W czwartek odbyła się nadzwyczajna sesja Rady Miasta Kraśnik. Miała zająć się uchwałą w sprawie sieci 5G, która w ubiegłym tygodniu przyniosła miastu rozgłos na całą Polskę. Wcześniej radni nie wycofali się z uchwały dotyczącej LGBT. W sieci od tego czasu zaczęły pojawiać się memy, zdjęcia i dowcipy o sytuacji w Kraśniku. Internauci okrzyknęli to miasto "nowym Wąchockiem". O uchwałach dotyczących LGBT oraz 5G i szkód wizerunkowych związanych z ich przyjęciem, a także o sytuacji w mieście, rozmawiamy z Dorotą Posyniak, przewodniczącą Rady Miasta Kraśnik. Łukasz Szpyrka, Interia: Wie pani, gdzie najbardziej cieszą się z ostatnich poczynań Rady Miasta Kraśnik? Dorota Posyniak: - Gdzie? W Wąchocku, Sosnowcu i Radomiu. - Dlaczego? Bo teraz Kraśnik stał się obiektem żartów. - To jest dla mnie najbardziej przykre. Ale to tylko jedna strona medalu. Do tego dochodzi kolejne potencjalne zagrożenie, czyli wykreślenie Kraśnika z listy beneficjentów Funduszy Norweskich. Został nam miesiąc do złożenia wniosku. To dla nas ogromna szansa, a w mediach spotykamy się z sygnałami, że te środki mogą nas ominąć. Obawiam się, że miasta, które ubiegają się o te same środki, cieszą się jeszcze bardziej. Jeśli okaże się, że ta uchwała w jakikolwiek sposób przeszkodzi nam w pozyskaniu tych środków, to byłoby rzeczywiście bardzo złe dla całej społeczności Kraśnika. Bo działamy nie dla siebie, ale dla mieszkańców, którzy są niezwykle przyjaźni i otwarci. Promujecie się jako "Kraśnik. Przyjazne miasto". - Bo to naprawdę przyjazne miasto! Tylko trudno nam będzie teraz odbudować ten wizerunek. W ciągu ostatniego tygodnia zostaliśmy zlinczowani. Jakieś pomysły? - Musimy odkręcić co się da. Mam dużo empatii, rozumiem też radnych Prawa i Sprawiedliwości. Im jest trudno, bo teraz chodzi o ich wizerunek. Mam nadzieję, że uda się porozumieć, by wycofać tę uchwałę. Dla dobra miasta. Myślę, że będziemy podejmować jakieś próby, ale potrzebujemy czasu. Dajmy tym radnym chwilę, by przetrawili to, co się stało. Jak wyglądało samo głosowanie nad uchwałą o LGBT? - Skończyło się wynikiem 11 do 9. Dziewięciu radnych Prawa i Sprawiedliwości i dwóch radnych Wspólnego Kraśnika przeforsowało tę uchwałę. Jak pani głosowała? - Głosowałam za odrzuceniem tej uchwały. Czasem trzeba uderzyć się w pierś, bo rok temu głosowałam za. W maju 2019 roku, gdy podejmowaliśmy tę uchwałę, wnioskodawcy podkreślali sprzeciw wobec pojawiających się zagrożeń związanych z ruchem LGBT. Baliśmy się ingerencji w autonomię wspólnot religijnych, a także seksualizacji dzieci w szkołach. To było stanowisko w obronie szkoły i rodziny - wydawało nam się niewinne, ale byliśmy w błędzie. Nie sądziliśmy, że odbije się to tak szerokim echem w kraju i na świecie. Nasza uchwała w zasadzie jest symboliczna, bo jeśli aktywiści LGBT chcą zrobić paradę w Kraśniku, to oczywiście mogą. To po co w ogóle zajmować się tą uchwałą? - No właśnie, po co? To najbardziej zasadne pytanie. Bo po co upierać się przy uchwale, która przynosi nam tylko straty - wizerunkowe i ekonomiczne. Wyraźnie widać, że wyłączenie społeczne mocno nas ogranicza. W dobie kryzysu pandemicznego miasta otwarte światopoglądowo mają większą szansę przetrwania. Otwartość na środowiska LGBT to nie tylko sprawa światopoglądu, ale też kwestia ekonomiczna. Dochodzi też sprawa naszej współpracy z miastami, które przyjęcie naszej uchwały nazwały zachowaniem homofobicznym i dyskryminującym. A tak nie jest? - Ta uchwała, w założeniu, nie miała być próbą stygmatyzacji społeczności LGBT. Kraśnik to naprawdę fajne, wygodne, zielone, otwarte i przyjazne miasto dla wszystkich. Nikt nie pomyślał, że ta uchwała może zostać tak źle odebrana. To był błąd, że podjęliśmy wtedy tę uchwałę. Teraz był czas, by się z tego wycofać, więc trzeba było skorzystać z tej szansy. Tym razem zagłosowałam przeciw, ale demokracja ma to do siebie, że przeważa większość. Jak pani osobiście podchodzi do kwestii LGBT? - Zmieniłam zdanie. Prywatnie hołduję wartościom konserwatywnym, jestem za tradycyjnym modelem rodziny i wartościami, ale w działalności publicznej kieruję się jedną zasadą - nie powinniśmy dzielić społeczeństwa. Przyznam szczerze, że nie podoba mi się wprowadzanie zajęć z edukacji seksualnej do szkół albo wychowanie dzieci przez pary homoseksualne. Zrozumiałam jednak, że przez tę uchwałę osoby o innej orientacji seksualnej mogą czuć się źle i było mi z tego powodu bardzo przykro. Nie chciałabym, by ktokolwiek w Kraśniku źle się czuł. Jeśli bolejemy nad tym, że Kraśnik nam się starzeje, a młodzi ludzie wyjeżdżają, to na pewno ta uchwała ich nie zatrzyma. Będą wyjeżdżać, bo boją się, że za chwilę odetniecie im internet. - To wielkie nieporozumienie. Petycja dotycząca sieci 5G wpłynęła do rady w marcu i skierowałam ją do komisji petycji. Tymczasem nie powinna zostać w ogóle rozpatrzona z uwagi na uchybienia formalne. Komisja jednak zajęła się tym tematem. Radni zaprosili panią z ruchu anty-5G, która była zarówno na komisji, jak i również na sesji. Przedstawiła argumenty, a nikt nie sprawdzał jej kompetencji. Nawet nie pamiętam jak się nazywała. Mówiła, że jest wolontariuszką z jakiegoś stowarzyszenia anty-5G, że była zapraszana do komisji sejmowych. Radni pozytywnie ocenili tę petycję i takie stanowisko przekazali radzie. A na sesji przyjęli tę uchwałę. Zostaliście oszukani? - Moim zdaniem było to trochę nieświadome. Zresztą w treści tej petycji była kwestia wyłączania Wi-Fi. Przecież nikt o zdrowych zmysłach takiej decyzji by nie podjął. Przecież to śmiech na sali, to jest nienormalne. Doszło więc do dużego nieporozumienia. Wczoraj miałam telefon od zaniepokojonego mieszkańca, czy to prawda, że wyłączamy w mieście internet. Sami narobiliście zamieszania. - Tak, to dla nas trudny czas. Będzie szansa na rehabilitację. Na czwartek zwołaliście nadzwyczajną sesję w tej sprawie. - Myślę, że wszyscy zrozumieli błąd i teraz będziemy mogli to odkręcić. Jestem przekonana, że ta uchwała zostanie odrzucona. Zresztą nigdy nie powinna być rozpatrywana. To pani popełniła błąd? - Absolutnie nie. Jest specjalna komisja, która za to odpowiada. Niech się każdy kompromituje na własny rachunek. To ładne zdanie. - Jest mi zwyczajnie wstyd za to, co się wydarzyło. Wzięłam urlop, bo nie wyrabiam z odbieraniem telefonów. To trudne i przykre. Od wielu lat jestem radną i boli mnie najbardziej, że miasto zostało tak skrzywdzone. Zlinczowane w ciągu tygodnia. Może humor poprawiają pani dowcipy o Kraśniku? Ma pani ulubiony? - Słyszałam, że Donald Trump rzuci wszystko i przyjedzie do Kraśnika na weekend. To może nie byłoby takie złe? - Prawda? Dopiero mielibyśmy promocję. Na razie musicie radzić sobie sami. - Musimy się ogarnąć. Może to lekcja na przyszłość. Jestem głęboko przekonana, że wszyscy radni przeżyli tę sytuację. Każdy na swój sposób. Jestem też przekonana, że wszyscy chcą dobrze, a nikt nie chciał skrzywdzić miasta. Przerosło to nasze najśmielsze oczekiwania. Mleko się rozlało, nie ma co obwiniać się wzajemnie, ale skupić się na tym, z czym musimy się zmierzyć.