Przypomnijmy, w środę w nocy Jarosław Kaczyński i Jarosław Gowin doszli do kompromisu. Wydali wspólne oświadczenie, w którym poinformowali, że zagłosują za ustawą dotyczącą głosowania korespondencyjnego, a później dojdzie do jej nowelizacji. - Spodziewamy się rozstrzygnięcia, że jeszcze dziś prezydent Duda podpisze ustawę, która została uchwalona wczoraj w Sejmie. Marszałek Sejmu zyska więc prawo do zmiany terminu wyborów. Przypuszczam, że pójdzie to w tę stronę, choć oczywiście nie mam pewności. W normalnie zarządzanym kraju miałbym ją i wiedział, kim będę w poniedziałek. Wszystko wskazuje na to, że ten termin zostanie przełożony na 23 maja, a później będą ewentualnie nowelizować ustawę - mówi Interii Szymon Hołownia. Inny scenariusz wydarzeń Wspólne oświadczenie Kaczyńskiego i Gowina zakłada zupełnie inny scenariusz wydarzeń. Zgodnie z nim, wybory w niedzielę miałyby się formalnie odbyć, choć w praktyce nie. Wówczas Sąd Najwyższy miałby stwierdzić, że są one nieważne, a marszałek Sejmu, w pierwszym możliwym terminie, miałaby wyznaczyć termin nowych wyborów. - Opowieść, że da się wymusić na Sądzie Najwyższym rozstrzygnięcie dotyczące nieważności wyborów, które się nie odbyły, to myślenie życzeniowe. Każdy prawnik wie, że nie można orzec rozwodu, jeśli nie było ślubu. Oni, widząc słabość tej argumentacji, prawdopodobnie zachowają się tak, żeby dziś podpisać tę ustawę i zmienić termin na 23 maja. Dziś nie obowiązuje w Polsce konstytucja, żadne ustawy. Jedynym prawem w Polsce jest wola Kaczyńskiego - uważa Hołownia. Nowa sytuacja sprawiła, że pojawiło się wiele nowych wątpliwości. Nocne rozmowy Kaczyńskiego z Gowinem dały natomiast jedną odpowiedź: Zjednoczona Prawica trwa, a koalicja, choć nieco poobijana, wciąż mówi jednym głosem. "Wszystko co się wydarzyło potęguje chaos" - Mam teraz więcej pytań, bo to wszystko co się wydarzyło potęguje chaos. Doprowadziliśmy do sytuacji, w której dzięki Kaczyńskiemu i Gowinowi ustrój państwa stał się rozstrojem państwa. Nie znamy daty wyborów, sposobu ich przeprowadzenia, nie wiemy jak będzie wyglądała kwestia prowadzenia kampanii. To, co jest największym prawem obywateli, czyli bezpośrednie uczestnictwo w demokracji, zostało przez nich wyśmiane i potraktowane z pogardą - uważa Hołownia. Jak mówi, jego kampania nie zostaje zawieszona. Jeśli jednak wybory miałyby się odbyć w późniejszym terminie, konieczna będzie modyfikacja kampanijnej strategii. Otwarte pozostaje też pytanie o finansowanie kampanii, bo akurat Hołownia prowadzi ją głównie na podstawie wpłat wyborców. Jeśli kampania potrwa dłużej, budżet będzie musiał być większy. - Na razie robimy swoje. Staramy się dotrzeć do 4 mln osób, bo tyle potrzeba, żeby wejść do II tury i walczyć z Andrzejem Dudą. Zbiórka trwa, nic się nie zakończyło, bo przecież kampania wciąż trwa. W poniedziałek ma być stanowisko PKW właśnie w tej sprawie. Do tego czasu czekamy i nic nie zmieniamy - przekonuje Hołownia. Niezależny kandydat na prezydenta odniósł się też do czwartkowych słów Borysa Budki, który na konferencji bezpośrednio nawiązał do Hołowni, mówiąc, że "nad konstytucją nie należy płakać, ale należy jej bronić". - To kopiowanie argumentów Krzysztofa Bosaka. Jeśli to coś, na co w tym momencie Borys Budka ma ochotę, to powiem tak: Borysie, nie idź tą drogą - odpowiada Hołownia. - To są wycieczki, podszczypywanki i próby dopieczenia sobie nawzajem, które w polityce są rzeczą normalną. Uważam, że konstytucji należy bezwzględnie bronić i dawałem wielokrotnie to odczuć. Borys też wie, że kiedy śpiewamy hymn, gdy biało-czerwona flaga wciągana jest na maszt, kiedy mamy kontakt z narodowymi świętościami nie ma nic złego w tym, że i mężczyźnie czasem poleci łza wzruszenia. Mają tak czasem żołnierze, wielu prezydentom też spływały łzy - przekonuje Hołownia. Łukasz Szpyrka