Łukasz Szpyrka: Chce pan unieważnić deklarację LGBT w Małopolsce i ma do tego przekonywać kolegów z PiS, bo inaczej region może pożegnać się z dużymi środkami europejskimi. Jak idzie to przekonywanie? Tomasz Urynowicz: - Myślę, że idziemy we właściwą stronę. Byłbym naprawdę rozczarowany, gdyby rozstrzygnięcia były inne, bo ryzyko utraty środków, wbrew temu co niektórzy próbują nam wmówić, jest duże. Korespondencja Komisji Europejskiej nie zostawia cienia wątpliwości, zwłaszcza że przenosi spór na zupełnie inny poziom. Jestem pewien, że wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za rozwój regionalny. Wiem, że teraz może nie być mi miło, bo trochę wyszedłem ze strefy komfortu, ale nie wyobrażam sobie, by zakończyło się to inaczej niż unieważnieniem tej uchwały. W zarządzie woj. małopolskiego jest pięć osób. Już pan z nimi rozmawiał? - Oczywiście. Rozmawiamy cały czas, choć w moim przypadku inny jest mechanizm podejmowania decyzji. Mam ten przywilej, że premier Jarosław Gowin nie narzuca mi opinii, mogę działać autonomicznie, ale może inaczej wygląda to w Prawie i Sprawiedliwości. Rozumiem to, bo każda formacja inaczej podchodzi do tych spraw. Pewnie potrzeba trochę czasu, by koledzy podjęli decyzję. Nie widzę natomiast przestrzeni do podjęcia innej. Powiedział pan, że niektórzy próbują wmówić, że niebezpieczeństwo utraty środków wcale nie jest tak duże. Kogo ma pan na myśli? - Odnoszę się do poniedziałkowego wylewu komentarzy. Widzę jakieś głosy, czy to prof. Ryszarda Legutko, czy Janusza Kowalskiego, którzy jednoznacznie przekonują, że Unia tak nie może. Praktyka pokazuje, że jednak może, bo dotyczy to bardzo prostej rzeczy, czyli spełniania kryteriów polityki horyzontalnej przez instytucję zarządzającą, czyli Małopolskę. Tu wszystko jest zgodne z traktatami. Kowalski nazwał pana "kolejnym unijczykiem". - Uważam to za dość sympatyczny komplement, nie wypieram się tego, bo absolutnie uważam się za unijczyka. Jarosław Gowin wspiera pana działania? - Tak, rozmawialiśmy wczoraj i dwa dni temu, a nawet dzisiaj. Wiem, że skomentował to na gorąco na jednej z konferencji prasowych. Nie mam wątpliwości co do oceny mojego działania przez Gowina czy tym bardziej środowisko Porozumienia. Jestem w stałym kontakcie z koleżankami i kolegami, więc nie mam cienia wątpliwości, że wspierają moje działania. Czy ta sytuacja może przenieść się na relacje między Porozumieniem a PiS w polityce ogólnokrajowej? - Na pewno Porozumienie manifestuje w wielu momentach odrębność programową i przywiązanie do swojego programu. Tak się dzieje w przypadku lex TVN, wspierania przedsiębiorców, kwestii podatkowych, ale też w sprawach samorządowych. Mogę górnolotnie powiedzieć, że tu nie tylko chodzi o tolerancję i równe prawa dla wszystkich, ale także o istotę samorządu. Gra toczy się o ponad 2,5 mld euro. - Chodzi o zablokowanie bieżących rozliczeń i wydatków na lata 2014-2020 z uwagą za niespełniony tzw. horyzontalny warunek wstępny, który ma być zgodny z kartą praw podstawowych. Chodzi o zablokowanie negocjacji programu regionalnego funduszy europejskich dla Małopolski na lata 2021-2027 z powodu braku zgody na desygnację władz regionalnych jako instytucję zarządzającą na lata 2021-2027. Chodzi też o brak zgody na finansowanie działań związanych z promocją gospodarczą małopolskich przedsiębiorców. Ten trzeci element może nie brzmi tak strasznie, ale też jest poważny. Jeśli nie uda się panu przekonać kolegów z PiS i nie uchylicie tej uchwały, to jest pan w 100 procentach przekonany, że stracicie te środki? - Nikt tego przed nami nie testował. Nie ma takiego doświadczenia w Europie, bo nigdzie się tak dotąd nie wydarzyło. Myślę, że deklaracja sejmiku niczego nie rozwiązuje. Jest jednak na tyle nieścisła interpretacyjnie, że wyrządza poważne szkody wizerunkowe i w relacjach z UE. Utrzymywanie tej deklaracji nie jest nam więc potrzebne, bo Małopolanie pielęgnują wartości rodzinne bez uchwał i deklaracji radnych, ale z serca. A na pewno w tym regionie potrzebne nam są pieniądze. Jak pan głosował w sprawie tej deklaracji? - Głosowałem za, tak jak cały klub Prawa i Sprawiedliwości. Dziś już bym tak nie zrobił. Dojrzałością każdego polityka, każdego człowieka, jest wyciąganie wniosków. Dzisiaj, kiedy mówimy o zagrożonym rozwoju Małopolski to dla mnie wystarczający powód, by przyznać się do tego, że powinienem zagłosować inaczej. Dziś człowiek jest mądrzejszy, widzi skutki swoich działań i trzeba je naprawić. Dziwi mnie, że uznaje pan tę uchwałę za niepotrzebną dopiero wtedy, gdy w grę wchodzi utrata środków. - Ale te pieniądze nie są dla mnie. Nie zbuduję sobie na nich politycznej przyszłości, ale potrzebne są one w regionie. Nie mam żadnych wątpliwości, że wartością nadrzędną jest dobro Małopolski i że trzeba się teraz wycofać. Nie ma pan wrażenia, że ignorowaliście głosy mieszkańców, gdy procedowaliście tę uchwałę? - W pana pytaniu brzmi sugestia, że głosowaniu towarzyszyły protesty, a tymczasem odbyła się tylko zwyczajowa dyskusja polityczna. Posypałem już głowę popiołem. Bardzo aktywny w tej kwestii nie byłem. Dziś mogę z pokorą powiedzieć, że lepiej jest się wycofać niż w błędzie trwać. Tym bardziej, że możemy z perspektywy czasu ocenić jej skutki. Życzliwie powitał pan w Krakowie Marię Sajdak, medalistkę z Tokio. - Co roku witam ją bardzo życzliwie, gdy zdobywa gdzieś medal. Katarzyna Zillmann, jej koleżanka z drużyny, która również zdobyła medal, ale jednocześnie pozdrowiła partnerkę, na taką życzliwość liczyć nie mogła. Na gratulacje od prezydenta Andrzeja Dudy wioślarki czekały dwa dni. - Przyznam szczerze, że nie obserwowałem tego zbyt uważnie. Mogę powiedzieć, że jeśli przyjedzie do Małopolski, to będzie mi niezmiernie miło uścisnąć jej dłoń, bo zapisała się w historii polskiego sportu. Nie ma sensu rozpatrywanie jej przez pryzmat coming outu, bo jest wspaniałą osobą i wybitnym sportowcem. Rozmawiał Łukasz Szpyrka