Przypomnijmy, że podczas wczorajszej debaty nad wotum nieufności wobec ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, w Sejmie było bardzo gorąco. W trakcie wystąpienia Barbary Nowackiej Jarosław Kaczyński był odwrócony plecami do mównicy i rozmawiał z innymi działaczami PiS. Po uwagach posłów opozycji wypowiedział słynne już słowa o "chamskiej hołocie". - Widziałem jak Jarosław Kaczyński był obrażany i prowokowany. To człowiek, który wielokrotnie był słownie poniewierany, więc miał prawo do takiej reakcji. W jego słowach nie było żadnych przekleństw. Znam prezesa i jest to bardzo spokojny, wytrzymały człowiek, bo jeśli po tylu inwektywach, obrzydliwych atakach do tej pory nie reagował, to o czymś to świadczy - broni prezesa PiS w rozmowie z Interią Marek Suski. - W końcu powiedział to, co duża część naszych obywateli myśli o opozycji - dodaje. Po słowach o "chamskiej hołocie" opozycja domaga się przeprosin Jarosława Kaczyńskiego. - To nie moja sprawa, ale ja bym tego nie zrobił. Zachowują się tak, że nawet świętego mogą wyprowadzić z równowagi - przekonuje Suski. "Swego czasu napadł mnie jeden z tych siepaczy" Poseł Suski przypomina, że noc z czwartku na piątek nie była najgorętszą, jaką przeżył w Sejmie. Nawiązał do wydarzeń z grudnia 2016 roku, kiedy to przy Wiejskiej doszło do awantury z rękoczynami. - Swego czasu przecież napadł mnie jeden z tych siepaczy, przewracając na korytarzu na posadzkę. Później się śmiał, jakim to chwytem nie obalił Suskiego. To po prostu formacja, która prowokuje, zaczepia i atakuje, a potem jest bardzo obrażona, gdy ktoś jej zwróci uwagę - przypomina Suski. Tymczasem poseł KO Dariusz Joński przekonuje w rozmowie z Interią, że słowa Jarosława Kaczyńskiego nie zostały wypowiedziane pod wpływem emocji, w odpowiedzi na zaczepki opozycji, ale z premedytacją. Polityk uważa, że "chamska hołota" będzie teraz wykorzystywana w trakcie różnego rodzaju spotkań wyborczych, a zwolennicy PiS takimi okrzykami mieliby je zakłócać. - Widziałem, co wyprawia podczas demonstracji grupa obywateli KOD. Razem z nimi stali parlamentarzyści opozycji. Leciały wówczas słowa dużo gorsze. Uderzono dziennikarkę. Wyzywano od szmat, słów na "ch" i "k". Takie rzeczy są więc już teraz na ulicach i robią tak bojówki opozycji. Nie obawiam się, że to sformułowanie wejdzie na ulice, mam nadzieję, że wyjdzie z ulic - uważa Suski. Łukasz Szpyrka