Były minister, a obecnie wiceminister edukacji Dariusz Piontkowski był we wtorek gościem radia RMF FM. Kilka razy pytany był o to, dlaczego nauczyciel stażysta ma w tej chwili pensję na poziomie minimalnej krajowej. Piontkowski w końcu odpowiedział, że "przytłaczająca większość nauczycieli zarabia zdecydowanie więcej niż minimalna krajowa", czyli 2800 złotych brutto. - Też uważam, że nauczyciel rozpoczynający pracę powinien zarabiać więcej. Do tego dążymy - zaznaczył. - Jeżeli wiceminister uważa, że zarabianie niewiele ponad minimalną krajową przez nauczycieli, którzy mają wyższe wykształcenie, uczą i wychowują dzieci, a często pracują ponad 40 godzin w tygodniu, jest normalne, to niestety, ale już zapomniał o czasach, gdy uczył historii - komentuje Jakub, nauczyciel z Głogowa. I podkreśla, że nie jest to kwota, za którą przy kredycie, czy dzieciach, można żyć. - Raczej z takimi pieniędzmi próbuje się przeżyć - dodaje. "Totalna ignorancja" Mirka, nauczycielka z Łodzi, zauważa, że "przytłaczająca większość nauczycieli" to statystyczny nauczyciel, czyli mianowany 45-latek. - On na pensję wyższą niż najniższa krajowa ciężko zapracował, pokonując kolejne stopnie awansu - mówi. - Ta wypowiedź wiceministra świadczy o braku taktu i wiedzy. Totalna i absolutna ignorancja - dodaje nauczycielka. Lidia Różacka, nauczycielka z Jastrzębia-Zdroju, komentuje: - Wiceminister bezczelnie kłamie i reaktywuje szczucie na nauczycieli, których PiS chce upodlić, wycieńczyć i spauperyzować jeszcze bardziej. Artur Sierawski, nauczyciel z Warszawy, na słowa wiceministra reaguje: - Dobre sobie. - To nie jest żaden powód do dumy. Często jest to niewiele ponad płacę minimalną i to jest kpina. To skandal, że nauczyciel w Polsce, człowiek po 5-letnich studiach, zarabia minimalną krajową - stwierdza nauczyciel. Dorota Kujawa-Weinke, nauczycielka z Elbląga, komentuje jeszcze: - Czuję się, jako nauczycielka, przytłoczona wyobrażeniem ministra o pracy w szkole, trudzie jaki jej towarzyszy oraz zastanawia mnie to, jak Dariusz Piontkowski realizował swoje obowiązki jako nauczyciel, że teraz rzuca zdanie o dobrobycie nauczycieli za więcej niż minimalna krajowa. Ciekawe, co ma do powiedzenia w sprawie tych nauczycieli, którzy zarabiają mniej? Propozycje MEiN Minister edukacji Przemysław Czarnek proponuje podniesienie pensum nauczycieli z 18 do 22 godzin. Dodatkowo każdy nauczyciel przez osiem godzin powinien być do dyspozycji szkoły, w której pracuje. Ma to być czas m.in. na wycieczki, a także rady pedagogiczne, czy indywidualne spotkania z rodzicami. Minister zapowiedział również podwyżki pensji nauczycieli. Obecnie nauczyciel stażysta zarabia 2949 zł brutto. Kontraktowy - 3034 zł brutto, mianowany - 3445 zł brutto, a dyplomowany - 4046 zł brutto. Po zwiększeniu pensum mają oni zarabiać kolejno - stażysta i kontraktowy 4010 zł brutto (po proponowanych zmianach liczba stopni awansu zawodowego ma być zmniejszona, doprowadzi to do likwidacji stażysty i nauczyciela kontraktowego, a w ich miejsce wprowadzenie jednego), mianowany 4540 zł brutto, a dyplomowany - 5130 zł brutto. Krajowa Sekcja Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" wyliczyła, że po odjęciu z tej kwoty wynagrodzenia za zwiększone pensum i świadczenia urlopowego, które ma zostać wraz z reformą zlikwidowane, prawdziwa kwota podwyżki wynosi dla nauczyciela stażysty 278 zł brutto, kontraktowego - 174 zł brutto, mianowanego - 202 zł brutto, a dyplomowanego... 57 zł brutto. "To są obniżki" Nauczycielka dyplomowana Dorota Kujawa-Weinke komentuje: Aż się palę do tej podwyżki. O samych pomysłach ministra Czarnka inna nauczycielka dyplomowana, Agnieszka, mówi: - Wizja tej podwyżki to żenada. To nie jest podwyżka, tylko dodatkowa płaca za dodatkowe godziny, które nam się dołoży. Artur Sierawski zauważa ponadto, że cztery godziny dołożone do pensum będą dodatkowo płatne. Natomiast osiem dodatkowych godzin, podczas których nauczyciel ma być do dyspozycji w szkole, mają być bezpłatne. - To są obniżki. Oszukuje się nauczycieli kolejny raz. Wszyscy to zrozumieliśmy w szkołach. Nas się nie omami pustymi obietnicami i bredniami na użytek propagandy politycznej - podsumowuje Lidia Różacka.