Wszystkie wątpliwości mają być rozwiane jeszcze przed rozpoczęciem rady krajowej Platformy Obywatelskiej. Ta startuje o godz. 10, ale chwilę wcześniej, o godz. 8, spotyka się zarząd krajowy partii. To ciało zdecyduje, czy Donald Tusk po prostu dokończy kadencję Borysa Budki, czy do wyłonienia nowych władz potrzebne będą wybory. Najważniejsza decyzja już natomiast zapadła - Donald Tusk wraca do polskiej polityki niezależnie od tego, czy przyjmie przywództwo na tacy, czy będzie musiał się o nie bić z Rafałem Trzaskowskim. "W Platformie wrze" Podstawowe pytanie brzmi, czy jego powrót zakopie topór niezrozumienia w Platformie, czy wręcz przeciwnie - okaże się katalizatorem kolejnych konfliktów. Tych w ostatnim czasie było bardzo dużo, a politycy Platformy mają tego dość. - W Platformie wrze. Wyborcy są już zmęczeni kolejną odsłoną serialu "wewnętrzne problemy PO", ale my w Platformie także. Nie jestem zwolennikiem przeciągania spekulacji w nieskończoność. Mam nadzieję, podobnie jak wielu działaczy PO, że w sobotę wszystko się wyjaśni. Inaczej wciąż będziemy oglądać "Niewolnicę Isaurę" - mówi Interii senator Bogdan Zdrojewski. "Nadzieja" jest słowem, które najczęściej pojawia się w rozmowach z politykami PO. Jedni mają nadzieję, że Tusk poukłada wewnętrzne sprawy, inni mają nadzieję, że pokona PiS, jeszcze inni, że wprowadzi PO na te same wody, którymi partia płynęła do 2014 roku. Zadanie trudne, bo w tym czasie zmieniła się nie tylko PO, ale też Polska. Inne są oczekiwania społeczne, inne realia, choć otoczenie Tuska przekonuje, że były premier odnajdzie się w tym doskonale, bo europejskie doświadczenia tylko go wzmocniły. Zanim to jednak nastąpi PO musi dojść do finalnego porozumienia. Jeśli go nie będzie, powrót Tuska będzie jedynie włożeniem ręki do ula pełnego pszczół - rozdrażni, ale niczego nie wyjaśni. - Platforma stała się partią warunkową. Każdy z trzech liderów stawia warunki. Budka odejdzie, ale pod pewnymi warunkami. Tusk chce wrócić, ale stawia warunki. Trzaskowski jest gotów zaakceptować powrót Tuska, ale pod pewnymi warunkami. Jeśli każdy z nich minimalnie ograniczy swoje oczekiwania, spotkają się w dobrym miejscu. Jeśli nie, nie wróżę tej sytuacji szybkiego końca - uważa Zdrojewski. Jedno jest natomiast pewne. Powrót Tuska, przy całym teatrze, który wokół niego się zogniskował, jest wydarzeniem, jakiego w XXI wieku w Polsce jeszcze nie było. Do polityki wracał Aleksander Kwaśniewski, ale na pół gwizdka. Z polityki nigdy nie odszedł Leszek Miller. Lech Wałęsa nigdy nie zdecydował się na ponowne pełne zaangażowanie. Tusk będzie więc pierwszym politykiem tej kategorii, który nie zostaje kimś w rodzaju patrona, a ma się zaangażować w pełni w życie partii. To eksperyment, którego efekty dziś są nieznane. Znany jest tylko jeden efekt - powrót Tuska oznacza też "powrót" Kaczyńskiego. Wystarczy prześledzić kilka ostatnich dni, by zauważyć, że prezes Prawa i Sprawiedliwości, będący zdecydowanie w cieniu, znów się aktywizuje. W czwartek i piątek zwołał dwie konferencje prasowe, jest aktywny, a nie będzie to jego ostatnie słowo, bo tego samego dnia Prawo i Sprawiedliwość powoła go na prezesa partii na kolejną kadencję. Łukasz Szpyrka