Od kilku dni w środowisku oświatowym trwa burza wywołana wpisem na Twitterze. 2 listopada oficjalne konto Ministerstwa Edukacji Narodowej podało krótką informację: "Mamy sygnały, że niektórzy nauczyciele namawiali uczniów do udziału w protestach. Naszym obowiązkiem jest natychmiastowa reakcja na takie informacje". Ten komunikat okazał się jedynie wstępem do działań, bo w dyspozycje MEN zostali też zaangażowani kuratorzy oświaty, którzy zbierali informacje od dyrektorów szkół dotyczące udziału poszczególnych nauczycieli w protestach. Związek Nauczycielstwa Polskiego takie działanie nazywa "zastraszaniem". "Wyrażamy zdecydowany sprzeciw wobec prób zastraszania nauczycieli i dyrektorów, jakimi są wypowiedzi i wpisy przedstawicieli MEN i niektórych kuratorów oświaty dotyczące ograniczania praw obywatelskich. Nikt nie ma prawa zastraszać nauczycieli" - przekonuje ZNP. Odpowiedział sam minister: "Nadzór pedagogiczny wykonywany na podstawie Prawa oświatowego to nie zastraszanie, Szanowny Panie Prezesie ZNP, tylko realizacja ustawowych obowiązków przez Kuratorów Oświaty. Proszę zatem nie straszyć jakimś 'zastraszaniem' i nie lękać się" - napisał Czarnek na Twitterze. O wyjaśnienia poprosili też politycy, m.in. z klubu Lewicy i Koalicji Obywatelskiej. Wcześniej, w odpowiedzi na listy kuratorów oświaty, swoje zdanie na ten temat wyrażali dyrektorzy szkół, jak choćby Marcin Konrad Jaroszewski z XXX LO w Warszawie. Dotychczas MEN ani nie upublicznił nazwiska żadnego nauczyciela, który miałby brać udział w proteście, ani nikogo nie ukarał. Sami nauczyciele nie zamierzają ograniczać swojej aktywności w obawie przed ewentualnymi konsekwencjami. Nowy minister Dziś mija 17. dzień urzędowania Przemysława Czarnka. Przyjrzeliśmy się, jak wyglądała aktywność nowego ministra dzień po dniu. Powołaniu Przemysława Czarnka na stanowisko szefa Ministerstwa Edukacji i Nauki towarzyszyły duże emocje. Już pierwszego dnia urzędowania (19 października) minister nakreślił oficjalny priorytet swoich rządów - miałaby to być walka z pandemią koronawirusa. Prześledziliśmy, krok po kroku, działania Czarnka. Jak w praktyce wygląda walka nowego szefa resortu z koronawirusem? Tuż po zaprzysiężeniu Czarnek wykonał pierwszy ruch personalny. Nie było nim powołanie np. pełnomocnika ds. walki z pandemią, ale zakończenie współpracy z Aliną Sarnecką, odpowiedzialną w MEN za podstawy programowe. Jak tłumaczył później Jakubowi Szczepańskiemu w Interii: "Liczba uwag ze środowisk nauczycielskich, rodziców, które w szczególności dotyczyły podręczników, była tak duża, że w porozumieniu z kierownictwem MEN podjąłem taką decyzję. Świeże spojrzenie na temat podręczników i podstawy programowej będzie potrzebne od zaraz". Dzień po zaprzysiężeniu Czarnek głównie poznawał resort i współpracowników. Spotkał się z dotychczasowymi wiceministrami, a także poznał kuratorów oświaty. Mimo że został szefem dwóch ministerstw - edukacji oraz nauki, to w pierwszym tygodniu urzędowania przyjrzał się z bliska funkcjonowaniu dawnego MEN. 21 października Czarnek spotkał się z szefami związkowych central. To ważny krok, bo nowy minister doskonale wie, że doświadczenia jego poprzedników ze związkami zawodowymi najczęściej nie były najlepsze. Spotkanie miało odbyć się w dobrej atmosferze, dotyczyło głównie pandemii, miało charakter zapoznawczy. Tego samego dnia Czarnek po raz pierwszy ujawnił wewnętrzne dane resortu dotyczące pandemii. Według informacji, które MEN otrzymał z GIS, "szkolne" zakażenia koronawirusem to jedynie 2,2 proc. wszystkich zakażeń. Kilka dni później minister zdrowia Adam Niedzielski w rozmowie z "Rzeczpospolitą" przyznał natomiast, że "szkoły są rozsadnikiem epidemii". Głos ZNP 22 października, na konferencji prasowej wspólnie z posłami Lewicy wystąpił szef ZNP Sławomir Broniarz, który domagał się m.in. testów dla nauczycieli i elastycznego podejścia do ferii zimowych. To pierwsze tąpnięcie w relacjach, zaledwie po dwóch dniach, które Czarnek opisał tak na Twitterze: "Prezes Broniarz z ZNP woli politykę, niż działalność związkową. Szkoda, że na wczorajszym spotkaniu w MEN nie był tak merytoryczny, jak inne związki i nie przedstawił tych postulatów, które są bardzo zbieżne z szerokimi planami rządu. Ale i tak liczę na współpracę". W piątek odbyła się natomiast konferencja prasowa Mateusza Morawieckiego, na której premier ogłosił, że starsze klasy szkół podstawowych zostaną zamknięte. Co ciekawe, w konferencji nie wziął udziału nowy szef MEiN, mimo że jej najważniejszym punktem było właśnie zamknięcie szkół. To pierwsze duże, merytoryczne wyzwanie Czarnka, bo w opinii części środowiska oświatowego uczniowie i nauczyciele nie zostali odpowiednio przygotowani do nauczania zdalnego przez byłego ministra Dariusza Piontkowskiego. Co ciekawe, ministra, który... tego samego dnia otrzymał nominację na funkcję sekretarza stanu w MEN, czyli formalnie pierwszego zastępcy Czarnka. 23 października doszło też do ważnej zmiany w dotychczasowych działaniach MEN. Nowy minister powołał specjalną radę konsultacyjną ds. bezpieczeństwa w edukacji. Takiego tworu, mimo że pandemia rozpoczęła się wiosną, dotychczas nie było. To wyraźny krok w stronę realizacji priorytetów, które Czarnek nakreślił w pierwszym dniu urzędowania. Od tego czasu minister uaktywnił się medialnie. W licznych wywiadach podkreślał, że chce zmieniać polską szkołę, ale w sposób ewolucyjny, a nie rewolucyjny. Od poniedziałku 26 października niemal cztery miliony polskich uczniów przeszły na nauczanie zdalne. To wielki test dla ministerstwa, które miało pół roku, by przygotować szkoły na taką ewentualność. Już z samego rana przeciążona była platforma Librus, a resort nie przygotował alternatywy. Tymczasem sam Czarnek osobiście wziął udział w sejmowej komisji edukacji i pod gradem pytań posłów opozycji podkreślał, że "procedury zadziałały bardzo dobrze", a "szkoły zostały przygotowane odpowiednio". Tłumacząc decyzję o zamknięciu placówek edukacyjnych, mówił, że "szkoły są bezpieczne", a decyzja o ich zamknięciu wynika wyłącznie z potrzeby ograniczenia mobilności opiekunów. Protesty na ulicach Dzień później Czarnek przeszedł do ofensywy związanej z protestami na ulicach, które wybuchły po wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Na pierwszy ogień poszły uczelnie wyższe. "Zachęcanie studentów do udziału w zgromadzeniach w sytuacji epidemii nazwać trzeba nieodpowiedzialnością. A poza tym dlaczego godzinami rektorskimi lub dziekańskimi karani są studenci, którzy w tym czasie chcą się uczyć? Na wnioski przyjdzie czas" - napisał Czarnek na Twitterze. Później rozwinął myśl. "Nie wszyscy rektorzy z rozwagą podeszli do ustawowego zadania troski o bezpieczeństwo powierzonej im społeczności akademickiej. W jasny sposób chcę wyrazić swoją dezaprobatę o decyzji kilkunastu rektorów o wprowadzeniu godzin rektorskich w dniu wczorajszym (28 października, dzień protestu - red.) (...) To sytuacja niedopuszczalna w dobie pandemii". Do dziś żaden uniwersytet nie ucierpiał finansowo z powodu wprowadzenia godzin rektorskich w dniu protestu. "Zgnilizna naszego systemu szkolnictwa wyższego" Początek listopada to ponowny zwrot - Czarnek ze szkół wyższych przeniósł uwagę na szkoły podstawowe i ponadpodstawowe. Kuratorzy oświaty są na etapie sporządzania list nauczycieli biorących udział w protestach, które trafią do MEN. Jak zapowiedział minister, pod koniec tygodnia szczegółowy raport ma być gotowy. "I będą wyciągane wszystkie najdalej idące konsekwencje, które są w granicach możliwości prawnych ministerstwa i kuratoriów" - ostrzegł Czarnek na łamach "Naszego Dziennika". W tym samym czasie nowy minister chętnie udzielał się w mediach. W Polskim Radiu podkreślał dziedzictwo papieża Jana Pawła II pod kątem dorobku filozoficznego. - Jeśli słyszę dziś, że w wielu polskich uczelniach odmawia się prawa doktorantom do cytowania św. Jana Pawła II, a także św. Tomasza z Akwinu, mówiąc, że to nie byli naukowcy, to jest niestety zgnilizna naszego systemu szkolnictwa wyższego, z którą będziemy musieli kończyć, poprzez wprowadzanie również do kanonu lektur dzieł Jana Pawła II, zwłaszcza w tych starszych rocznikach - stwierdził. Już wcześniej mówił też, że planuje zmienić, "ewolucyjnie, a nie rewolucyjnie", podstawy programowe. Co natomiast można zrobić na uczelniach wyższych? Wzmocnić nauki humanistyczne. W środę 4 listopada premier Mateusz Morawiecki ogłosił, że na naukę zdalną przechodzą w zasadzie wszyscy uczniowie, również klasy 1-3 szkół podstawowych. Ogłosił też, że nauczyciele będą mogli skorzystać z refinansowania zakupu sprzętu elektronicznego w wysokości 500 zł, co miałoby im pomóc w organizacji pracy zdalnej. Za wdrożenie programu, jak powiedział premier, ma odpowiadać MEN. Na konferencji prasowej zabrakło ministra Czarnka. Tego dnia powołał na stanowisko sekretarza stanu w resorcie nauki senatora PiS Włodzimierza Bernackiego. Łukasz Szpyrka