Medycy, z którymi rozmawiamy, zgodnie przyznają, że w ostatnim czasie przybrała na sile fala nienawiści i gróźb kierowanych w ich stronę. Hejt nawet w SMS - Każda osoba publiczna, która wypowiada się na temat pandemii COVID-19, dostaje różnego typu groźby. Ja z uwagi na to, iż jestem w przekazywaniu tej wiedzy bardzo aktywny, stałem się celem ruchów antykoronawirusowych. Większość nieakceptowalnych wiadomości otrzymuję na Messengera, ale także na adres e-mail, a niektórzy wysyłają mi nawet SMS-y - mówi dr Bartosz Fiałek, lekarz i specjalista w dziedzinie reumatologii. I dodaje: - W ostatnim czasie znacznie przybyło hejtu i gróźb, których jestem adresatem. Teraz straszy się mnie na przykład międzynarodowym sądem, tym na wzór norymberskiego, który rozliczał zbrodniarzy po drugiej wojnie światowej. Wyzywa się mnie też, że jestem nieukiem, nic nie wiem i głoszę nieprawdę. Najpoważniejsza groźba dotarła do dra Fiałka na przełomie stycznia i lutego. - Grożono mi i mojej rodzinie, że jeśli nie przestanę mówić o COVID-19, to pewne osoby odwiedzą mnie w Płońsku, w którym mieszkam, i będzie nieciekawie. To był e-mail, który zawierał realną groźbę. Trochę na własną rękę szukam obecnie, wraz z informatykami, osoby, która go wysłała - przyznaje lekarz. Zapowiada, że niebawem sprawa trafi do organów ścigania. Liczy na to, że tego typu działanie zostanie adekwatnie rozpatrzone. Zgłoszenie, sprawa umorzona. "Stwierdzono, że bałam się za mało" - Na nas, medyków, spływają hektolitry hejtu - ocenia dr Matylda Kłudkowska, wiceprezes Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych. - Są też groźby. W moim przypadku nasila się to zawsze, gdy wypowiem się gdzieś lub wystąpię w telewizji - dodaje. Podobnie, jak dr Fiałek, w ostatnim czasie otrzymuje wiadomości z groźbą postawienia jej przed "międzynarodowym trybunałem" za mówienie o pandemii koronawirusa. - Największa fala hejtu wylała się na mnie jednak po jednym z artykułów w dużym portalu internetowym. Dostawałam dziesiątki wiadomości dziennie, obrażających mnie, a także moją siostrę. W tym czasie jeden z internautów groził mi ucięciem głowy, co zostało zgłoszone do prokuratury. To była najpoważniejsza z gróźb, jaką dostałam - wspomina dr Kłudkowska. Postępowanie jednak umorzono. - W uzasadnieniu napisano, że nie bałam się zbyt mocno, bo upubliczniłam groźby w mediach społecznościowych. A ja się naprawdę przestraszyłam i właśnie dlatego je udostępniłam, by ten człowiek przestał mi grozić - tłumaczy lekarka. Przyzwyczajenie - Straszne jest to, że powoli zaczynam przyzwyczajać się do takich rzeczy. Przyzwyczajać do tego, że grozi się mi śmiercią za to, że mówię o COVID-19 to, co mówi cały naukowy i medyczny świat - dodaje nasza rozmówczyni. I ocenia: - Dopóki nic złego się nie wydarzy, to mam wrażenie, że te groźby spływające do mnie, do dra Bartka Fiałka, prof. Krzysztofa Simona i innych medyków nie są traktowane poważnie. Wszyscy przymykają na nie oko. - Nie chciałabym być tą osobą, której faktycznie przydarzy się coś złego, i której przypadek sprawi, że organy państwowe podejdą do sprawy poważnie. Obawiam się, że za tymi wiadomościami naprawdę stoją niezrównoważone osoby, które swoje słowa mogą zamienić w czyny - podsumowuje. "Serdeczne życzenia śmierci" - Właśnie dostałem, oprócz świątecznych serdeczności, pierników i kwiatów od pacjentów: "serdeczne życzenia śmierci za propagowanie szczepień ochronnych przeciw COVID-19". Oraz groźby zabicia mnie i wysadzenia klinki - mówił w grudniu Onetowi prof. Krzysztof Simon. Grożono też jego rodzinie. Sprawą zajęła się niedawno policja. Wcześniej, w październiku, hejterów na policję zgłosił też wirusolog dr Tomasz Dzieciątkowski. Darmowy program - rozlicz PIT 2020