Interia jako pierwsza podała we wtorek, że z klubu parlamentarnego Lewicy odejdą Gabriela Morawska-Stanecka, Wojciech Konieczny i Andrzej Rozenek. Ostatecznie grono to jest liczniejsze, bo w nowym kole - Polskiej Partii Socjalistycznej - znajdą się także rozpoznawalni posłowie Joanna Senyszyn i Robert Kwiatkowski. - Jestem tym niemiło zaskoczony. To nielojalne, by odchodzić z klubu parlamentarnego, który był listą wyboru w 2019 roku. Z drugiej strony, jeśli ktoś chce szukać swojej innej drogi, poszukuje miejsca, to nikt nikogo nie będzie atakował. Lewica idzie dalej swoim szlakiem, nie ogląda się za siebie - mówi Interii Krzysztof Gawkowski, szef klubu parlamentarnego Lewicy. To pierwszy podział lewicy od czasu jej zjednoczenia w 2018 roku. Wówczas premią za dogadanie się był powrót do Sejmu po czterech latach nieobecności, co dotąd nie udało się żadnej formacji w Polsce. Lewica wróciła, a z czasem miała być tylko silniejsza, jak zapowiadali jej liderzy. Robert Biedroń i Włodzimierz Czarzasty dodawali, że połączą partie Wiosna i SLD, a dzięki temu sojusz będzie stabilniejszy. Do formalnego zjednoczenia doszło na początku października, kiedy powstała partia - Nowa Lewica. Nie obyło się jednak bez mocnego głosu sprzeciwu. Jeszcze w lipcu w starym SLD doszło do poważnego rozłamu, na czele którego stanął Tomasz Trela, szybko spacyfikowany przez Włodzimierza Czarzastego. Trela nie stanął z Czarzastym w szranki o przywództwo w Nowej Lewicy, ale rękawice przewodniczącemu rzucił Andrzej Rozenek. Efekt? Zawieszenie za medialne krytykowanie kierunku, w którym podąża kierownictwo i brak zaproszenia na kongres zjednoczeniowy. Później jednak Rozenek, w przeciwieństwie do Treli, nie był w stanie porozumieć się z Czarzastym. Do tej pory stał nieco z boku, tak jak i inni ważni posłowie lewicy - Senyszyn i Kwiatkowski. - Ci, którzy odeszli, oczywiście nie chcieli połączenia dwóch partii. Uważali je za złe. Ja jednak dalej myślę, że była to bardzo dobra decyzja. Jeżeli odejściem trzech posłów i dwóch senatorów mamy zapłacić za połączenie partii, to uważam, że warto było - nie ukrywa Gawkowski. - Jeżeli ktoś ma pomysł na budowanie czegoś tylko dlatego, że jest sfrustrowany brakiem funkcji w nowej partii, to powinien spojrzeć w lustro i odpowiedzieć sobie, czy to są ideały lewicy - dodaje szef klubu parlamentarnego. Morawska-Stanecka to nieco inna historia. Wicemarszałek Senatu zdecydowała się opowiedzieć "Gazecie Wyborczej" o osobistych doświadczeniach z Czarzastym. Koleżanki i koledzy z partii nie stanęli jednak w jej obronie, więc wydawało się tylko kwestią czasu, kiedy Morawska-Stanecka zdecyduje się odejść. Konieczny to natomiast jej kolega z senackich ław, a także w dużej mierze polityczny singiel. W tej kadencji był jedynym przedstawicielem PPS w polskim parlamencie, choć nie wiadomo, czy teraz nowi koledzy i koleżanki nie staną się formalnie członkami jego partii. - Mam nadzieję, że nie doprowadzi to do rozbicia większości senackiej. Oby odejście tych senatorów nie zniszczyło paktu senackiego, bo to byłoby niedopuszczalne - przestrzega Gawkowski. Łukasz Szpyrka