Polityczną stolicą Polski w kwietniu miał być Rzeszów, ale dużo ciekawiej jest 450 km na zachód, wzdłuż autostrady A4 - we Wrocławiu. To właśnie tam polityczne emocje sięgają zenitu, a najciekawiej było w środę i piątek. Zaczęło się jeszcze miesiąc temu, kiedy dolnośląska PO wraz z koalicjantami zachciała odbić sejmik z rąk Prawa i Sprawiedliwości. Złożono wniosek o odwołanie przewodniczącego Andrzeja Jarocha, a władzę miała przejąć opozycja. Jeszcze w dniu głosowania na sali obrad niektórzy działacze PO mówili, że "dziś w tej sali jest inna większość, jest nowa większość". Problem w tym, że większość na papierze nie przełożyła się na fakty. Doszło do głosowania, w którym padł remis 17 do 17. Andrzej Jaroch pozostał więc na stanowisku, a PiS zatriumfowało po raz pierwszy. - To niezrozumiałe. Pod wnioskiem o odwołanie podpisało się 19 osób. Gdzie więc podziały się dwie osoby? Czegoś nasi koledzy nie dopilnowali - grzmi nasz informator na co dzień mocniej zaangażowany w krajową politykę. W oczekiwaniu na dogrywkę Szefem dolnośląskich struktur PO jest europoseł Jarosław Duda, zaufany człowiek Grzegorza Schetyny. To on miał zapewniać polityczną centralę PO, że środowe głosowanie to tylko formalność, bo głosy zostały wcześniej policzone. I trudno się dziwić, bo jeszcze w dniu głosowania dolnośląscy działacze PO byli pewni swego. Tuż po nadzwyczajnej sesji miny im zrzedły, bo zostali upokorzeni - przegrali głosowanie, którego byli pewni. Próbowaliśmy porozmawiać z Jarosławem Dudą, ale odesłał nas do Marka Łapińskiego, przewodniczącego klubu radnych Koalicji Obywatelskiej w Sejmiku Województwa Dolnośląskiego. - Nie przegraliśmy głosowania w sejmiku, tylko padł remis. Poczekajmy na dogrywkę, wszystko jeszcze może się wydarzyć - mówi nam Łapiński, ważny działacz PO na Dolnym Śląsku, były poseł i były marszałek województwa. Tyle tylko, że dogrywki szybko nie będzie. PO nie złożyło ponownego wniosku o odwołanie Jarocha. PO chce wymóc na nim zorganizowanie specjalnej kontroli w sprawie materiałów, które miał publikować jeden z wysokich urzędników Urzędu Marszałkowskiego. Publikacje uderzają we wszystkich ważnych polityków na Dolnym Śląsku, również tych związanych z PiS. PO chce, by Jaroch zapewnił komisji rewizyjnej uczciwą kontrolę. Jeśli tak się nie stanie, wniosek o jego odwołanie może zostać złożony ponownie. Ciemne chmury zbierają się też nad marszałkiem Cezarym Przybylskim. Wydaje się natomiast, że przez jakiś czas w sejmiku sytuacja pozostanie bez zmian. Do roszad doszło natomiast w Radzie Miasta, a tego dnia Platforma musiała drugi raz przełknąć gorzką pigułkę. We Wrocławiu odbyło się kolejne głosowanie - tym razem o odwołanie Jacka Charłampowicza, przewodniczącego Rady Miasta. W tajnym głosowaniu za odwołaniem z tej funkcji polityka PO było aż 22 z 37 radnych. Oznacza to, że jeżeli nikt z opozycji się nie wyłamał, przeciwko Charłampowiczowi zagłosowało też trzech członków jego klubu. A to już cios, który wskazuje na bałagan w dolnośląskiej PO. Partia wspierająca Jacka Sutryka, który w znakomitym stylu wygrał wybory prezydenckie, na chwilę (o tym poniżej) straciła przewodniczącego w Radzie Miasta. - Nie wiem, o co tam chodzi. Wszystko idzie na kompletny bałagan. Trudno sobie wyobrazić, by prezydent, który ma wszystkie karty w ręce, nie potrafił zbudować większości. Coś jest nie tak między samym prezydentem a naszymi działaczami - mówi nam jeden z parlamentarzystów z Dolnego Śląska. Co ciekawe, Sutryk utrzymał większość w Radzie Miasta w ostatniej chwili. Po odwołaniu Charłampowicza doszło do głosowania nad kandydatką Nowoczesnej i PiS Agnieszką Kędzierską. Nie została wybrana, więc w kolejnym głosowaniu radni wybrali na przewodniczącego Bohdana Aniszczyka z... klubu Sutryka. Jak słyszymy, sam prezydent Wrocławia, jak i część lokalnych działaczy PO, miała dość rządów Charłampowicza, który jest jednoznacznie kojarzony z Grzegorzem Schetyną. W Radzie Miasta wygranym jest więc Sutryk, który pozbył się niewygodnego współpracownika, a jednocześnie utrzymał większość. - Przyznaję, że przez chwilę nie mieliśmy większości w Radzie Miasta, ale w ostatniej akcji meczu udało nam się oddać skuteczny rzut za trzy punkty. A to zmieni całkowicie dynamikę zdarzeń w przyszłości - zapewnia Łapiński. Winna Nowoczesna? Kto odpowiada za całe zamieszanie zarówno w sejmiku, jak i radzie miasta? Wrocławscy działacze PO nie mają wątpliwości, by wskazać winnych - to radni Nowoczesnej, którzy mają być najbardziej nieprzewidywalni w całej, niezwykle skomplikowanej, stawce. Raz głosują ramię w ramię z PO, innym razem z PiS, a jeszcze innym wstrzymują się od głosu, bądź są podzieleni. Zdaniem naszych rozmówców to oni weszli w układ z Prawem i Sprawiedliwością - nie chcieli odwołania przewodniczącego sejmiku, a dwa dni później zgłosili własnego kandydata w radzie miasta. Taki fortel miał im dać większe wpływy na Dolnym Śląsku, choć z tego zabiegu nic nie wyszło. - Powinien się nimi zająć Adam Szłapka i rozwiązać ich dolnośląskie struktury. Oni to dopiero mają bałagan - mówi nam jeden z dolnośląskich działaczy PO. Tyle tylko, że w taką narrację nie wierzy centrala PO. - Spodziewaliśmy się, że zrzucą winę na Nowoczesną, a z naszej perspektywy wygląda to tak, jakby nasi koledzy nie panowali nad tym, co się tam dzieje - mówi nam jeden z posłów PO. Sytuacja na dziś wydaje się jednak stosunkowo klarowna, choć jak nauczyły ostatnie dni, wszystko może zmienić się bardzo szybko. Jaki jest stan gry? PO nie udało odwołać się przewodniczącego sejmiku i to PiS wciąż ma tam większość. W Radzie Miasta z kolei PO i klub Sutryka utrzymały większość z jednym zastrzeżeniem - mniejsze wpływy będzie miał zaufany człowiek Schetyny Charłampowicz. Czy Schetyna traci więc wpływy na Dolnym Śląsku? Nie jest żadną tajemnicą, że to on odgrywa najważniejszą rolę w tym regionie. Zresztą w sobotę rano włączył się oficjalnie w trwający na Dolnym Śląsku konflikt. Napisał na Twitterze: "Koalicja radnych #Nowoczesna i #PiS w Sejmiku Dolnośląskim i Radzie Miasta Wrocławia pokazuje dokąd prowadzą biznesowe zasady kierujące polityką. Tak kończą ci, którzy dla własnego interesu szukają porozumienia z PiS. To obraz polityki upadku i wstydu. SLD tego nie wie?". Dworczyk komentuje na Twitterze To jednoznaczny zwrot w stronę Michała Dworczyka, który w tym regionie pełni dokładnie taką samą funkcję - oficjalnie go nie widać, niby go nie ma, ale kluczowe decyzje i polityczne zagrania nie odbywają się bez jego wiedzy. Co więcej, Dworczyk osobiście zaangażował się w konflikt dotyczący sejmiku. Jak słyszymy w kuluarach, pojawił się nawet we Wrocławiu, by dopilnować, że nie dojdzie do odwołania Jarocha. To dzięki jego zabiegom opozycja miała zostać upokorzona. Zresztą sam Dworczyk dał temu wyraz na Twitterze. "Kończy się sesja Rady Miasta Wrocławia. Cóż by tu rzec?... Może - 'kto mieczem wojuje...'" - napisał Dworczyk. Odwołanie Charłampowicza jest więc na rękę PiS, a to, że partia ta nie ma jeszcze większości w Radzie Miasta ma być tylko kwestią czasu. Dworczyk, na co dzień zaangażowany w akcję szczepień i bieżącą pracę w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, w ostatnim czasie zagrał w to, co lubi najbardziej - polityczne negocjacje. To on bowiem jest też architektem porozumienia PiS z Lewicą w sprawie ratyfikacji ustawy o zasobach własnych, czyli krótko mówiąc, postawił pod ścianą Platformę Obywatelską nie tylko na Dolnym Śląsku, ale też w polityce krajowej. Najdotkliwszy cios dla PO to jednak brak odwołania Jarocha z funkcji przewodniczącego sejmiku dolnośląskiego, bo jak słyszymy, miała to być tylko formalność, a tym ruchem PO wystawiła się na krytyczne uwagi i zaczepki. Pytamy więc Marcina Kierwińskiego z Platformy, czy jego partia czuje się "ograna" przez Dworczyka. - Dopóki piłka w grze, wszystko może się wydarzyć. Na miejscu PiS przedwcześnie bym się nie cieszył, bo niebawem czeka nas dogrywka. Liczę, że nasze struktury staną na wysokości zadania - przekazał nam sekretarz generalny Platformy Obywatelskiej. Łukasz Szpyrka