Łukasz Szpyrka, Interia: Pański projekt trafił na kwarantannę? Przemysław Czarnek: - Niektórzy nasi posłowie trafili na kwarantannę. Odroczenie posiedzenia komisji to efekt absencji, bo kilku po prostu się rozchorowało. Posłowie opozycji narzekali, że nie mogli się z tym projektem zapoznać, więc będą mieli kilka tygodni więcej. Projekt wróci na kolejnym posiedzeniu Sejmu? - To decyzja przewodniczącej komisji Mirosławy Stachowiak-Różeckiej, ale według moich informacji dojdzie do tego na samym początku stycznia. Wróci w takiej samej formie, czy planuje pan zmiany? - Dlaczego miałbym planować zmiany? Ani kroku wstecz, ta ustawa jest konieczna. Proszę zobaczyć, co się dzieje. Pan prezydent Rafał Trzaskowski skrajnie upolitycznił szkoły, wykorzystując nawet Librusa, czyli narzędzie oświatowe, służące szkole, a nie polityce, by przekazać kłamliwy list rodzicom w Warszawie. Szkoły podległe pani prezydent Aleksandrze Dulkiewicz na swoich stronach internetowych zamieszczają materiały stricte polityczne, niemal żywcem kopiowane ze strony miejskiej. Również upolitycznia skrajnie szkołę, więc musimy je po prostu odpolitycznić. Jeśli to niezgodne z prawem, to dlaczego pan nie reaguje? - Kieruję zawiadomienie do prokuratury w tych dwóch sprawach. W moim przekonaniu tego rodzaju działanie, czyli skrajne upolitycznianie szkoły przez prezydentów miast, z wykorzystaniem narzędzi oświatowych, jest przekroczeniem uprawnień, więc jeszcze dziś kieruję zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez pana Trzaskowskiego i panią Dulkiewicz. Dlatego ustawa jest konieczna. Tylko że ten projekt nie reguluje tego typu spraw. - Bezpośrednio nie, ale kurator będzie miał lepsze narzędzia do realnego sprawowania nadzoru pedagogicznego. Dziś dyrektor często nie chce wykonywać absurdalnych, politycznych rozkazów swoich organów prowadzących, ale musi, bo wie, że w konsekwencji prezydent go zwolni, lub nie dopuści do ponownego wyboru. Kurator dotąd nie miał niemal żadnych narzędzi, żeby neutralizować. Teraz, kiedy kurator będzie miał większe narzędzia oddziaływania na wykonywanie choćby zaleceń pokontrolnych, to dyrektor powie prezydentowi: nie mogę, bo mogę napotkać na kontrę kuratora. To ewidentnie uwolnienie dyrektorów spod buta politycznego takich prezydentów jak Trzaskowski. Kto dziś upolitycznia szkoły - ja czy Trzaskowski? Z drugiej strony jest Barbara Nowak, małopolska kurator oświaty, która odradza oglądanie "Dziadów" w Teatrze Słowackiego. - Odradza, a nie zakazuje. Takich narzędzi nie ma i nie będzie miała, choćby to nie były "Dziady", ale dziadostwo. Pani Krystyna Szumilas próbowała mi wmówić, że po wejściu w życie ustawy pani kurator Nowak zabroni wyjścia dzieciom do teatru. Przecież nie ma takich kompetencji. Może natomiast wyrażać opinię o spektaklu. W opinii wielu ekspertów ta sztuka nie ma nic wspólnego z dziełem Adama Mickiewicza, a tak naprawdę je profanuje. Pan widział tę wersję "Dziadów"? - Nie i absolutnie nigdy nie będę chciał zobaczyć. Widziałem natomiast opinie, również polonistów, którzy dokładnie przyjrzeli się temu, co się dzieje w Krakowie. Uważam, że to skandal. Nie oznacza to jednak, że ktokolwiek może zakazywać wystawiania i udawania się na takie spektakle. To absurd. To spektakl dofinansowany z budżetu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. - Nie mam na ten temat wiedzy, ale absolutnie nie dofinansowywał go resort edukacji i nauki. Wróćmy do projektu pańskiej ustawy. Nie ma pan wrażenia, że opór środowiska jest niespotykany i przypomina czas sprzed strajku nauczycieli? - Mnóstwo osób kłamie na temat tego, co jest zapisane w tej ustawie. Dziwię się temu, ale nie mam żadnych obaw z tym związanych. Może ktoś z tych wielu osób w tych wielu organizacjach ma rację? - Mają rację dyrektorzy wielu szkół i nauczyciele, praktycy, którzy współtworzyli i opiniowali nasz projekt ustawy. Pozostali się mylą? - Pyta pan o rację. Ktoś ją ma. Więc odpowiadam kto. Dlaczego więc ten projekt wywołuje tyle emocji? - Proszę mi uwierzyć, że w dużej mierze został stworzony przez dyrektorów szkół i nauczycieli. Nie wywołuje emocji w środowiskach, które nie są poddane indoktrynacji i kłamstwu. Wystarczy przeczytać, co tam jest zapisane. Kurator będzie miał możliwość sprzeciwu wobec wejścia do szkół organizacji, których treści przekazywane w szkole będą demoralizujące, szkodliwe. A to kurator ma nadzór pedagogiczny w szkole, a nie organ prowadzący. Przecież dziś lewactwo ma świra na punkcie edukacji seksualnej typu B i mącenia w głowie dzieciom i młodzieży. Tylko o to chodzi w tym wszystkim. Kurator musi mieć także narzędzie, by egzekwować zalecenia pokontrolne z zakresu nadzoru pedagogicznego. Nie ma dowolności w odwoływaniu dyrektora, bo dyrektor ma wyznaczone okresy na realizację zaleceń. Jeśli tego nie zrobi, to dopiero wtedy jest wniosek o odwołanie. Czy może być dyrektorem ktoś, kto nie wykonuje zaleceń pokontrolnych bez uzasadnienia? Organ nadzoru pedagogicznego czuwa nad treścią przekazywaną w szkole, ale tak to zostało ułożone wcześniej, nie przeze mnie. Wspomniana przez pana posłanka Krystyna Szumilas, wraz z posłanką Kingą Gajewską nagrały film ostrzegający przed tymi zmianami. Mówią np. że od kuratora będzie zależeć, czy w szkole będzie można zorganizować akcję Szlachetnej Paczki. - Pani Szumilas po prostu zatraciła się w propagandzie politykierskiej i nie ma już nic wspólnego z edukacją. Chodzi o to, by kurator otrzymywał od dyrektora informację, jakie treści organizacja pozarządowa zamierza przekazać w szkole, bo to kurator ma nadzór pedagogiczny. Oczekują tego rodzice, wszyscy, nie tylko rada rodziców w danej szkole. Kurator będzie mógł zgłosić sprzeciw, jeśli rodzice poproszą go, by dzieci nie były demoralizowane. Kto powiedział, że Szlachetnej Paczki nie będzie w szkole? Harcerstwa? Organizacji uczących postaw prospołecznych? To jakaś bzdura. Za każdym razem trzeba będzie pytać o to kuratora? - Nie pytać, ale przedstawiać kuratorowi treści, które organizacja pozarządowa zamierza przekazać. Jeśli samorząd chce to robić bez kuratora, to ma mnóstwo lokali, budowanych również z Polskiego Ładu, do których może zaprosić dzieci i młodzież. Czyli tam, gdzie nadzór pedagogiczny nie sięga. Tylko że garstka dzieci pójdzie na taką prymitywną propagandę seksualną do domu kultury. Wykorzystuje się pobyt dzieci w szkole, by je indoktrynować. To dlatego obserwujemy tak potężny sprzeciw. Chcemy postawić tamę indoktrynacji i upolitycznieniu dzieci w szkole. Te zmiany mogą być mieczem obosiecznym. Wystarczy, że w 2023 roku przegracie wybory, a kuratorzy się zmienią. - To zupełnie oczywiste. Nie tworzymy prawa pod Prawo i Sprawiedliwość, ale takie, które ma być stałym elementem prawa oświatowego. Jeśli w tym 2023 roku do władzy dojdzie np. Lewica, to nie obawia się pan, że dzięki tym zapisom nowi kuratorzy bez przeszkód będą zgadzać się na edukację seksualną w szkołach? - Na razie Lewica do władzy nie doszła. Jeśli tak się stanie, to edukacja seksualna w wersji wypaczonej, demoralizującej na pewno zawita do szkół. Społeczeństwo to wie i wyciąga mądre wnioski. To może dawanie tak szerokich uprawnień kuratorom jest, z punktu widzenia pana formacji, również niebezpieczne? - Ale bądźmy logiczni. Jeśli do władzy dojdzie Lewica, to niepotrzebny będzie kurator. Wprowadzą lekcje edukacji seksualnej jako obowiązkowe. W ogóle lewica spod znaku PO zamierza podzielić Polskę na autonomiczne okręgi i oddać w nich władzę takim Trzaskowskim, czyli radykalnie osłabić państwo. Wszyscy to wiedzą, bo oni się z tym nie kryją. Wraz z wprowadzeniem tych zmian planuje pan jednocześnie podwyżki dla kuratorów i wizytatorów? - To jest bezwzględnie konieczne. Wraz z podwyżkami dla nauczycieli będziemy chcieli wygospodarować kilkadziesiąt milionów złotych na podwyżki w kuratoriach. Bardzo ważny urząd w Polsce powinien sprawnie działać. Dlaczego nie było pana na komisji, na której miało się odbyć pierwsze czytanie? - Ustawę prowadzi minister Dariusz Piontkowski. Jest u nas tak, że wiceministrowie odpowiedzialni za poszczególne projekty reprezentują cały resort. Byłem zresztą niedawno na jednej komisji, ale niestety posłowie opozycji dostają jakiegoś "małpiego" rozumu, gdy widzą Przemysława Czarnka. Zamiast merytorycznej dyskusji dochodzi do jatki, kompletnie nielogicznej. Po co moja obecność? Nie pojawi się pan na pierwszym czytaniu w styczniu, o co apelowała np. Agnieszka Dziemianowicz-Bąk? - Absolutnie nie. Będzie minister Dariusz Piontkowski, który prowadzi tę ustawę i znakomicie reprezentuje resort. Mam zresztą nadzieję, że jego obecność będzie wzbudzała mniejsze emocje. To pana zasługa, by nauczyciele wypadli z obowiązkowych szczepień? - Nie jestem od ustalania, kto ma się obowiązkowo szczepić. Nie jestem medykiem, ani nie zarządzam resortem zdrowia. Zwracam tylko uwagę, że rozwiązania, które są przyjmowane w tej sprawie muszą uwzględniać rzeczywistość. Fakty są takie, że mamy szacunkowo 80-81 proc. zaszczepionych nauczycieli, a zatem ok. 120 tys. nauczycieli się nie zaszczepiło. Jeśli przymus spowodowałby, że połowa z nich by się zaszczepiła, to dalej będziemy mieć ok. 60 tys. niezaszczepionych. I co mam z tym zrobić? Mają nie pójść do pracy 1 marca? Mam mieć 60 tys. wakatów w szkołach? Przecież tego system nie wytrzyma i na to zwracam uwagę. Dziś projekt tej ustawy, za chwilę awantura o pensum i status zawodowy nauczyciela. Nie obawia się pan, że w konsekwencji może się to skończyć strajkiem? - Myśli pan, że 600 tysięcy nauczycieli pójdzie za garstką prezydium jednego czy drugiego związku? Że podwyżki wynagrodzeń w wysokości 36 proc. to okoliczność, która zmusza do odejścia od pracy? Nauczyciele to bardzo rozsądni ludzie i nie traktujmy ich przez pryzmat prezydium niektórych związków zawodowych. Strajk byłby nieracjonalny i nielogiczny. Rozmawiał Łukasz Szpyrka