- Jestem strasznym tchórzem. Uczono mnie, by nie mówić głośno, że jestem gejem. "Mam chłopaka". "Razem żyjemy". "Kochamy się". Zostaw to dla siebie - mówili. Ludzie nie muszą wiedzieć. Nadszedł czas, w którym muszę przestać się bać. Muszę zacząć walczyć ze swoimi lękami, bo jeśli ja nie będę mówić o rzeczach, z którymi zderzyliśmy się my, a z którymi społeczność LGBT+ zderza się codziennie, to nic się przecież nie zmieni. Michał byłby ze mnie dumny. Diagnoza: nowotwór prostaty Adrian miał 20 lat, gdy poznał Michała. Dzieliła ich 12-letnia różnica wieku. Połączyło uczucie. W 2005 roku zakochali się w sobie bezpowrotnie. Szybko zaczęli tworzyć wspólne plany. Kupili mieszkanie w Warszawie. Na Suwalszczyźnie, nad jeziorami i wśród drzew, postanowili wybudować swój dom. Dużo podróżowali, cieszyli się życiem. Cieszyli się sobą. Byli szczęśliwi. - Kiedy żyliśmy ze sobą, nie zastanawialiśmy się, co będzie, kiedy któryś z nas zacznie umierać. Nie myśli się o śmierci, mając tak niewiele lat - mówi Interii Adrian, partner Michała. Na ich drodze stanęła choroba. Michał usłyszał diagnozę w 2018 roku - rozległy rak prostaty. - Na początku mówiono nam, że ten nowotwór się leczy, ludzie z tego wychodzą. Zrobiliśmy badania, wyszło 95 proc. zajętości - wspomina Adrian. Szybko pojawiły się przerzuty - na wątrobę i kości. - Postanowiliśmy jednak, że się nie poddamy. Zacząłem obdzwaniać szpitale na całym świecie, szukając nowoczesnych i alternatywnych terapii - opowiada. "Boję się, nie zostawiaj mnie" W tym samym czasie postępowała chemioterapia Michała w Polsce. Adrian przyznaje, że zdecydowana większość lekarzy z szacunkiem i zrozumieniem przyjmowała ich jako parę. Nie miał problemów z dostępem do dokumentacji medycznej swojego partnera - każdorazowo Michał udzielał mu w tej sprawie pełnomocnictwa. - Zdarzały się jednak sytuacje w mojej ocenie nieludzkie. Jednym z takich przypadków była wizyta na SOR w warszawskim szpitalu - opowiada. - Którejś nocy Michał zaczął drżeć. Był przerażony, nie wiedział, co się dzieje. Próbowałem go przytrzymać, przytulić, żeby uspokoić zarówno jego ciało, jak i umysł. Niestety nic nie pomagało. - Zadzwoniłem do onkolożki, która powiedziała, że nowotwór zaatakował układ nerwowy i natychmiast powinny zostać wykonane naświetlenia, żeby zatrzymać proces. Pojechaliśmy na SOR, wytłumaczyłem sytuację. Michał błagał mnie, bym coś zrobił. Krzyczał i wił się z bólu. Prosił, żebym go nie zostawiał, bo się boi. Jeden z pracowników szpitala zabrał wózek Michała i powiedział, że zabierze go do środka. Powiedziałem, że pójdę z nimi, na co on odparł, że nie ma takiej opcji, bo nie jestem rodziną ani krewnym. Wiem, że nawet w przypadku małżeństw nie zawsze bliska osoba może towarzyszyć tej drugiej w takich sytuacjach i zależy to od szpitala. Tam jednak, wnioskując po informacji od pracownika SORu, gdybym był rodziną, mógłbym być przy Michale. Tak się nie stało. - Michał został sam. Leczenie za granicą. I wyprzedaż majątku Chemioterapia w Polsce nie przynosiła skutków, więc para wyjechała do Niemiec. Na rozpoczęcie terapii za granicą i pierwsze dwa podania leku razem z wizytą przygotowującą organizm potrzebowali 58 tys. euro plus 25 tys. zł. - Już na pierwszym etapie skończyły nam się wszystkie oszczędności. Musieliśmy zacząć zbierać pieniądze. Otworzyliśmy zbiórkę na konto jednej z fundacji. Szło dobrze, ale nie na tyle, żeby sfinansować leczenie - przyznaje Adrian. Zaczęli wyprzedawać swój majątek - ziemie Adriana na Suwalszczyźnie, zegarki Michała po dziadku. Mieli jeszcze mieszkanie w Warszawie. - W papierach właścicielem był Michał, kredyt spłacaliśmy wspólnie. Ja zapłaciłem też za remont, meble. Kiedy Michał już nie mógł pracować, przejąłem odpowiedzialność za spłatę kredytu - tłumaczy Adrian. - W pewnym momencie uświadomiliśmy sobie, że to będzie ogromny problem, by udowodnić, że jest to też moje mieszkanie. I możliwe, że po śmierci partnera nie będę mógł w nim zostać. Wyjście było jedno - Michał mógłby to mieszkanie mi oddać w ramach darowizny, ale ja wówczas musiałbym zapłacić 20 procent podatku. Mimo że realnie to mieszkanie było tak samo jego, jak i moje. Na koncie miałem 0 zł, bo wszystkie oszczędności wydałem na leczenie Michała. Nie było mnie stać na ten podatek - mówi. Podjęli decyzję o sprzedaniu mieszkania. Pieniądze wpłynęły na konto Michała, to z nich opłacali dalej leczenie. Pożegnanie Michał umierał. - Nie mieliśmy szans na spisanie testamentu, bo przyjmował przeciwbólowe leki opioidowe, co było podstawą do ewentualnego zanegowania tego dokumentu. Wszelkie rozliczenia odbywałyby się więc na mocy przepisów ustawy, zgodnie z którą majątek dziedziczy małżonek lub rodzina - przyznaje Adrian. Ze sprzedaży mieszkania zostało im jeszcze trochę pieniędzy. - Poradziłem się prawnika, co w takiej sytuacji możemy zrobić, bo one formalnie są Michała. Dowiedziałem się, że najlepiej byłoby nagrać umowę ustną i spisać umowę przekazania pieniędzy. Dlatego nagraliśmy z Michałem oświadczenie, iż on w pełni świadomy przekazuje mi pieniądze, a następnie wykonaliśmy przelew. Pozostała jeszcze umowa na piśmie. Kiedy ją przygotowywałem w domu, zadzwoniła siostra Michała, informując mnie, żebym szybko przyjechał, bo Michał odchodzi. Kiedy dojechałem do Michała, był już nieprzytomny. Nie zdążyłem się pożegnać, choć wcześniej, przez półtora roku, byłem z nim praktycznie cały czas - wyznaje partner Michała. - Gdybyśmy byli heteroseksualnym małżeństwem, nie byłoby z tym problemu. Nie musiałbym spisywać dodatkowych umów i na każdym kroku myśleć o różnych pełnomocnictwach. My chcieliśmy wziąć ślub za granicą, tylko nie zdążyliśmy. Chociaż to i tak niewiele by nam dało, bo nie byłoby to respektowane przez polskie państwo. Ostatecznie od majątku, który został mu przekazany, Adrian i tak musiał zapłacić 20-procentowy podatek. - To, co zostało, podzieliłem na siebie i rodzinę Michała. Pogrzeb Michał zmarł 7 sierpnia 2019 roku. - Nie mogłem sam odebrać jego ciała. Według polskiego prawa nie byliśmy przecież rodziną. Byliśmy ideologią. Ideologia nie ma praw. Przed Adrianem, rodziną i bliskimi, była jeszcze kwestia pochówku. - Michał był osobą niewierzącą, która nienawidziła Kościoła. Mama Michała jednak chciała, aby został pochowany w obrządku katolickim. Tak też się stało. Ja formalnie nie miałem mocy decyzji. Wspólnie z rodziną wymyśliliśmy jednak, co możemy zrobić, żeby pogrzeb był katolicki, ale jednocześnie przyjazny i tolerancyjny. Ksiądz przywitał osoby niewierzące, mówił o mnie jako o partnerze, a nie "koledze", a na grobie pojawiły się też tęczowe flagi. Zdaję jednak sobie sprawę z tego, że mieliśmy szczęście, trafiając na księdza, który był na to otwarty - opowiada Adrian. Kilka dni później flagi zostały ukradzione. Bez wsparcia - Byłem już psychicznie i emocjonalnie wykończony. Co, jeśli przez moją orientację zostanę skrzywdzony fizycznie? - zastanawia się nasz rozmówca. Adrian wciąż mieszka na Suwalszczyźnie, w domu na wsi, który budowali z Michałem. - Ludzie tu są wspaniali. Wspierali nas, wspierają mnie. To oni powiedzieli nam, że miłość to miłość. Ale ja się boję wywiesić tęczową flagę na swoim oknie. Nigdy nie wiadomo, kto przez tę wieś będzie przejeżdżał. A jak podpalą mi dom? Oczywiście, dostaną karę za podpalenie, ale nie będzie takiej narracji, że kara jest też za nienawiść do osób LGBT - ocenia. - Wszędzie powtarza się, że jesteśmy ideologią. My jesteśmy zwykłymi ludźmi - dodaje Adrian. - Nie ma takiej przestrzeni, w której ja bym czuł, że państwo polskie stoi po mojej stronie - podsumowuje. Prawnik: Związki partnerskie praktycznie niewidzialne - Związki partnerskie są na gruncie naszego porządku prawnego praktycznie niewidzialne. Partnerzy i partnerki z perspektywy szeregu przepisów prawa obowiązującego w Polsce są dla siebie osobami obcymi - komentuje w rozmowie z Interią adwokat Marcin Pawelec-Jakowiecki, ekspert stowarzyszenia Kampania Przeciw Homofobii. Przyznaje, że w konsekwencji ochrona prawna przyznawana związkom partnerskim jest nieporównywalnie słabsza od przewidzianej dla osób pozostających w związkach małżeńskich. Poprosiliśmy eksperta o omówienie kilku obszarów, w których Adrian i Michał zderzali się z polskim prawem: kwestii zdrowotnych, dotyczących mieszkania, pochówku i dziedziczenia. Partner może towarzyszyć pacjentowi, ale istnieje prawo do odmowy - Zgodnie z art. 21 ust. 1 ustawy o prawach pacjenta i Rzecznika Praw Pacjenta, na życzenie pacjenta przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych może być obecna osoba bliska. Osobą bliską może być także nasz partner lub partnerka. Istnieje jednak prawo do odmowy - w przypadku istnienia prawdopodobieństwa wystąpienia zagrożenia epidemicznego lub ze względu na bezpieczeństwo zdrowotne pacjenta - wyjaśnia adwokat. I dodaje, że udostępnienie dokumentacji medycznej w przypadku osób pozostających w związku partnerskim również może być utrudnione. - Zgodnie z tą samą ustawą osoba upoważniona przez pacjenta może mieć dostęp do tej dokumentacji. Tylko inaczej w praktyce podchodzi się do małżonka osoby chorej, a inaczej, jak jest to osoba posiadająca dokument, upoważnienie - przyznaje Pawelec-Jakowiecki. Udowadnianie "bliskości" - Art. 923 Kodeksu cywilnego wskazuje: małżonek i inne osoby bliskie, które mieszkały z osobą zmarłą do jego śmierci, są uprawnione do korzystania z mieszkania w zakresie dotychczasowym w ciągu trzech miesięcy od zgonu. Należy zadać pytanie, czy osoba bliska, to według prawa także partner lub partnerka osoby zmarłej. Przy ewentualnym sporze sądowym być może istniałaby potrzeba udowodnienia owej "bliskości" - zauważa adwokat Marcin Pawelec-Jakowiecki. - Nie byłoby wykluczone, iż wymagałoby to oparcia się na dowodach z konwersacji z partnerem lub partnerką za życia, pokazania wspólnych zdjęć, co może być dramatycznym przeżyciem. I to tylko po to, by przez trzy miesiące móc w mieszkaniu przebywać - podkreśla. O kwestii darowizny mówi: - Faktycznie tutaj przy darowiźnie Adrian musiał zapłacić podatek. Ten waha się nawet do 20 procent. Należy bowiem do III grupy podatkowej. W przypadku małżeństw takiego problemu oczywiście nie ma, bo małżonek należy do tzw. zerowej grupy podatkowej. Istnieje wtedy możliwość zwolnienia z podatku od darowizny, po zgłoszeniu faktu jej dokonania naczelnikowi urzędu skarbowego. O pochówku nie zadecyduje partner - Przepisy dotyczące pochówku w Polsce są niezwykle archaiczne - Ustawa o cmentarzach i chowaniu zmarłych pochodzi z 1959 roku. Art. 10 tej ustawy wskazuje, kto ma prawo do decydowania o pochówku osób zmarłych. W pierwszej kolejności jest to pozostający przy życiu małżonek, później mamy krewnych wstępnych, zstępnych, bocznych i powinowatych - zauważa adwokat Pawelec-Jakowiecki. Przyznaje, że można w takim przypadku udzielić pełnomocnictwa swojemu partnerowi czy partnerce, aby umożliwić im udzielenie głosu w dyskusji o tym, jak będzie wyglądał pochówek. - Takie oświadczenie woli nie będzie jednak wiązało najbliższych, którym ustawa przyznaje prawo do decydowania o pochówku osoby zmarłej. Co najwyżej może stanowić argument w dyskusji z rodziną - dodaje. - Dramatycznie przedstawiają się też przepisy dotyczące dziedziczenia. Partner lub partnerka nie są w tym przypadku w ogóle brani pod uwagę wedle przepisów kodeksu cywilnego, regulujących dziedziczenie ustawowe. Partnerowi lub partnerce osoby zmarłej nie przysługuje nawet zachowek. Bez testamentu można pozostać z niczym - wyjaśnia ekspert. Potrzeba ochrony osób w związkach partnerskich - Małżeństwo jest niesamowicie istotną instytucją naszego prawa. Jako stowarzyszenie stoimy na stanowisku, że art. 18 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej nie zawiera jego legalnej definicji. Celem art. 18 jest ochrona rodziny, nie zaś wprowadzenie zakazu małżeństw nieheteronormatywnych. Małżeństwo jest źródłem kompleksowej ochrony prawnej dla osób, które je zawarły. Z faktem zawarcia związku małżeńskiego wiąże się wiele przywilejów, poczynając od możliwości wspólnego przysposobienia osoby małoletniej, kończąc zaś na kwestii zmiany nazwiska - mówi na koniec ekspert. - Stoimy na stanowisku, iż istnieje potrzeba wprowadzenia w Polsce regulacji prawnych, które przyznawałyby tę ochronę również osobom w związkach nieheteronormatywnych - podsumowuje adwokat Marcin Pawelec-Jakowiecki. Spełnione obietnice Adrian przed śmiercią Michała złożył mu i sobie kilka obietnic. Poszedł na terapię, zdawał do szkoły filmowej, z prochami Michała poleciał do Patagonii, utrzymuje dobre relacje z siostrą i mamą Michała. Ostatnią obietnicą z listy jest nagranie piosenki. Piosenki, która jest pożegnaniem: Dziś Adrian spełnił wszystkie obietnice. --- Jeżeli jesteś osobą LGBT+ i potrzebujesz wsparcia, możesz skorzystać z bezpłatnej pomocy prawnej oferowanej przez stowarzyszenie Kampania Przeciw Homofobii: prawo@kph.org.pl.