Łukasz Szpyrka: Czy pod względem prawnym możliwe jest wyjście z impasu, którego skutki widzimy na ulicach? Co mogą zrobić politycy? Prof. Ryszard Piotrowski: Trzeba ogłosić wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Nie dla wszystkich jest to prawdziwy TK, ale władza traktuje ten Trybunał tak jak prawdziwy Trybunał, więc mimo wszystko trzeba to zrobić. Po ogłoszeniu wyroku należy uchwalić ustawę przywracającą przepis, który ten Trybunał skasował. Potem można się zastanawiać, co dalej. Co dalej? - Gdy skończy się epidemia, będzie można wrócić do ewentualnych konsultacji społecznych, pomysłu referendum, dyskusji. To jednak odległa perspektywa. Na razie trzeba zapewnić bezpieczeństwo prawne ludziom i rozsądnie zakończyć ten cały dramat, który rozgrywa się na skutek chytrego zabiegu, jakim było zastąpienie ruchu ustawodawcy przez spolegliwy wobec większości Trybunał. Po zapewnieniu bezpieczeństwa zastanowimy się, co dalej. Czy społeczeństwo jest gotowe na zakaz aborcji, czy raczej jest gotowe na likwidację jakichkolwiek zakazów w tym zakresie? Odpowiedzi na te pytania wymagają czasu. Ludzie na ulicach oczekują działania już dziś. Rządzący mogą coś zrobić, czy mają związane ręce? - Rozstrzygnięcie TK jest ostateczne, ale przecież nie wiąże ustawodawcy. Może on uchwalić taki przepis, jaki przestał obowiązywać, choć oczywiście ktoś może go zaskarżyć do Trybunału. Jeśli Trybunał będzie nierozsądny i nie będzie brał pod uwagę skutków swoich orzeczeń, to jeszcze raz stwierdzi niekonstytucyjność. Pamiętajmy, że w 2016 roku to PiS zablokował w Sejmie podobny projekt. Wówczas Jarosław Kaczyński mówił, że trzeba podejmować działania o charakterze przemyślanym, które będą prowadzić do uzyskania skutku zakładanego przez projektodawców. I takie działania podjęto. Czy możliwa jest zmiana konstytucji? Bo taki pomysł wysunęło np. Polskie Stronnictwo Ludowe. - Jeżeli projekt miałby polegać na umieszczeniu w konstytucji tekstu ustawy obowiązującej plus przepisu wyrzuconego przez Trybunał, to nie jest to do niczego potrzebne. Do zmiany konstytucji trzeba większości 2/3, co wydaje się nierealne. Co więcej, zmiana konstytucji dla jednych będzie oznaczała triumf, a dla drugich porażkę. Można się więc spodziewać tego samego, co dzieje się dzisiaj. Być może zamienią się jedynie miejsca protestujących. Jeżeli chcemy dalej burzyć nastroje społeczne, to tak zróbmy. To nie jest pora na zmienianie konstytucji akurat w tej sprawie, akurat teraz. Na to były lata, a dziś sytuacja jest dramatyczna. Co to znaczy? - To nie jest pora na skłócanie społeczeństwa. Jeśli dalej rządzący będą postępować w ten sposób, to nałożą się na siebie dwie bardzo niepokojące sprawy - jeśli ludzie będą podłączani do respiratorów dlatego, że ich krewni mają pistolety albo noże, to całkiem prawdopodobne, że i rządzący będą musieli się ewakuować. To nie jest czas, by nieustannie przeciwstawiać jednych przeciw drugim. Trzeba wrócić do stanu, który był i zająć się innymi sprawami. Wymaga tego bezpieczeństwo państwa. Rzeczpospolita ma obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa obywatelom. Ale jak to robi? Wysyła ich na ulice, dotykając ich godność do żywego podstępnym zamachem na ich prawa. A co będziemy mieli za dwa tygodnie? Skutki tego, co widzimy, będą opłakane. Słyszę, że jest pan bardzo zaniepokojony. - W najwyższym stopniu. To, co obserwujemy, po raz kolejny potwierdza zdanie, które zawsze wyrażam - mamy prymat polityki nad prawem. Teraz mamy jeszcze prymat polityki nad egzystencją narodu. To już nie są żarty. Dla konieczności wypłacenia się zwolennikom zakazu aborcji sięgnięto po rozwiązanie niegodne państwa. Chytrym sposobem przeprowadzono to, czego obawiano się dotknąć w ramach normalnego postępowania ustawodawczego. Władza ma pomysł na rozwiązanie tego impasu? - Nie sądzę, by rozsądne pomysły miały szanse powodzenia. Całe doświadczenie ostatnich lat wskazuje, że jest prymat polityki nad rozsądkiem, prawem, bezpieczeństwem, nad wszystkim. Wolimy finansować przemysł zbrojeniowy w USA, by zadowolić Donalda Trumpa, zamiast budować szpitale. Nie sądzę, by ci wszyscy, którzy do tego doprowadzili, byli zdolni do posunięć podyktowanych rozsądkiem. Słyszeliśmy prezesa, widzieliśmy napady na demonstrantów we Wrocławiu. Nie wiem, może chcemy sięgać po jakieś wzorce latynoamerykańskie? Pewnie wszyscy chcemy spokoju. - Wszystko ma szansę zakończyć się pozytywną konkluzją, jeśli strony wykonają krok wstecz. Ruch protestu musiałby uzyskać coś, co mogłoby choć na chwilę powstrzymać nastroje. Być może czymś takim byłoby przywrócenie stanu poprzedniego, ale nie na zasadzie jakichś uszczegółowionych zapisów z dzieleniem przypadków letalnych i nieletalnych. Jeżeli zwolennicy wyroku Trybunału zrozumieją, że trzeba jednak zaczekać, a przeciwnicy tego wyroku np. dostaną obietnicę poważnej dyskusji, byłby to kompromis, który mógłby zadowolić obie strony. Układ zerojedynkowy, z pełnym zakazem lub pełnym przyzwoleniem na aborcję, wchodzi w grę? - Prawdopodobnie nasza kultura nie jest jeszcze gotowa na pełne przyzwolenie na aborcję. Trzeba na to wielu lat, zmiany przede wszystkim stanowiska Kościoła. Dziś Kościół mógłby powiedzieć, że "nasi wierni nie potrzebują, by przy każdym z nich stał człowiek z mieczem i pilnował przestrzegania katechizmu". Z drugiej strony państwo powinno powiedzieć, że wykonuje art. 71 Konstytucji, że matka przed i po urodzeniu dziecka ma prawo do szczególnej pomocy ze strony państwa. Jak to zagwarantować? - Potrzebujemy, by dzieci się rodziły, bo Polska wymiera. Ale nie robi się tego przy pomocy prokuratora, ale działając pozytywnie. Można to obudować programami pomocy, np. zupełnie darmowego dostępu do lekarza, zupełnie darmowych lekarstw. Można dorzucić opiekę socjalną, jeśli matka jest samotna to organizujemy jej mieszkanie czy pracę. Po prostu pomagamy. Nie potrzebujemy wydawać pieniędzy na zbrojenia, bo jeśli dzieci nie będą się rodzić, to nie będzie żołnierzy. Takie działania powinny zakończyć tę pozorną obronę życia poczętego opartą na instytucjonalnej przemocy. Rozmawiał Łukasz Szpyrka