Wybory prezydenckie 2020. Kampanijna dogrywka na nowych zasadach
Mniej internetu, za to więcej spotkań z wyborcami na świeżym powietrzu – sztaby wyborcze kandydatów na prezydenta rozrysowują nowe strategie na kampanijną dogrywkę. Cztery duże wydarzenia planowane są już w sobotę, 30 maja.
Szymon Hołownia w Krakowie, Rafał Trzaskowski w Poznaniu, Robert Biedroń w Pabianicach, a Władysław Kosiniak-Kamysz w Przybysławicach - kampania wyborcza, mimo że oficjalnie jej nie ma, wchodzi w nową fazę.
Wszystkie te cztery wydarzenia mają mieć charakter wystąpień programowych. Kosiniak-Kamysz ma przedstawić "Plan dla Polski" na najbliższe lata. Hołownia szykuje z kolei najważniejszą mowę od 10 maja - w mieście Andrzeja Dudy ma przedstawić jego niespełnione obietnice. Trzaskowski na Placu Wolności ma wygłosić przemówienie nawiązujące do... wolności. Biedroń z kolei kontynuuje objazd po Łódzkiem, a w Pabianicach ma odbyć się pierwszy przedkampanijny wiec.
Mimo że wciąż nie wiadomo, kiedy odbędą się wybory prezydenckie, a kampania wyborcza nie może być oficjalnie prowadzona, sztaby wyborcze szykują się do nowych rozwiązań, jakie daje łagodzenie obostrzeń przez rząd. Przypomnijmy, że od soboty 30 maja możliwe jest m.in. przebywanie w przestrzeni publicznej bez maseczek. Dopuszczalne są też spotkania na świeżym powietrzu do 150 osób - oczywiście z zachowaniem rygorów bezpieczeństwa.
Łagodzenie obostrzeń związanych z epidemią koronawirusa daje też nowe możliwości sztabom wyborczym, które muszą elastycznie podejść do kampanijnej dogrywki. Ci, którzy najlepiej pogodzą tradycyjną formę kampanii z kampanią w warunkach pandemicznych, prawdopodobnie zyskają najwięcej.
Już dziś niemal z każdego obozu słychać wielkie westchnięcie i słowa "nareszcie!". Ostatnie dwa miesiące to bowiem kampania prowadzona głównie w sieci - na specjalnych witrynach, w mediach społecznościowych i przez wirtualne połączenia z mediami. Sztaby przekonują, że o ile jest to nowatorskie i potrzebne rozwiązanie, to jednak niesprawdzone. Od tego weekendu wszystko może wyglądać niemal "po staremu". Można się spodziewać, że spotkania z wyborcami będą zdecydowanie częstsze. Stare kampanijne hasło brzmi - im więcej uściśniętych dłoni, tym lepszy wynik wyborczy. Z tą różnicą, że dłoni wyborcom uścisnąć nie można, a jedynie stuknąć się łokciami - co zresztą już praktykuje Rafał Trzaskowski.