O Sebastianie Kościelniku zrobiło się głośno pięć lat temu. To słynny "kierowca seicento", którego auto miało wypadek z limuzyną wiozącą ówczesną premier Beatą Szydło. Przez lata sprawa miała wiele zwrotów - a do dziś krążą równolegle różne wersje zdarzeń, które miały miejsce w Oświęcimiu. Po długim śledztwie i procesie w lipcu 2020 roku Sąd Rejonowy w Oświęcimiu zdecydował, że kierowca seicento Sebastian Kościelnik jest winny nieumyślnego spowodowania wypadku drogowego. Wyrok jest jednak nieprawomocny, a obrona złożyła apelację. W międzyczasie pojawił się też wywiad jednego z funkcjonariuszy (dla Gazety Wyborczej), który powiedział, że został zmuszony do składania fałszywych zeznań. Sprawa więc trwa. Teraz Kościelnik decyduje się na wejście do polityki. Kilka dni temu swoją decyzję ogłosił w mediach społecznościowych. Skąd ten ruch? - Ta decyzja jest następstwem wydarzeń z pięciu ostatnich lat. Wypadku i tego wszystkiego, co działo się później. Na własne oczy mogłem zobaczyć, jak działa policja, prokuratura, sądy. W sprawie zniknęły dowody, tuż po wypadku zostałem zatrzymany, a nawet sąd stwierdził, że to było bezzasadne. Dziwne rzeczy się działy. Chciałbym, by ludzi nie spotykało to, co mnie, włącznie z nagonką ze strony machiny rządowej - mówi Interii Kościelnik. Młody polityk wyjaśnia, dlaczego zdecydował się na wstąpienie akurat do partii politycznej, podczas gdy funkcjonuje wiele organizacji zajmujących się podobną tematyką. - Organizacje pozarządowe nie są na tyle sprawcze, by cokolwiek zmienić w sprawach podobnych do mojej. Potrzebne są zmiany na poziomie legislacji. Do wejścia do polityki zachęcili mnie obecnie rządzący - przekonuje. Tymczasem już dwa lata temu Kościelnik stawiał pierwsze kroki w polityce. Pojawił się wówczas na jednej z konwencji programowych właśnie Platformy Obywatelskiej. Nie jest więc wielkim zaskoczeniem, że zdecydował się akurat na tę partię. - Utożsamiam się z programem PO, podzielam zdanie wielu polityków, którzy są już w Platformie - wyjaśnia. - Nigdy nie dostałem propozycji, by wstąpić do PO ani do żadnej innej partii. Sam się zgłosiłem do pana posła Marka Sowy. W zasadzie był on pierwszym człowiekiem, który wyciągnął do mnie rękę po wypadku. Nikt nigdy nie zachęcał mnie, bym wstąpił do partii - zachwala Kościelnik. Marek Sowa: Byliśmy w kontakcie od dawna. Sebastian interesował się polityką. Kilka tygodni temu zapytał mnie, co sądzę na temat jego wstąpienia do PO. Utwierdziłem go w przekonaniu, że to dobry krok. I tak w ostatnią sobotę spotkaliśmy się i przekazaliśmy opinii publicznej informację, której rozgłos - mimo wszystko - bardzo nas zaskoczył. Na plus oczywiście. Młody polityk przyznaje, że na razie nie ma wielkich ambicji. Chce się uczyć nowego wyzwania i sprawdzić, jak ta sfera funkcjonuje w praktyce. Nie jest w stanie odpowiedzieć też na pytanie, czy zobaczymy go na listach PO w wyborach do parlamentu. - Chcę zobaczyć, jak to wszystko wygląda wewnątrz. Kandydowanie do Sejmu? Na razie trudno cokolwiek na ten temat powiedzieć. Platforma ma 33 tysiące członków, a ja zostałem jednym z nich. Wiele osób sugeruje, że już zostałem posłem. Nie, jestem tylko członkiem PO - zaznacza rozmówca Interii.