Dr Łukasz Durajski, pediatra i członek Amerykańskiej Akademii Pediatrycznej, konsultant WHO, lekarz medycyny podróży i autor bloga doktorekradzi.pl, jest na Zanzibarze od kilku tygodni. Pracuje na tanzańskiej wyspie i ma okazję podglądać to, jak na miejscu wygląda sytuacja związana z koronawirusem, oraz jak funkcjonuje lokalny system ochrony zdrowia. - Władze Tanzanii wciąż uparcie twierdzą, że poradziły sobie z COVID-19. Najpierw zorganizowano akcję wymierzoną w testowanie na obecność koronawirusa. Do laboratorium skierowano m.in. próbki papai, która okazała się być "pozytywna". Ówczesny prezydent stwierdził, że to tylko dowód na to, że testy są fałszywe i trzeba zrezygnować z testowania. Później ogłosił, że dzięki trzydniowym modlitwom całego kraju, koronawirusa już w Tanzanii nie ma - opowiada Interii doktor Łukasz Durajski. "Nieznany" status kraju Od tego czasu bardzo długo nikogo w tym kraju nie testowano. Odzwierciedlają to oficjalne statystyki. Od połowy maja ubiegłego roku nie wykazano ani jednego przypadku zakażenia koronawirusem w Tanzanii. Warto przypomnieć, że w połowie marca bieżącego roku wspomniany prezydent Tanzanii John Magufuli zmarł. Przedstawiciele tanzańskich władz zaprzeczają, że był zakażony koronawirusem, a jako przyczynę zgonu podają atak serca. Nieoficjalnie mówi się jednak, że przechodził COVID-19. Jak mówi nam dr Łukasz Durajski, obecnie Tanzania według agencji CDC ma status "unknown". CDC wykorzystuje dane dotyczące COVID-19 zgłoszone przez Światową Organizację Zdrowia i inne oficjalne źródła, aby określić takie statusy w różnych krajach. Jeśli miejsce docelowe nie dostarcza danych, ich status jest oznaczany jako "nieznany". Tak jest w przypadku Tanzanii. Alert WHO - Kiedy przyjechałem na wyspę, WHO wysłało Tanzanii alert - poinformowano władze, że albo coś zrobią, albo świat zacznie się zamykać na ten kraj i turystyka tutaj padnie, a przecież ci ludzie głównie z tego żyją. Wówczas uruchomiono elektroniczny system rejestracji pacjentów i ich testowania. Ruszyły punkty pobrań. Te testy są, odbywają się. Pacjent otrzymuje wynik w formie elektronicznej. Niestety, ratownicy w punkcie pobrań nie mają na sobie żadnych środków ochrony osobistej - nawet rękawiczek i maseczki, a wyniki testów docierają tylko do pacjentów - nadal nie widać ich w oficjalnych statystykach - opowiada doktor Durajski. Czy te testy wychodzą pozytywne? - Tak. Wiem o tym stąd, że grupa moich znajomych z różnych krajów jest obecnie na Zanzibarze. Na sześć osób wykonujących test pięć miało wynik pozytywny - dodaje. Ochrona zdrowia, której nie ma Lekarz pytany o miejscowy system ochrony zdrowia, odpowiada: - Trzeba powiedzieć jasno i wyraźnie - ochrony zdrowia na Zanzibarze, ani w Tanzanii, nie ma. Przyznaje, że dostęp do lekarza graniczy z cudem, szczególnie na wyspie. - W stolicy Zanzibaru jest tylko jeden szpital publiczny, a także jeden prywatny przeznaczony głównie dla turystów - leczenie w nim jest bardzo drogie. W obu miejscach pracuje zaledwie garstka lekarzy. Jest SOR, chirurgia, pediatria, podstawowe specjalizacje są. Ale to nie jest szpital covidowy. To nie są miejsca, które leczą infekcje górnych dróg oddechowych - przyznaje lekarz. - Poza stolicą Zanzibaru nie ma na wyspie żadnego innego szpitala czy przychodni. Można zadzwonić i lekarz być może za jakiś czas przyjedzie, jeśli mamy pieniądze, by mu za to zapłacić. Ale nie wiadomo, jak szybko się pojawi i czy mamy tyle czasu, by na niego czekać - dodaje. Szamani, kurkuma i imibr Jeśli zatem znajdziemy się na Zanzibarze i zachorujemy ciężko na COVID-19, co się stanie? - Będziemy mieć ogromny problem. Ja swoich pacjentów, którzy wymagali podpięcia pod tlen, musiałem wysłać aż do Kenii, bo w Tanzanii nie miał kto się nimi zająć. Chciałbym, aby to wybrzmiało - osoby, u których przebieg COVID-19 będzie ciężki, nie mają szans otrzymania na miejscu odpowiedniej opieki - podkreśla nasz rozmówca. Lokalna społeczność nie chodzi w ogóle do lekarza. Nie ma do niego dostępu, nie ma też pieniędzy. - Miejscowi korzystają z usług szamanów, leczą się kurkumą i imbirem - przyznaje dr Durajski. Bez dystansu i maseczek Czy na miejscu przestrzegane są zasady sanitarne, skoro władze i miejscowi twierdzą, że "koronawirusa nie ma"? - Tu nikt nie nosi maseczek. Sporadycznie mają je turyści, ale miejscowi absolutnie ich nie używają. Na lotnisku, na targach, w dużych skupiskach, nikt na to nie zwraca uwagi. To bardzo niebezpieczne, bo to przecież pierwsza najważniejsza i podstawowa rzecz w przypadku koronawirusa - dystans, dezynfekcja, maska - mówi nam doktor Durajski. Lekarz przestrzega: - Moim zdaniem nie warto zatem ryzykować. Jestem lekarzem, ale też podróżnikiem. Zanzibar to piękny zakątek świata i zachęcam do przyjazdu tutaj, ale nie teraz. Bądźmy odpowiedzialni, bądźmy bezpieczni. Nie warto narażać swojego zdrowia i życia po to, by złapać kilka promieni słońca. Wytrzymajmy jeszcze chwilę. Szczepienia ruszają w Polsce pełną parą. Sam wracam za parę dni i zaczynam szczepienia w punkcie powszechnym. Liczę na to, że maj i czerwiec będą takim okresem, w którym będziemy już wszyscy zaszczepieni. Rady od lekarza medycyny podróży. Na lepsze czasy Na lepszy czas, kiedy będziemy już zaszczepieni, a podróżowanie będzie możliwe, doktor Łukasz Durajski ma kilka rad. - Pierwszym punktem przy tropikalnych wyjazdach, czy to będzie Afryka, czy Azja, czy Ameryka Środkowa czy Południowa, zawsze powinien być kontakt z lekarzem medycyny podróży. On ma bieżące informacje o tym, co się dzieje w danym kraju, jakie jest zagrożenie - mówi lekarz. Kolejna ważna rzecz to szczepienia. - One są bardzo istotne. Wyjeżdżając w egzotyczne rejony mamy duże szanse spotkania się z różnymi chorobami, których nie ma u nas - dodaje. - Potrzebna jest też podróżna apteczka. Co ważne - trzeba przygotować sobie leki, które zażywamy na stałe. Może się bowiem okazać, że trudno będzie je dostać na drugim końcu świata, gdyby nam się skończyły. Co więcej, powinniśmy jeden zapas tych leków mieć przy sobie w bagażu podręcznym, a drugi w tym rejestrowanym. W końcu nie chcemy przekonać się, co by było, gdyby leki znalazły się tylko w bagażu rejestrowanym, a ten nigdy by do nas nie dojechał - tłumaczy doktor Durajski. - Poza tym - sprawdzajmy pogodę. Teraz na Zanzibarze jest pora deszczowa, więc przyjeżdżanie tu w celach turystycznych chociażby na majówkę naprawdę mija się z celem. Chyba, że chcemy siedzieć w hotelu - podsumowuje. Rozlicz pit online już teraz lub pobierz darmowy program