W marcu 2018 roku Grzegorz Schetyna podpisał porozumienie z Katarzyną Lubnauer dotyczące wspólnego startu PO i Nowoczesnej w wyborach samorządowych. Był to początek budowania Koalicji Obywatelskiej, która w międzyczasie przyjęła nazwę Koalicji Europejskiej (w wyborach do Parlamentu Europejskiego), aż po wybory parlamentarne w 2019 roku. KO i Schetyna odtrąbili wówczas sukces - siły opozycyjne przejęły bowiem Senat, który do dziś jest jedyną instytucją w rękach opozycji. Sam pomysł budowania Koalicji Obywatelskiej w wyborach parlamentarnych opierał się na trzech filarach. Pierwszym byli politycy Platformy Obywatelskiej, drugim koalicjanci, jak Nowoczesna, Zieloni czy Inicjatywa Polska, a trzecim działacze miejscy, obywatelscy czy politycy niezrzeszeni. Ta trzecia grupa wielką ławą wdarła się do parlamentu, często pozbawiając miejsca doświadczonych polityków PO. To np. Magdalena Filiks z ruchu Obywatele RP, Franciszek Sterczewski z poznańskich ruchów miejskich, Piotr Adamowicz, brat byłego prezydenta Gdańska, Iwona Hartwich walcząca o prawa osób z niepełnosprawnościami, artystka Klaudia Jachira, czy byli politycy "odkurzeni" przez Schetynę jak Paweł Kowal czy Paweł Poncyljusz. Z tego samego klucza co Kowal i Poncyljusz w budowanej przez lidera PO Koalicji Obywatelskiej znalazł się Kazimierz Michał Ujazdowski - polityk, który był ministrem kultury w rządach Jerzego Buzka, Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego. Polityk nie zapisał się do Platformy Obywatelskiej, ale wcześniej był członkiem Prawa i Sprawiedliwości, Forum Prawicy Demokratycznej, Przymierza Prawicy czy Koalicji Konserwatywnej. Słowem - nigdzie nie zagrzał długo miejsca. Tak samo stało się z Koalicją Obywatelską. Wytrwał w niej dwa lata, bo we wtorek przeszedł do PSL-Koalicji Polskiej. Jak przekonuje, by budować nowe centrum na polskiej scenie politycznej. Odejście Ujazdowskiego jest dla Koalicji Obywatelskiej stratą, ale nie ciosem, bo ten ruch kompletnie nie zmienia sytuacji w Senacie, gdzie politycy opozycyjni bez względu na polityczne barwy konsekwentnie współpracują. Jego odejście nie jest ciosem również dlatego, że Ujazdowski nie był związany z KO, a tym bardziej PO. - Ci ludzie mają problem z lojalnością - mówi nam jeden z ważnych polityków Platformy. "Tych ludzi" łatwo rozszyfrować, bo to nie pierwsze odejście z KO w ostatnim czasie. Na listach KO w 2019 roku pojawił się np. senator Jacek Bury z Lublina - dziś jest już w Polsce 2050. Schetyna zaprosił też na listy komentatora sportowego Tomasza Zimocha z Łodzi, mimo sprzeciwu szefowej tamtejszych struktur Hanny Zdanowskiej - dziś Zimoch również jest w Polsce 2050. Trzecim politykiem, który dołączył według tego schematu, jest właśnie Ujazdowski. Tym samym ci parlamentarzyści stanowią jedną trzecią tych, którzy opuścili Koalicję Obywatelską. Polityków Koalicji Obywatelskiej te odejścia nie bolą, ale bardzo irytują. Działacze Platformy mają wątpliwości, czy na ludzi z tego zaciągu można polegać i czy ówczesne kierownictwo PO nie popełniło błędów, wpuszczając na czołówki list tak wiele osób dotąd niezwiązanych z PO. Wątpliwości budzą też koalicjanci. Dwa kolejne transfery z KO do Polski 2050 Szymona Hołowni to bowiem politycy Nowoczesnej - Paulina Hennig-Kloska i Mirosław Suchoń. Tyle tylko, że Platforma musi też patrzeć do swojego ogródka. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że jak dotąd największym ciosem dla działaczy PO było odejście z partii Joanny Muchy. Bardzo rozpoznawalnej twarzy, która wzmacniając Hołownię uruchomiła lawinę spekulacji i mniejszych odejść z KO. To ona była pierwszym elementem, który wykruszył się z układanki pod nazwą Koalicja Obywatelska. A to już wyrzut sumienia działaczy PO. Inna historia dotyczy dwóch kolejnych polityków, których nie ma już w klubie KO. Ireneusz Raś i Paweł Zalewski zostali wyrzuceni z partii na wyraźne życzenie lidera Borysa Budki. Po nich w Platformie już nikt nie płacze, a Raś znalazł miejsce tam gdzie Ujazdowski - w PSL-Koalicji Polskiej. W ostatnich tygodniach z członkostwa w partii zrezygnowała też europosłanka Róża Thun. Łukasz Szpyrka