Łukasz Szpyrka, Interia: Dlaczego chce pan pozbawić połowę Polaków przywileju pójścia do restauracji? Michał Wypij, poseł Porozumienia: - Chcę umożliwić połowie Polaków pójście do restauracji. W przypadku twardego lockdownu nikt nie będzie miał takiej szansy. Jako odpowiedzialny polityk chcę zrobić wszystko, żeby jak największa część z nas przeżyła. Brak działań rządu w sprawie promocji szczepień powoduje, że ta część społeczeństwa, która boi się zaszczepić, jest narażona na śmierć. Miałem dwóch kolegów, którzy w pierwszej fazie pandemii zmarli na COVID-19. Nie chcę, by ktokolwiek więcej z moich znajomych umierał. Rząd powinien namawiać Polaków do szczepień. Było kilka kampanii, ale żadna nie była wystarczająco skuteczna, czego efekty widzimy. Były przecież loterie, zaangażowano celebrytów. - To nie są działania poważne. O to mam największy żal, że PiS boi się części swojego elektoratu, który ewidentnie nie chce się szczepić. Rząd nie ma odwagi, by wziąć na siebie odpowiedzialność. Zdrowie Polaków zostało złożone na ołtarzu słupków poparcia. Nagle zaczęło brakować osób, które w trudnym momencie potrafią stanąć szczerze przed narodem i powiedzieć, jak wygląda sytuacja. Może po prostu nasz potencjał do szczepień się wyczerpał? - Co to znaczy potencjał do szczepień? To jakiś PR-owy wytrych do tłumaczenia własnych nieudolności. Porozumienie pokazuje, że wzorem innych krajów zachodnich ten potencjał jest. Tam też licznik stawał, ale władze nie dbając o opinię społeczną potrafiły zmobilizować społeczeństwo do nagłego wzrostu poziomu wyszczepienia. Mówię tu chociażby o Włochach i Austrii. W Polsce minister zdrowia jest absolutnie bezradny i przyznaje, że rząd nie może już nic zrobić w kwestii szczepień. To też osobista odpowiedzialność ministra Michała Dworczyka, która powinna skończyć się jego dymisją lub złożeniem wniosku opozycji o wotum nieufności. Powinien ponieść konsekwencje wobec niewywiązania się z obowiązku jaki na jego ręce został złożony. Chwilę temu byliście w rządzie. Dlaczego wówczas nie byliście tak stanowczy i nie forsowaliście swoich pomysłów? - Cały czas je zgłaszaliśmy. Na początku pierwszej fali przedstawiliśmy program Bezpieczny Obywatel. Mieliśmy kilka koncepcji, które zostały przedyskutowane z członkami Rady Medycznej przy premierze. Jednym z naszych rozwiązań była Mapa Nabytej Odporności, czyli nic innego jak paszport covidowy. Mieliśmy mnóstwo innych propozycji. Tylko wtedy potrzebą rządzących było utrzymanie władzy w Pałacu Prezydenckim, nawet kosztem przeprowadzenia nielegalnych wyborów. Mówiliśmy o zdrowiu i życiu Polaków, a PiS zajęty był utrzymaniem władzy. Od tamtego momentu zaczęliśmy się rozjeżdżać. Definitywnie te drogi się rozeszły, kiedy PiS poszedł w stronę socjalizmu w Polskim Ładzie. To zdrada ideałów i zdrada naszego elektoratu. Wróćmy do paszportów covidowych, które teraz proponujecie. Kto i jak miałby je sprawdzać? - Powinniśmy wykorzystywać narzędzia i technologie obecne na Zachodzie. Już teraz podróżując w Europie musimy okazać paszport covidowy. To rozwiązanie poprawi bezpieczeństwo i komfort społeczeństwa. Jeśli ich nie wprowadzimy, to ludzie i tak nie przyjdą np. do restauracji, bo będą bali się zarażenia. Nie wierzę, że takie rozwiązania można wprowadzić w Austrii, we Francji i we Włoszech, a nie można w Polsce. Przedsiębiorcy wam "podziękują", jeśli ich lokale zaczną świecić pustkami. - Co ciekawe, to również oni prosili nas o takie rozwiązania. Nie bez powodu mówimy też o testach PCR. Są ludzie, którzy nie mogą lub nie chcą się zaszczepić. Dla nich jest furtka w postaci tych testów. Na tej podstawie takie osoby też miałyby normalny wstęp do restauracji, czy mogłyby korzystać z usług publicznych. Absolutnie nikogo nie wykluczamy. To, o co prosimy, to odpowiedzialność. Jeśli ktoś nie może się szczepić, to powinien się testować. Tu absolutnie nie ma żadnej sprzeczności. Przecież rzadko ktokolwiek sprawdza, czy mamy maseczkę w autobusie, pociągu, miejscu publicznym. To jak sprawdzić, czy mamy w kieszeni paszport covidowy? - To niestety zależy też od jakości przepisów. A z tym mamy duży problem, bo nagle okazuje się, że mandaty nakładane w czasie lockdownu są anulowane przez sądy. To nie sprzyja powadze państwa. Z drugiej strony już podczas pierwszej fali pandemii pokazaliśmy, że jesteśmy bardzo odpowiedzialnym narodem. Problem był z zachowaniem rządu, który lekceważył zagrożenie, mówił, że pandemia jest w odwrocie. Rozluźniliśmy się, a przez to brakuje poczucia solidarności, że wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za drugiego człowieka. Dopóki ludzie nie zobaczą, że rząd jest zdeterminowany i traktuje tę sprawę poważnie, będą dokładnie tak samo traktować różne restrykcje. Powołujecie się na Francję i Niemcy, a w Niemczech w środę padł rekord zakażeń. Jaka jest więc skuteczność tych działań? - Mówimy o poziomie śmiertelności. W tych krajach jest on dużo niższy, bo poziom wyszczepienia jest dużo wyższy. Tym samym przechodzenie choroby jest lżejsze. Nie ma takiego rozwiązania, które spowoduje 100-procentowe wyeliminowanie transmisji wirusa. Możemy ją tylko ograniczać, by nie sparaliżować systemu ochrony zdrowia, czego efektem mogą być wielotysięczne zgony. W środę mieliśmy 463 zgony, co jest katastrofą. Zapowiada się, że efekt dzisiejszego wzrostu zakażeń zobaczymy dopiero za tydzień, dwa, więc wszystko co najgorsze, dopiero przed nami. Za chwilę usłyszy pan od posła Artura Dziambora, że to "najobrzydliwsza forma segregacji sanitarnej". - Po zakończeniu pandemii będziemy dzielić się tylko na dwie kategorie - na tych, którzy przeżyli, i na tych, którzy zmarli. Rozumiem, że antyszczepionkowcy biorą na siebie te ofiary. Tych, którzy nie wierząc w istnienie pandemii, zlekceważyli zagrożenie i zapłacili najwyższą cenę. Rozumiem, że to brzemię bierze na siebie poseł Artur Dziambor. Uważam, że jako odpowiedzialny polityk powinienem robić wszystko, by zachęcić Polaków, by dbali o życie i zdrowie. Czytał pan komentarze pod pańskim wpisem na Twitterze? "Kręcicie bicz na siebie", "to gwóźdź do trumny", "jesteście skończeni". - Każdy ma prawo do swojej opinii. Dostałem też wiele wiadomości np. od lekarzy, którzy popierają nasze działania i mówią, że jako pierwsi mamy odwagę powiedzieć, że ten wirus jest śmiertelny. Traktowanie tego zagrożenia po macoszemu spowoduje, że ochrona zdrowia będzie sparaliżowana. Poza zgonami na COVID-19 będziemy mieli też inne, wynikające z niewydolności systemu. Te osoby też na swój rachunek biorą antyszczepionkowcy? Czesław Hoc i Paweł Rychlik zaprezentowali założenia ustawy, która pozwalałaby pracodawcy sprawdzić, czy pracownik jest zaszczepiony. Projekt też wywołuje sporo kontrowersji. Poprzecie go? - Z tego co wiem posłowie PiS już wycofują podpisy pod tym projektem. Co więcej to rozwiązanie najlepiej pokazuje, że rząd zrzuca odpowiedzialność na pracodawców. W tej propozycji te działania będą nieskuteczne. Tylko powszechne działania będą oddziaływały na ogół społeczeństwa. Okoniem stają np. Anna Maria Siarkowska, Janusz Kowalski czy Sławomir Zawiślak. - Jest to zaskakujące, ale potwierdza jedną myśl - PiS jest w stanie poświęcić zdrowie i życie Polaków, byle tylko utrzymać władzę i większość. To przygnębiające, bo zadaniem władzy jest podejmowanie decyzji w duchu odpowiedzialności za Polskę i społeczeństwo. Tutaj brakuje odwagi, bo przecież miał to być projekt ministra zdrowia, ale nie był on w stanie przeforsować tego pomysłu na posiedzeniu rządu. To pokazuje jakie są priorytety rządu. Niedawno byliście w koalicji. W PiS jest wielu antyszczepionkowców? - Gdyby zadał pan to pytanie rok temu, to nie uwierzyłbym, że jest tam ktokolwiek taki. Dziś widać bardzo wyraźnie, że nie dość, że są, to jeszcze nie wstydzą się swoich antynaukowych poglądów i nie wyciągają wniosków z ogromnej daniny krwi poprzednich fal pandemii. Ze wszystkich klubów w parlamencie, to w klubie PiS jest najwięcej antyszczepionkowców. A Konfederacja? - Liczbowo najwięcej jest ich w Prawie i Sprawiedliwości. Tylko moim zdaniem to wyrachowana gra polityczna. Wracając do tego projektu, poprzecie go? - Musimy się dokładnie przyjrzeć, ale wydaje mi się, że jest niewystarczający. Co więcej nie jest on ewidentnie priorytetem rządu i moim zdaniem o ile wejdzie on pod obrady to stanie się to w momencie gdy jego uchwalenie nie będzie miało najmniejszego sensu. PiS potrafi forsować swoje ustawy na których mu naprawdę zależy. W tym przypadku jest inaczej. To takie pokazanie na siłę racjonalnemu elektoratowi, że też potrafią działać racjonalnie. Dlaczego poparliście projekt zmiany ustawy o ochronie granicy? - Bo to kwestia fundamentalna, która zupełnie wymyka się spoza bieżącego konfliktu politycznego. Dziś Polska jest ofiarą agresji reżimu Łukaszenki, a choć niektóre rzeczy można było zrobić lepiej, nie można przeszkadzać. Szkoda tylko, że PiS nas nie słucha, nie jest w stanie słuchać dobrych rad ekspertów i nie szuka porozumienia z innymi graczami na scenie politycznej. Szczelna i bezpieczna granica, która jest w pełni kontrolowana przez nasz kraj to wartość podstawowa. Nie ma co z nią dyskutować, a kto tego nie rozumie, w mojej ocenie, szkodzi krajowi. Widzę, że przyzwyczaił się pan już do spojrzenia ze strony opozycji. - Każdy z nas stanął przed wyborem. Kiedy zjednoczona prawica stała się zjednoczoną lewicą, dla mnie stało się jasne, że nie ma tam dla mnie miejsca. Mam poglądy centroprawicowe, więc trwanie przy tym lewicowym rządzie było nieakceptowalne. Część z nas wybrała ciepłe stołki, a część pozostała wierna swoim ideałom. Jest mi dobrze, ale wiem, że Polska potrzebuje mądrej, a nie totalnej opozycji. Jestem przekonany, że z czasem będziemy w stanie zbudować trzecią siłę polityczną, która w końcu rozbije ten duopol, który nie służy niczemu poza budowaniu konfliktu wewnątrz i na zewnątrz kraju. Rozmawiał Łukasz Szpyrka