Wybór wiceprzewodniczących formalnie zakończy proces wyborczy w Platformie Obywatelskiej, który rozpoczął się wraz z powrotem Donalda Tuska do polskiej polityki. To właśnie roszady na stanowiskach wiceprzewodniczących pozwoliły na statutową gimnastykę i lipcowe zmiany. Jednocześnie wymusiły też obietnice, które powinny zostać zrealizowane na przełomie listopada i grudnia. Grono wiceprzewodniczących zostanie znacznie rozszerzone i będzie liczyć aż 10 osób. Teoretycznie więc siła pojedynczych wice będzie słabsza niż dotychczas. Przy ich wyborze ma zostać zastosowany parytet. Według naszych informacji Tusk dziewięć nazwisk ma już ułożonych, a zastanawia się już tylko nad jedną kobietą. Całe wybory traktowane są natomiast jak formalność, bo choć dojdzie do głosowania, to kluczowe znaczenie ma mieć mocne wskazanie przewodniczącego. Kto zostanie wiceprzewodniczącym PO? Bartosz Arłukowicz, Rafał Trzaskowski, Borys Budka, Tomasz Siemoniak, Cezary Tomczyk, Małgorzata Kidawa-Błońska, Ewa Kopacz, Izabela Leszczyna i Dorota Niedziela. W grze o dziesiątą nominację pozostają Monika Wielichowska i Marzena Okła-Drewnowicz. Z każdym z tych nazwisk wiąże się inna historia, bo np. Arłukowicz i Kopacz wracają do kierownictwa po krótkiej nieobecności. To oni zgodzili się manewr, który w konsekwencji pozwolił w lipcu wrócić Tuskowi. Budka i Siemoniak to natomiast ważni gracze w PO, a po lipcowych zmianach pełnili funkcje wiceprzewodniczących, ale ich reputację nadszarpnęła impreza u dziennikarza Roberta Mazurka. Jak słyszymy, tylko na chwilę. Funkcję wiceprzewodniczącego PO wciąż będzie pełnił prezydent Warszawy Trzaskowski, a w kierownictwie pojawi się też Tomczyk, którego wcześniej Tusk odwołał z funkcji szefa klubu w ramach umowy z Budką, ale już wtedy publicznie zapewnił go, że szykuje mu ważną rolę w partii. Grono wiceprzewodniczących uzupełnią Kidawa-Błońska i Leszczyna, których akcje od dawna stoją wysoko, a także reprezentantka Polski południowej - Niedziela. Ostatnie wskazanie ma się wahać między Wielichowską a Okłą-Drewnowicz. - Po wyborach wewnętrznych to będzie już ostatni akcent. Tak naprawdę wszystko jest jasne i pozostaje formalnością. Sprawa dotyczy jednego nazwiska - mówi nasze źródło w PO. Wcześniej odbywały się wybory regionalne, a jak mówi nasz rozmówca, "Tusk ugrał wszystko to, czego chciał". Nawet jeśli oficjalnie popierał dwóch innych kandydatów. - Pomaską poparł na Pomorzu, bo jest kobietą. A Szełemeja na Dolnym Śląsku, bo chwilę wcześniej został wyrzucony ze szpitala. Struk i Jaros na pewno mu nie przeszkadzają - przekonuje nasz rozmówca. Zdaniem wpływowego polityka Platformy Obywatelskiej Tusk jest też zadowolony, że wybory wewnętrzne przebiegły sprawnie i bez "krwawych" regionalnych batalii, jak bywało w przeszłości. Dzięki temu Platforma miała uniknąć niepotrzebnego negatywnego rozgłosu, który mógłby zaburzyć sondażowe wyniki "efektu Tuska". Jak słyszymy, w ostatnich tygodniach roku narracyjnie Platforma będzie chciała postawić na drożyznę, która drenuje portfele Polaków, zwracać uwagę na rosnącą inflację, a także wykazywać brak profesjonalizmu rządu w zarządzaniu kilkoma kryzysami naraz. W poniedziałek media społecznościowe PO zaprezentowały pierwszą grafikę, która zwiastuje początek dłuższej akcji. Łukasz Szpyrka