W weekend w Warszawie Partia Zieloni wybrała nowe władze. Dotychczasowych przewodniczących Małgorzatę Tracz i Wojciecha Kubalewskiego zastąpili Urszula Zielińska i Przemysław Słowik (Zieloni wybierają dwoje przewodniczących). Zielińska jest posłanką, a Słowik miejskim radnym w Szczecinie. Formalnie Partia Zieloni wchodzi w skład Koalicji Obywatelskiej, którą współtworzy z innymi podmiotami: Platformą Obywatelską, Nowoczesną i Inicjatywą Polska.Łukasz Szpyrka, Interia: Jest pan weganinem? Przemysław Słowik: - Jestem świadomym konsumentem. Od ponad dwóch lat ograniczam spożywanie mięsa. Wiem jednak, że docelowo weganizm jest tym miejscem, w którym chcę być. Wybieram produkty wysokiej jakości, sprawdzam ich pochodzenie, unikam produktów odzwierzęcych. Za chwilę pan powie, że jeździ samochodem spalinowym. - Ale o małym litrażu. Nie ukrywam, że jestem wciąż kierowcą samochodu spalinowego, ale staram się poruszać po Szczecinie komunikacją miejską. Najczęściej zostawiam auto na obrzeżach miasta i przesiadam się do autobusu. W samym centrum wybieram rower, a najczęściej hulajnogę elektryczną czy spacer, bo to najzdrowszy środek transportu. Wydaje się, że zapanowało coś w rodzaju mody na ekologię, a wasze postulaty powinny być "trendy". Dlaczego więc Zieloni w Polsce są słabi? - To kwestia tego, jak wyglądała scena polityczna w ostatnich latach. Do tej pory niewielu miało świadomość, że zbliża się katastrofa klimatyczna, ale to się zmienia. Przybywa nam członków i sympatyków. Fala wzrostu świadomości jest dobra, bo zdajemy sobie sprawę, że nie ma odwrotu - musimy ratować naszą planetę. Ilu macie członków? - Mamy ok. 2,5-3 tys. członków i sympatyków. Członkowie opłacają składki i posiadają prawo głosu podczas kongresu oraz we wszystkich wewnętrznych wyborach, mogą kandydować do władz partii na wszystkich szczeblach. Sympatycy poza tymi różnicami mają dokładnie takie same prawa. Ma pan diagnozę niskich notowań waszej formacji? - Jesteśmy częścią Koalicji Obywatelskiej, a w związku z tym nikt nie robi osobnych sondaży. Wiemy natomiast, że mamy lekcję do odrobienia, np. w samorządach, gdzie musimy działać mocniej. W kilku miastach jesteśmy widoczni, ale to za mało. Chcemy mieć jak największą reprezentację w parlamencie, wejść w skład grupy rządzącej i zmieniać Polskę zgodnie z naszymi postulatami. W najbliższych wyborach liczymy na własny klub parlamentarny. Do wyborów pójdziecie w ramach Koalicji Obywatelskiej? - Wybierzemy najlepsze rozwiązanie nie tylko dla Partii Zieloni, ale dla całej opozycji. Jako odpowiedzialny i wiarygodny partner jesteśmy w stanie iść do wyborów z każdym, by odsunąć rząd PiS od władzy i wprowadzić plan naprawczy. Dlaczego nikogo z PO nie było na waszym kongresie? - Jesteśmy, mimo wszystko, samodzielnym bytem. Kongres był dla nas ważnym wydarzeniem, w którym skupialiśmy się na naszych wizjach. Nie kierowaliśmy zaproszeń do koalicjantów. To było święto naszej zielonej rodziny. Nie uważa pan, że obecność kogoś z PO, np. Donalda Tuska, pomogłaby wam podnieść rangę tego wydarzenia? Nie przymierzając, Jarosław Kaczyński zjawił się np. na konwencji Republikanów. - Nie skupialiśmy się na naszych koalicjantach, ale na nas. Jestem przekonany, że jeszcze będziemy mieli okazję wziąć udział we wspólnym wydarzeniu. Rozmawiał pan już z Donaldem Tuskiem? - Jeszcze nie, może jest za wcześnie, bo dopiero w weekend mieliśmy kongres. Nie dostał pan gratulacji od Donalda Tuska? - Nie, ale było wiele gratulacji od naszych przyjaciół i partnerów z koalicji. Dobrze czujecie się w Koalicji Obywatelskiej? - Jesteśmy traktowani po partnersku. Mamy swoją niezależność i podmiotowość. O to dbamy i będziemy dbać w kolejnych latach. Proszę jednak pamiętać, że nasi posłowie i posłanki współpracują też z innymi politykami opozycji - Polski 2050 czy Lewicy. Mamy wiele tematów, które nas łączą. Która partia jest wam najbliższa światopoglądowo? - Jesteśmy jedyną partią, u której podstaw leżą tematy związane z ochroną środowiska. Od tego wychodzi u nas wszystko inne. Pozostałe partie wiedzą, że jest to ważne i po trochę umieszczają podobne postulaty u siebie. Najwięcej jest ich chyba w Polsce 2050 Szymona Hołowni. - Gdyby porównał pan postulaty nasze i Polski 2050, to w zasadzie są tożsame. Można wręcz powiedzieć, że pochodzą od nas. Może to kwestia tego, że przebija się ten, kto głośniej mówi. To dlaczego mówicie tak cicho? - Wiemy, że mamy siłę merytoryczną, a teraz musimy popracować, by nasza wiedza została przekuta w dobrą komunikację. Kluczowa jest kwestia działań lokalnych. W najbliższym czasie wyjdziemy z kilkoma inicjatywami na poziomie kraju i samorządów. W wielu miejscach problemy są podobne i możemy o nich rozmawiać wspólnie. Zadbamy o to, byśmy stali się liczącą siłą. Na razie wyraźnie odstajecie patrząc na inne zielone frakcje w Europie, ze sztandarowym przykładem niemieckim, gdzie Zieloni niedawno weszli do rządu. - Droga do rządu zajęła im 40 lat. Nasza partia w zeszłym roku została pełnoletnia. Chcecie czekać 22 lata? - Przyspieszamy. Proszę dać nam chwilę, bo mamy nowe władze i pomysły na to, jak dotrzeć do szerszej świadomości. Chcemy zmienić Polskę na lepszą, zdrowszą i dbającą o przyszłość kolejnych pokoleń. Co to za pomysły? - Przedstawiliśmy nasz Zielony Program Odbudowy, opierający się na trzech filarach. Pierwszy to transformacja energetyczna, która musi nastąpić, by uratować obywateli zarówno przed drożyzną, jak i śmiercią 50 tys. ludzi co roku z powodu smogu. Drugi filar to gospodarka, która musi być sprawiedliwa, zapewniająca godne życie wszystkim, a nie tylko tym z dużym kapitałem. Nasz wzrost gospodarczy jest zagrożeniem, bo rośniemy, by rosnąć, zupełnie nierównomiernie. PKB nie powinien być kluczowym wskaźnikiem rozwoju, bo nie mierzy on poziomu szczęścia i dobrobytu. Trzeci filar to kwestie społeczne. Ochrona zdrowia wymaga wzrostu nakładów do 7-7,5 proc. PKB do 2025 roku, a edukacja powinna być wolna od ideologii. To tylko wyimek naszego programu. A może chcecie wprowadzić, m.in. do szkół, "ideologię ekologizmu", jak powiedział swego czasu minister Przemysław Czarnek. - Dla nas ekologizm nie jest ideologią. Możemy mówić o ekologii. Ekologia i myślenie o środowisku to coś, co powinno leżeć u podstaw działań kolejnych pokoleń. Zapomnieliśmy o tym i zniszczyliśmy naszą planetę. Musimy teraz uświadamiać każdego od urodzenia, że najważniejsze jest odzyskanie balansu planety. Nie możemy zużywać więcej niż tak naprawdę nam potrzeba. Chcemy, by każdy miał zapewnione godziwe życie, a nie tylko garstka. Brzmi to lewicowo. - To podejście rozsądne, ani lewicowe, ani prawicowe. Nie mamy innego wyjścia, bo jeśli nie weźmiemy się do pracy w skali globalnej, to nie zatrzymamy domina katastrofy. Poglądy nie mają tu żadnego znaczenia. Co z poglądami Sylwii Spurek? Zdaje się, że należy do frakcji Zielonych w Parlamencie Europejskim. - Na poziomie krajowym nie jest członkinią Partii Zieloni. Dlaczego? - Trzeba ją zapytać, nigdy takiego akcesu nie zgłosiła. Widziałby ją pan w swojej partii? - Jesteśmy otwarci na każdą współpracę. Zieloni są przede wszystkim zespołem. Każdy, kto potrafi grać zespołowo, jest u nas mile widziany. Spurek potrafi grać zespołowo? - Mam wrażenie, że stawia głównie na siebie i swoje cele. Spurek, w pana opinii, bardziej pomaga czy przeszkadza w budowaniu poważnego podejścia do "zielonej" polityki? - Faktycznie potrzebujemy radykalnych działań, by odejść od złych rzeczy, które robimy. Jednocześnie nie możemy terroryzować obywateli i stawiać ich pod ścianą. Musimy doprowadzić do zmiany w sposób, który nie będzie agresywnie wpływać na nasze życie. Zmianę trzeba wprowadzić systemowo. Niemcy za chwilę wprowadzą podatek od mięsa. Zakładam, że to czeka wszystkie kraje, ale np. u nas powinniśmy zacząć od tego, by w pierwszej kolejności dotować żywność wegańską. Najpierw stwórzmy alternatywę, później możemy stopniowo odchodzić od dotowania produktów mięsnych, a w ostatnim kroku je opodatkować. Bo jeśli coś planecie szkodzi, to w konsekwencji musi przestać się opłacać. Tak jest z mięsem. Ewolucja a nie rewolucja? - Jesteśmy pomiędzy. Czasu jest mało, ale działając systemowo możemy sprawić, by zmiany nie były druzgocące dla społeczeństwa. Spurek zaproponowała np. stół wigilijny wolny od cierpienia. Panu też jest to bliskie? - Musimy odejść od tradycji brutalnego traktowania milionów karpi. Powinien być zakaz sprzedawania żywego karpia. Powiem wprost - weganizm czeka nas wszystkich. Tam, gdzie tylko można, odchodźmy od takiej żywności, która powoduje cierpienie zwierząt. Zakazać jazdy konno? - Nie możemy dokonywać radykalnych działań. Mam wielu znajomych, którzy są zżyci z końmi, a to sport, który polega na relacjach ze zwierzęciem. Nie zabraniajmy funkcjonowania w naszej tradycji. Byłbym ewentualnie za likwidacją jeździectwa z igrzysk olimpijskich, ale nie możemy np. zlikwidować stadnin. To są tematy kontrowersyjne, ale one nie uratują naszej planety. A co może uratować Polskę? Atom? - Nie mamy czasu na atom. Elektrownia atomowa to perspektywa przynajmniej dekady. A do 2030 roku powinniśmy zrobić wszystko, by odejść od węgla. Planem na to są odnawialne źródła energii. Za pomocą OZE jesteśmy w stanie zapewnić odpowiedni miks energetyczny. Na Pomorzu Zachodnim produkujemy najwięcej czystej energii w Polsce. 80 proc. energii wytwarzamy z wiatraków, więc jest to możliwe. Atom jest ciekawy, bo sami Zieloni w całej Europie nie są zgodni. Fińscy chcą postawić na atom, niemieccy natomiast krytykują takie pomysły w całej UE. Jak jest z wami? - Jesteśmy za rozwiązaniami, które pozwolą nam odejść od węgla w odpowiedniej perspektywie. Energia atomowa mogłaby być korzystna, ale nie możemy czekać. Emocje wywołuje też pakiet Fit for 55. - To program niezbędny, by nie dopuścić do wzrostu temperatury o 1,5 st. Celsjusza. Ciężko mówić o wprowadzaniu tych zmian, jeśli rząd PiS blokuje ogromne fundusze w kwocie 260 mld złotych w KPO. Kolejne środki są przewidziane na transformację energetyczną, ale z nich nie korzystamy. Nie widzę radykalizmu w programie Fit for 55, ale nieodpowiedzialne podejście do jego wdrożenia. Część polityków partii rządzącej przekonuje, że Fit for 55 spowoduje drożyznę. - Już jest drożej, a to dlatego, że zmarnowaliśmy ostatnie sześć lat przeznaczone na wygaszanie energii węglowej. Nie inwestowaliśmy w tym czasie w tańszą energię odnawialną. Odejście od węgla w 2030 roku jest możliwe? - Jak najbardziej, ale problemem Polski jest to, że nie mamy wyznaczonej żadnej daty odejścia od węgla. Mało tego, nie mamy żadnej długoletniej strategii. Zamknąłby pan Turów? - Gdybyśmy dogadali się z Czechami, kosztowałoby nas to znacznie mniej niż kary, które przekroczyły już 60 mln euro. Powinniśmy zastosować się do raportów, które mówią jasno, że Turów ma druzgocący wpływ na środowisko, nie wspominając już o produkcji dwutlenku węgla. Powtórzę: zamknąłby pan Turów? - Wszystkie kopalnie i elektrownie są do zamknięcia w perspektywie 2030 roku, ale musi to być działanie systemowe, dzięki, któremu żaden mieszkaniec regionu objętego transformacją nie zostanie pozbawiony pracy i środków do życia. Rozmawiał Łukasz Szpyrka