We wtorkowe popołudnie do Urzędu Miasta Milanówek dostarczono przesyłkę zaadresowaną na nazwisko burmistrza Piotra Remiszewskiego. Był to plik różnych dokumentów. Jak opowiada Interii burmistrz miasta, pomiędzy nimi musiała znajdować się jakaś substancja, która błyskawicznie spowodowała złe samopoczucie włodarza miasta. Remiszewski zwraca uwagę na "specyficzny zapach, z jakim się jeszcze nigdy nie spotkał". - Otrzymałem z zewnątrz plik dokumentów. W trakcie ich przeglądania zacząłem bardzo źle się czuć. Kilka sekund po pierwszym kontakcie zaczęły szczypać mnie oczy, miałem duszności, piekło mnie gardło. Myślałem, że rozerwie mi płuca. Na ciele pojawiły się dreszcze. To był taki stan przedomdleniowy - opowiada Interii Remiszewski. Na miejscu pojawili się strażacy, którzy zabezpieczyli materiał. Sprawdzili go pod względem pirotechnicznym i radioaktywnym. Następnie dokumenty zostały przewiezione do laboratorium kryminalistyki w Warszawie, gdzie mają zostać poddane szczegółowym badaniom w różnych kierunkach. Nadawcy się podpisali Dziś burmistrz miasta mówi, że czuje się lepiej. - Jestem pod stałym nadzorem lekarskim. Miałem zrobione testy toksykologiczne, mam nadzieję, że wyjdą w porządku - przyznaje Remiszewski. Policja będzie badać, co dokładnie znajdowało się w przesyłce. Co ciekawe, nie musi ustalać, kto był jej nadawcą, bo... nadawcy sami się podpisali. - Pod przesyłką podpisali się opozycyjni mieszkańcy, ale nie chciałbym niczego spekulować, bo jest prowadzone dochodzenie, a być może za chwilę zostanie wszczęte śledztwo - mówi Remiszewski.