Rozmowę przeprowadzono w piątek 12 sierpnia o godz. 9:30. Łukasz Szpyrka, Interia: Powiedział pan w Polsat News, że mamy do czynienia z gigantyczną katastrofą. Kto za nią odpowiada i jak zatrzymać jej skutki? Przemysław Daca, Wody Polskie: - Nie wiem, kto za to odpowiada, niestety. Liczę, tak jak i państwo, że sprawca jak najszybciej zostanie złapany i powstrzymany, bo nie mamy pewności, czy nadal nie zrzuca tej trucizny do rzeki. Powinien zostać przykładnie ukarany. Mieliśmy w ciągu ostatnich kilku lat szereg katastrof ekologicznych związanych z wodą - najpierw dwa razy Czajka, potem Barycz, teraz Odra. Tak naprawdę nikt nie został ukarany. Dlaczego? - Nie wiem, nie zajmuję się ściganiem przestępców. Mamy do czynienia z gigantyczną katastrofą ekologiczną. Odra jest bardzo dużą rzeką, biegnącą przez kilkaset kilometrów. Fala trucizny najprawdopodobniej przyszła od nas z górnego biegu, co najmniej z okolic Oławy, jeśli nie wyżej. Przeszła niemal przez cały swój bieg, truje, a w tej chwili doszła do woj. zachodniopomorskiego. Z tego co wiem, nasi pracownicy, Polski Związek Wędkarski i wolontariusze wydobyli co najmniej kilkanaście ton ryb. To gigantyczna strata na środowisku, idąca w kilkanaście milionów złotych. Odtworzenie tego środowiska naturalnego będzie długotrwałe i trudne. To po prostu dramat. Wskazał pan, jak szeroko ta trucizna się rozprzestrzenia. Dopłynie do Bałtyku? - Odra najbardziej ucierpiała we fragmencie aż do ujścia Warty do Odry. To okolice Kostrzyna nad Odrą. Od tego odcinka obserwujemy mniejsze liczby śniętych ryb. W woj. dolnośląskim i woj. lubuskim to co najmniej 11 ton - tutaj liczymy te ryby w tonach. Poniżej ujścia Warty liczymy już w kilogramach. W czwartek nasi pracownicy wydobyli tam 45 kg, a dziś już trochę więcej, ale nadal mówimy o kilogramach, nie tonach. Trucizna nie płynie dalej? - Rozpuszcza się w wodzie. Dochodzi do tego Warta, która jest dość dużą rzeką i niesie trochę tej wody ze sobą. To powoduje, że ta substancja jest rozcieńczana. Z drugiej strony wiemy z informacji poszczególnych WIOŚ-ów, a to oni odpowiadają za monitoring rzek w naszym kraju, na chwilę obecną konkretnych substancji tam nie ma. Jest bardzo dużo tlenu, podwyższone Ph, podwyższona temperatura. Być może to ten negatywny czynnik, który powoduje śnięcie ryb. Warta jest zagrożona? - Warta jest w odcinku ujściowym. Ta woda spływa z Warty do Odry. Warta jest tu czynnikiem pozytywnym, ponieważ niesie ze sobą duże ilości wody i rozcieńcza ten ewentualny czynnik trujący. Niemieckie media, piszą o obecności w Odrze rtęci. Co więcej, poziom substancji miał przekroczyć skalę testu. Ministerstwo Środowiska Brandenburgii mówi o silnie trującej substancji. - Na chwilę obecną są to informacje medialne. Rozmawiałem dziś z Głównym Inspektorem Środowiska i nie potwierdził mi tej informacji. Poczekajmy na oficjalne dane. Proszę pamiętać też, że Wody Polskie odpowiadają za majątek Skarbu Państwa w postaci wód, m.in. płynących. Prowadzimy inwestycje suszowe, przeciwpowodziowe, retencyjne, jesteśmy regulatorem jeśli chodzi o wody i ścieki. Nie mamy natomiast uprawnień kontrolnych w zakresie stanu fizykochemicznego wody. Jeżeli cokolwiek się stanie, zmieniają się parametry wody, to wtedy automatycznie sprawa jest zgłaszana do służb ministra środowiska i klimatu - WIOŚ lub regionalnych dyrekcji ochrony środowiska. To one przyjmują postępowanie, zbierają próbki, monitorują wodę, mają swoje laboratorium. Dostaję pytania o rtęć, ale tak samo jako państwo z niecierpliwością czekam na informacje. To nie nasza kompetencja. 26 lipca dostaliście informację, że jest problem. Kiedy zawiadomił pan GIOŚ? - 27 lipca. Wpłynęły do nas informacje o śniętych rybach w okolicach Oławy, udali się tam nasi pracownicy i stwierdzili, że rzeczywiście jest bardzo duża liczba śniętych ryb. Niezwłocznie powiadomiliśmy WIOŚ, który zaczął pobierać próbki, została powiadomiona policja. Dzwonił też do mnie dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej we Wrocławiu, mieliśmy spotkania z GIOŚ. Informowaliśmy na stronach internetowych o problemie, rozmawialiśmy też z Polskim Związkiem Wędkarskim. Nasi pracownicy, w naszych łódkach, wspólnie z Polskim Związkiem Wędkarskim wyciągnęli te ryby. To było 200 worków po ok. 30 kg, czyli ponad pięć ton śniętej ryby. Kiedy to było? - 27 lipca. Już 27 lipca wyciągnęliście z Odry pięć ton ryb? - Informacje, że przespaliśmy sprawę, to kłamstwa. Osobiście nadzorowałem całą sytuację i postępowaliśmy zgodnie z procedurami. Od co najmniej dwóch tygodni WIOŚ-e monitorują stan wód, pobierane są próbki i dokonywane badania. To wszystko dzieje się od 27 lipca. Nie dziwi pana, że GIOŚ od dwóch tygodni nie potrafi stwierdzić, co za substancja pływa w Odrze? - Proszę wybaczyć, ale nie chciałbym tego komentować. Pojechał pan na miejsce od razu, czy dopiero teraz? - Na bieżąco byli tam nasi pracownicy, dyrektorzy RZGW, a ja pierwszy raz byłem w terenie rzeczywiście w czwartek. Mówił pan, że na Wody Polskie prowadzona jest nagonka. Nie jest tak po prostu, że ta rzeka ludziom, podobnie jak Bałtyk, Tatry, Wisła czy Śniardwy, po prostu leży na sercu? - To nie tak. Już znaleziono winnego - to Wody Polskie. Marszałek woj. zachodniopomorskiego raczył nawet napisać, że jesteśmy winni tego, że wysycha rzeka i jest skażona. Mam ewidentnie wrażenie, że części, która nas hejtuje, nie interesuje znalezienie prawdziwego truciciela. Znaleźli winnego i skupiają się, by uderzyć w Wody Polskie. Mówią, że nas utopią w Odrze, straszą, wydzwaniają, wysyłają tysiące maili. To akcja zorganizowana, polityczna, by uderzyć w Wody Polskie. Nawiązują też nieustannie do Czajki i Trzaskowskiego, więc proszę sobie odpowiedzieć, kto za tym stoi. Tylko to pan w pierwszym zdaniu naszej rozmowy nawiązał do Czajki. - W innym kontekście. Czajka była gigantyczną katastrofą na skalę europejską i światową. Tak samo jest z Odrą. To katastrofa również dla nas. Nasze rzeki są ostatnimi laty intensywnie zarybiane. Wpuściliśmy do Odry bardzo dużo węgorzy. To unijny program węgorzowy, który kosztował 2 mln zł. Niestety, to wszystko prawdopodobnie padło. To gigantyczna strata idąca w miliony złotych. Powiedział pan w PN, że "Wody Polskie dbają o czystość i zarybienie rzek". Jak o to dbacie, skoro Polska Akademia Nauk stwierdza, że 90 proc. jednolitych części wód powierzchniowych nie spełnia norm jakości? - To prawda. Od jakiegoś czasu prowadzimy kampanię "Woda to nie śmietnik". Wspólnie z WIOŚ-em zrobiliśmy akcję zbierania informacji nielegalnych upustów i rur, które nam trują. Znaleźliśmy takich 20 tys., nałożyliśmy mnóstwo mandatów. Walczymy z tym, by ludzie przestali traktować rzeki jak śmietniki. To nie Wody Polskie są trucicielami. Prezes Polskiego Związku Wędkarskiego powiedziała w TVN24, że "Wody Polskie mogły zapobiec tej katastrofie spuszczając wodę ze zbiorników na rzece". Mogliście to zrobić? - Mamy rzeczywiście zbiorniki retencyjne, które alimentują tę wodę i ona jest na bieżąco spuszczona, m.in. do rzeki Odry. Robimy to na bieżąco. Tej substancji jest tak dużo, jest tak toksyczna, że przebyła setki kilometrów i cały czas truje. Zmieszała się z hektolitrami wody, więc to była bardzo duża liczba bardzo toksycznej substancji. Wolałbym, żeby pani prezes nie wypowiadała się na tematy, o których nie ma pojęcia. Dr Paweł Grzesiowski mówi o bombie biologicznej. - Nie czytałem tej wypowiedzi. Na chwilę obecną bardzo ważne jest zbieranie tej śniętej ryby. Rzeczywiście truchło jest bardzo toksyczne i bardzo śmierdzące, i może dodatkowo wprowadzać wtórne zanieczyszczenie rzeki, choćby siarkowodorem. Nie wiemy natomiast, jaki jest czynnik trujący. W jaki sposób zutylizujecie te tony ryb? - Są specjalne zakłady, które zajmują się profesjonalną utylizacją padniętych zwierząt. Apeluje pan, by dla bezpieczeństwa lepiej do tej wody nie wchodzić. - Tak, ale oficjalne stanowisko w tej sprawie powinien zająć Sanepid. Uzyskałem informację na sztabie kryzysowym, że oficjalnie na Odrze nie ma kąpielisk, a woda jest na bieżąco monitorowana, nie stwierdzono żadnej substancji toksycznej, ale naprawdę nie polecam użytkowania tej wody. Poczekajmy. Wiceminister Grzegorz Witkowski mówił przed kamerami, że może wejść do tej wody. To dobry pomysł? - Lepiej trzymajmy się zdrowego rozsądku. Lepiej trzymać się jak najdalej od tej rzeki, póki sprawa nie zostanie wyjaśniona. Poprosi pan RCB, by wysłało alerty z apelem o ostrożność? - To naprawdę nie jest moja rola. Proszę pytać wojewodów. Poczekamy do niedzieli-poniedziałku, żeby dowiedzieć się co się stało? Instytut w Puławach ma zbadać śnięte ryby. - Też czekam na te wyniki, które mogą nas przybliżyć do wyjaśnienia tej bulwersującej sprawy. Rozmawiał Łukasz Szpyrka Czytaj też: Czy Odrę zatruto w Oławie? Woda parzy, na brzegach leżą worki z rybami