- To nie Polska Agencja Prasowa zmienia skład rządu. Jest umowa koalicyjna, Solidarna Polska, Porozumienie i PiS tworzą rząd. Działamy wspólnie dla dobra Polski - w ten sposób wiceminister aktywów państwowych Janusz Kowalski odniósł się do informacji PAP, jakoby jego dymisja była już przesądzona. "Weto albo śmierć" Sprawa od kilku tygodni nabierała rozpędu. Nieprzejednane stanowisko Janusza Kowalskiego, który przed unijnym szczytem w sprawie budżetu bardzo chętnie używał frazy "weto albo śmierć", w obozie rządzącym wywoływało mieszane uczucia. Narracja stosowana przez Kowalskiego w zasadzie nie zmieniła się po szczycie, na którym zapadły niekorzystne, zdaniem ministra, decyzje dla Polski. Kowalski nie akceptuje postanowień szczytu i publicznie podważa zaufanie do premiera Mateusza Morawieckiego. W programie "Debata Dnia" w Polsat News przyznał nawet, że jego szefami są <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-zbigniew-ziobro,gsbi,1525" title="Zbigniew Ziobro" target="_blank">Zbigniew Ziobro</a> (lider Solidarnej Polski) i Jacek Sasin (minister aktywów państwowych). Dodał, że nie zamierza się szczepić na koronawirusa, choć strategia rządu w tym kontekście jest zupełnie odwrotna, co według informacji PAP, miało tylko przyspieszyć decyzję o jego dymisji. Szczegóły umowy Dymisji jednak oficjalnie wciąż nie ma. Kowalski powołuje się na umowę koalicyjną, która niejako ma go chronić przed odwołaniem. Co natomiast znajduje się w umowie koalicyjnej? To interesujące, bo w pierwszej umowie koalicyjnej z 2015 roku bardzo jednoznacznie uszczegółowiono, które resorty i jakie stanowiska w innych instytucjach zajmą kolejni przedstawiciele koalicjantów - Solidarnej Polski i Porozumienia. Byli oni wpisani do umowy koalicyjnej z imienia i nazwiska. W obecnej umowie - tej, która powstawała we wrześniu - są co prawda wyszczególnione konkretne stanowiska, funkcje, teki ministerialne i wiceministerialne przynależne koalicjantom, ale brakuje jednego ważnego zapisu. Nie są one przypisane do konkretnych osób wymienionych z imienia i nazwiska. To koalicjanci mogą w zasadzie dowolnie obsadzić dane stanowisko, ale w umowie koalicyjnej nie jest napisane np., że "jednym z wiceministrów aktywów państwowych jest Janusz Kowalski", ale "przedstawiciel Solidarnej Polski". Nie ma więc ryzyka, że odwołanie Janusza Kowalskiego złamie jakiś zapis umowy koalicyjnej. W jego miejsce Solidarna Polska wskaże po prostu innego kandydata. Formalnie nic więc nie stoi na przeszkodzie, by odwołać Kowalskiego. Nie do przewidzenia są natomiast skutki polityczne takiej decyzji, bo od miesięcy sytuacja między koalicjantami jest napięta. Łukasz Szpyrka