszenia" - wskazuje Adam Fimiarz. Jak dodaje, w poradni specjalistycznej przyjmowani są również pacjenci po zakończonej hospitalizacji, "którzy w ciągu 30 dni lub w terminie wcześniejszym, wyznaczonym przez oddział powinni zgłosić się na wizytę kontrolną". "Zaznaczyć należy również, że każdego dnia zgłaszają się pacjenci po wypadkach, którzy nie kwalifikują się do hospitalizacji w związku z czym pomoc udzielana jest im w przychodni. Ponadto rejestrowani są pacjenci ze skierowaniem w trybie pilnym, w przypadku których jeżeli udzielenie świadczenia jest niemożliwe w dniu zgłoszenia, świadczeniodawca ma obowiązek wyznaczenia innego terminu poza kolejnością przyjęć. Pacjenci przyjmowani są zgodnie z godzinami ustalonymi w harmonogramie" - wymienia dyrektor. Nowa organizacja przyjęć Przez dużą liczbę pacjentów uprzywilejowanych "czas oczekiwania na poradę ulega wydłużeniu". "Wychodząc naprzeciw potrzebom pacjentów, szpital pracuje nad wdrożeniem nowej organizacji przyjęć" - zapewnia Adam Fimiarz. Szpital nie odniósł się do kwestii doniesienia złożonego przez lekarza oraz czasu poświęcanego pacjentowi podczas wizyty. Dyrektor zapewnił natomiast, że pracownicy placówki "do każdego pacjenta podchodzą indywidualnie, dbając o jakość udzielanych świadczeń jednocześnie przestrzegając praw pacjenta". Problem systemowy Maciej Jedliński wskazuje, że jego przypadek to tylko przykład, a problem jest systemowy. - Jest parcie na skracanie kolejek. Jednak nie tędy droga, nie tak to powinno się odbywać, odbierając czas wizyty pacjentowi - stwierdza lekarz. - Druga sprawa: często przychodzą do nas pacjenci bez chorób naczyniowych. Mają skierowania do trzech różnych specjalistów, a wcale nie ma potrzeby, żeby do nich przychodzili. Zajmują tylko kolejkę. Raz policzyłem, że na 25 pacjentów jednego dnia 17 nie wymagało porady naczyniowej. Często też pacjenci zapisują się do nas, bo "mają czas", żeby sprawdzić, czy nic im nie dolega. To nie tak powinno wyglądać - ocenia. - Ja badając pacjenta biorę za niego odpowiedzialność. Jeśli mam naciski, żeby pracować na ilość, to bardzo łatwo o błąd. Można coś pominąć, a wtedy finał będzie tragiczny nie tylko dla pacjenta, ale i dla lekarza. To bardzo niekomfortowa sytuacja. Nie ma co się dziwić, że pacjenci uciekają do prywatnych gabinetów - podsumowuje Maciej Jedliński.