Prawdopodobnie 7 maja odbędzie się głosowanie, które może przemeblować polską scenę polityczną na najbliższe lata. W Senacie znajduje się ustawa dotycząca wyborów korespondencyjnych. Wróci do Sejmu 7 maja, a jeśli posłowie Porozumienia wciąż będą obstawać, że wyborów w maju przeprowadzić się nie da, to może się okazać, że Prawo i Sprawiedliwość wraz z Solidarną Polską nie zdołają uzyskać większości. Wówczas 10 maja wybory w formie korespondencyjnej się nie odbędą. O tę sprawę w TVN24 został zapytany wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki. "Przekonamy się 7 maja. Jest większość, tylko jak wypadnie głosowanie - komuś się zatnie komputer, komuś wyłączy się światło, ktoś się pomyli - no zobaczymy" - powiedział. Politycy opozycji nie mają wątpliwości, że słowa marszałka Terleckiego oznaczają jedno: Prawo i Sprawiedliwość prowadzi zakulisową grę, by przekonać niektórych posłów zarówno Porozumienia jak i partii opozycyjnych, do głosowania za wyborami korespondencyjnymi. - Terlecki to wierny żołnierz Kaczyńskiego, a ten prze do wyborów za wszelką cenę. Padł rozkaz, to trzeba go wykonać. Jak będzie trzeba, to PiS powoła osiem nowych ministerstw byle przeciągnąć na swoją stronę posłów od Gowina - mówi Interii Robert Biedroń. - PiS cały czas siedzi w pokoju Renaty Beger, zmienił się tylko Lipiński na Dworczyka, a także ci, których chcą przekupić lub zastraszyć - przekonuje z kolei Izabela Leszczyna z PO. Emisariusze w terenie Politycy opozycji twierdzą, że zaufani ludzie Jarosława Kaczyńskiego poszli w teren, by sondować możliwości. Mają szukać sprzymierzeńców we wszystkich frakcjach. Z oczywistych względów najtrudniej o to w Lewicy, ale, jak mówią nasi rozmówcy, poglądy mają dziś mniejsze znaczenie. PiS nie szuka tylko wśród tych, którym ideowo "bliżej" do Zjednoczonej Prawicy. - Szukają ludzi, którzy znajdują się na życiowych zakrętach, mających problemy osobiste. To zawsze najsłabsze ogniwa - mówi nam jeden z polityków opozycji. Jak przekonują nasi rozmówcy, konkretne propozycje już padły - dostali je zarówno posłowie PSL-Kukiz’15, jak i Platformy Obywatelskiej. W pierwszym etapie oferty mają dotyczyć atrakcyjnych stanowisk - zarówno w resortach, jak i spółkach skarbu państwa. W drugim ma rozpocząć się szukanie "haków". - Były próby podkupywania naszych posłów. I to naprawdę bezczelne - mówi nam poseł Robert Kropiwnicki. W kręgu zainteresowania partii rządzącej mają się znajdować posłowie mniej znani, którzy zazwyczaj nie są na pierwszej linii frontu. Z tym, że w Sejmie nie liczy się popularność lub znana twarz, bo głos każdego posła waży tyle samo. Dlatego w tym przypadku "bardziej atrakcyjni" mają być ci, którzy zazwyczaj są nieco dalej od telewizji czy spektakularnych sejmowych przemówień. O próbach przejmowania posłów mówił też we wtorek w Sejmie Borys Budka, szef PO. - Od dłuższego czasu trwa próba wyrywania, w sposób bardzo wręcz nieprzyzwoity, parlamentarzystów, posłów opozycji, próba korupcji politycznej, która dotyczy wszystkich klubów i kół opozycyjnych - mówił Budka. Na podobne zjawisko wskazywał też Krzysztof Bosak, kandydat na prezydenta z ramienia Konfederacji. W rozmowie z Radiem Zet przekonywał, że "telefony się rozdzwoniły, ale my (posłowie Konfederacji - red.) nie jesteśmy na sprzedaż". Dwa plus dwa nie równa się cztery Polityczny kalkulator dziś nieustannie wskazuje nieprawidłowy wynik. Matematyka powinna być prosta, bo większość parlamentarna liczy 235 posłów. Gowinowi wystarczy przekonanie czterech posłów Porozumienia, by kluczowa ustawa dotycząca wyborów korespondencyjnych nie została przegłosowana. To jednak tylko teoria, bo dodawanie i odejmowanie może być trudniejsze niż się wydaje. Kluczowe jest zachowanie posłów Porozumienia. Jeśli nie czterech, a zdecydowana większość z nich będzie lojalna Gowinowi, to może się okazać, że PiS potrzebuje nie kilku, a kilkunastu szabel do zbudowania większości. I prawdopodobnie tego scenariusza obawia się Nowogrodzka - świadczyć może o tym fakt rozmów wysłanników PiS z politykami PO, PSL czy Konfederacji. - To jedno głosowanie przewartościuje polską scenę polityczną na kolejne lata. Nie pamiętam takiego głosowania. 8 maja możemy obudzić się z nową większością parlamentarną - mówi nam jeden z doświadczonych parlamentarzystów. - Poza Jackiem Żalkiem, który już w zasadzie jest po stronie PiS, pozostali wydają się być lojalni Gowinowi. Zagadką jest jedynie Jadwiga Emilewicz - dodaje nasz rozmówca. Dla samych polityków Porozumienia głosowanie ręka w rękę z PiS wydaje się ryzykowne. Przy Nowogrodzkiej posłowie Porozumienia już zawsze będą postrzegani jako "ci od Gowina", czyli nie do końca lojalni, co stawia znak zapytania nad ich przyszłością na listach PiS w kolejnych wyborach. Rozmowy w bardzo wąskim gronie Sam Jarosław Gowin rozmawia głównie z Platformą Obywatelską i PSL-Kukiz’15. Rozmowy z PO, według naszych informacji, odbywają się regularnie, w bardzo wąskim gronie. Czego mają dotyczyć? Gowin chce ugrać dla siebie jak najwięcej w nowym rozdaniu. Mówi się o dwóch najważniejszych stanowiskach - premiera lub marszałka Sejmu. Czy zatem z dnia na dzień poseł, który dysponuje kilkunastoma szablami, może stać się jednym z najważniejszych polityków w państwie? - Ja bym mu dał to, co chce. Nie ma alternatywy - mówi inny z naszych rozmówców. Fotel marszałka Sejmu w całej układance jest kluczowy. Przy zmianie większości parlamentarnej marszałek Sejmu będzie jedną z najważniejszych funkcji w państwie. Tym bardziej, że 6 sierpnia wygasa kadencja prezydenta Andrzeja Dudy. - Na marszałka zgodzą się wszyscy. Nawet Konfederacja, która nie ma teraz swojego wicemarszałka, a mogłaby go dostać - słyszymy. W scenariuszu zakładającym zmianę większości parlamentarnej jest jeden słaby punkt z perspektywy partii opozycyjnych. Nazywa się Jarosław Kaczyński. - Nikt w Polsce tak jak on nie potrafi prowadzić zakulisowej gry. Jest w tym bezsprzecznie najlepszy, więc możemy się spodziewać wszystkiego. Decydujące mogą być nawet ostatnie godziny przed głosowaniem - przyznaje nasz rozmówca. Łukasz Szpyrka