Łukasz Szpyrka, Interia: Grzegorz Schetyna dobrze grał w piłkę? Ryszard Czarnecki, PiS: - Obaj jesteśmy wychowankami Uniwersytetu Brigitte Bardot, jak się wtedy śmialiśmy, czyli w oryginale, niestety, Bolesława Bieruta. Działaliśmy razem w podziemnym NZS-ie na Uniwersytecie Wrocławskim. Byłem wówczas szefem NZS - następcą Bogdana Zdrojewskiego, a po mnie szefem został właśnie Grzegorz Schetyna. Lata później graliśmy w jeszcze jednej tej samej drużynie - piłkarskiej reprezentacji Sejmu RP. Dogadywaliście się? - Wtedy nie było takich podziałów, jak teraz. Może dlatego czasem tęsknię do tamtych czasów. Schetyna dobrze grał w piłkę, ale przede wszystkim mocno angażował się w działalność podziemną. Mało kto wie, że jego pseudonimy konspiracyjne to "Mateusz Lewita" i "Robert Synowiecki". Tak podpisywał teksty w naszych podziemnej "bibule". Był również podwładnym Kornela Morawieckiego, bo należał do Solidarności Walczącej, a tam miał pseudonim "Radek". On się jakoś tym specjalnie nie chwali, więc ja go wyręczę. Zdrojewski grał w piłkę? - Nie, zdecydowanie nie. Może wolał szachy. Mogę za to opowiedzieć świetną anegdotę związaną z nim i futbolem. Słucham. - Zdrojewski jako prezydent Wrocławia przyszedł kiedyś na mecz przy ul. Oporowskiej. Śląsk grał o awans do Ekstraklasy z GKS Bełchatów. Gospodarze grali często w zielonych koszulkach, ale tym razem to piłkarze GKS zagrali w zielonych koszulkach i czarnych spodenkach. Jak się jest na meczu, to po minucie jest pan w stanie zorientować się po reakcjach publiczności kto gra w jakich strojach. Po 20 minutach Bełchatów strzela na 1:0, a w tym momencie w górę wyskakuje prezydent Wrocławia Bogdan Zdrojewski - jako jedyny w osłupiałej loży. Rozejrzał się dookoła, nikt poza nim się nie cieszy, wszyscy siedzą. Zorientował się, że to nie nasi strzelili gola i powoli usiadł. Chyba nie do końca czuł sport, choć z drugiej strony wspierał finansowo kluby. - Zdecydowanie nie czuł. A Mateusz Morawiecki? - On jako młody chłopak trenował parę razy w tygodniu tenis stołowy w Burzy Wrocław. Mało kto o tym wie. Widziałem nawet rok temu jak gra teraz i bardzo dobrze sobie radził. Grał pokazowy mecz z nie byle kim, bo z Leszkiem Kucharskim, naszym olimpijczykiem i mistrzem Europy. Mateusz przegrał seta 6-11, więc to bardzo dobry wynik. Oczywiście Kucharski wiedział, że gra i wygrywa z premierem. Morawiecki też był w NZS? - Siłą rzeczy działał więcej w Solidarności Walczącej, którą kierował jego śp. ojciec. Skądinąd Wrocław to taka kuźnia politycznych kadr, bo poza wymienionymi jest jeszcze choćby Władysław Frasyniuk. Tak, wielu znaczących polityków pochodzi z Wrocławia, choć akurat Grzegorz Schetyna jest z Opola. Kiedyś był nawet szalikowcem Odry Opole. Ale dziś mieszka we Wrocławiu i ma wrocławską identyfikację. Pan był szalikowcem? - Chodziłem na mecze Śląska Wrocław, byłem nawet w radzie nadzorczej tego klubu. Zdecydowanie częściej można mnie było spotkać na meczach żużlowej Sparty Wrocław, której przez osiem lat byłem prezesem i wiceprezesem. To wtedy uzbierał pan tę kolekcję szalików i koszulek, którą widać za pana plecami podczas połączeń wideo? - Wiszą w moich biurach w Warszawie i Brukseli. Mam ponad 300 koszulek i szalików siatkarskich, piłkarskich oraz szereg plastronów żużlowych. W Brukseli mam głównie szaliki piłkarskie, ale też np. koszulkę z podpisami piłkarzy ręcznych Vive Kielce, którzy wygrali Ligę Mistrzów. To rarytas. Dostaje je pan, czy kupuje? - Dostaję. Mam koszulki np. Wilfredo Leona, Marcina Możdżonka, Małgorzaty Glinki, Katarzyny Skowrońskiej z autografami, ale też tableau od Tomka Golloba z jego podpisem. Chodzi pan w nich czasem? - Nie, zawsze jestem w garniturze i pod krawatem. Niektórzy śmieją się, że nawet śpię w takim stroju. Koszulki zakładam czasami przy okazji meczów kadry.