Łukasz Szpyrka, Interia: Posłowie Ireneusz Raś i Paweł Zalewski zostali wyrzuceni z PO. To decyzja ostateczna? Marcin Kierwiński, sekretarz generalny PO: - Jesteśmy partią demokratyczną, więc istnieje procedura odwoławcza. Wydaje się jednak, że ta decyzja jest w 100 proc. uzasadniona. Cele Platformy Obywatelskiej i obu panów po prostu się rozjechały. Tak się zdarza w polityce. Panowie woleli mówić o tym, co słychać wewnątrz PO, a Platforma Obywatelska chce iść do przodu, chce przedstawiać propozycje dla Polaków i rozwiązywać ich problemy. Nie można się było dogadać? Zaprosić na spotkanie? - Odbywały się takie spotkania na poziomie klubu. Ludzie czasami się rozchodzą, nie ma w tym nic nadzwyczajnego, to normalne. My robimy swoje, czyli koncentrujemy się na tym, do czego wybrali nas Polacy. Wyrzucenie tych posłów z partii to sygnał ostrzegawczy dla innych, którzy także krytykują obecne władze? - Absolutnie nie. Jedyne sygnały, jakie wysyłamy, to do Polaków, że Platforma Obywatelska jest silną drużyną, która chce przywrócić w Polsce normalność. Naprawdę długo możemy rozmawiać o sprawach wewnętrznych, ale wolałbym, byśmy rozmawiali o tym, co przed nami. Żebyśmy rozmawiali o propozycjach programowych Platformy, o naszych planach na zdrowie i gospodarkę po COVID-19. - Powinniśmy także jako konstruktywna opozycja rozmawiać o tym, co proponuje premier Mateusz Morawiecki w swoim "nowym" programie. Jest tam przynajmniej kilka bardzo niebezpiecznych zapowiedzi. Wyraźnie widać, że PiS postanowiło przeprowadzić swoistą kampanię wyborczą na koszt najbardziej przedsiębiorczych i kreatywnych Polaków. To bardzo niebezpieczne dla nas wszystkich. Silnikiem polskiej gospodarki są ludzie tworzący miejsca pracy, a PiS ten silnik zamierza tak mocno eksploatować, iż realna jest groźba jego zatarcia. A z zatartym silnikiem nigdzie nie zajedziemy. Rzadko jednak zdarza się wykluczenie z partii, dlatego jest to tak interesujące. Spodziewaliście się, że murem za Rasiem i Zalewskim staną inni politycy PO? Że wasza decyzja będzie nieakceptowalna dla wielu polityków partii? - Decyzje o wykluczeniu są zawsze trudne, ale czasem niestety są konieczne. Każdy szef PO musi mieć swojego Rokitę? - Nie widzę żadnych analogii. Czasy są zupełnie inne. Dziś mierzymy się z totalną władzą, która zawłaszcza wszystkie instytucje, która coraz mocniej ingeruje w życie Polaków. To wymaga od wszystkich partii opozycyjnych skupienia się na tym, co najważniejsze - na stworzeniu ciekawej oferty programowej i pokonaniu PiS-u. W poniedziałek dostaliście kolejny cios. Z Platformy odeszła wpływowa europosłanka Róża Thun. W waszej formacji chyba jednak nie wszystko idzie po waszej myśli. - To indywidualna decyzja europoseł Thun. Szkoda, że schodzi ze statku kiedy potrzebna jest każda para rąk, aby przywrócić w Polsce normalność. Sławomir Nitras powiedział, że ani przez sekundę nie wierzył w powstanie rządu technicznego. Pan wierzył? - To nie była kwestia wiary lub jej braku. Obóz Zjednoczonej Prawicy był i wciąż jest bardzo głęboko podzielony. Rolą racjonalnej opozycji, która w każdym kraju dąży do odsunięcia złego rządu od władzy, jest wykorzystywanie takich sytuacji. W sprawie ratyfikacji Funduszu Odbudowy mówiliśmy jasno, że najważniejsze jest zabezpieczenie przejrzystości wydatkowania tych środków. Te pieniądze muszą trafić do wszystkich Polaków, a nie jedynie do ludzi PiS. Wszyscy widzieliśmy, co stało się z Funduszem Inwestycji Lokalnych. Tam pieniądze rozdane zostały według klucza partyjnego. Musimy bronić Polaków przed takimi praktykami władzy. Rząd techniczny rzeczywiście był blisko? - Przede wszystkim była realna szansa na zagwarantowanie uczciwego wydawania pieniędzy unijnych. PiS musiałby zaakceptować warunki opozycji i nie mógłby traktować Funduszu Odbudowy jako funduszu wyborczego PiS. Oczywiście, gdyby Kaczyński przegrał to głosowanie, to musiałby wyrzucić z rządu Zbigniewa Ziobrę. Oznaczałoby to koniec tej koalicji. A wtedy oczywiście wszystkie scenariusze byłyby możliwe. Jedno jest pewne - w momencie ratyfikacji Funduszu Odbudowy Kaczyński miał 211 posłów. Nie miał większości. To należało wykorzystać, a w konsekwencji mogło to doprowadzić do rozpadu rządu, który szkodzi Polsce, a skutki jego nieudolnych decyzji będą odczuwały nasze dzieci i wnuki. Czy wstrzymując się od głosu, popełniliście błąd? - Naszą główną obawą było i jest nadal to, że PiS będzie chciał te środki wykorzystać do swoich dziwnych interesów dla ludzi pokroju pana Daniela Obajtka. Chcieliśmy, aby nad wydatkowaniem tych pieniędzy była kontrola. Jeżeli władza boi się kontroli, to za takim projektem głosować nie wolno. Kluczowe, w perspektywie spadających słupków poparcia, wydaje się głosowanie w sprawie Funduszu Odbudowy, ale jeszcze wcześniej nie poparliście kandydata Lewicy na RPO Piotra Ikonowicza. To wtedy zaczęły się wasze kłopoty? - W ciągu 20 lat w Platformie Obywatelskiej pamiętam różne momenty. Sondaże były lepsze i gorsze, ale to nie one wygrywają wybory. Staramy się robić swoje. Piotra Ikonowicza nie poparliśmy, bo niektóre poglądy, które reprezentuje, są dla nas nieakceptowalne. Na przykład jego wypowiedzi pochwalające wprost aneksję Krymu czy ciepłe słowa o dyktatorach pokroju Hugo Chaveza czy Baszszara al-Asada. Trudno głosować za kimś, kto wygłasza takie poglądy. Po tym, co wydarzyło się w ostatnich tygodniach, wyobraża pan sobie jeszcze współpracę z Lewicą? - Wyobrażam sobie współpracę z Lewicą, ale na innych warunkach. Będzie to współpraca oparta na mniejszej dozie zaufania. Gdzieś na samym końcu powinna jednak obowiązywać zasada, że wśród partii opozycyjnych nie ma wrogów. Jedyne, co Lewica będzie musiała w najbliższych tygodniach udowodnić, że nadal jest partią opozycyjną. Jak słucham wypowiedzi i czytam tweety niektórych kolegów z Lewicy, to mogę mieć wrażenie, że zaszła tutaj twarda zmiana i Lewica trochę jest w opozycji, a trochę wspiera rząd PiS. Nie da się długo być w takim szpagacie. Wspomniał pan, że w ciągu 20 lat w PO przeżywał lepsze i gorsze momenty. Czy stan, w którym PO znajduje się dzisiaj, jest najgorszym jaki pan pamięta? - W polityce największą sztuką jest pokonywać przeciwności. Jesteśmy po długim okresie covid, kiedy nie mogliśmy aktywnie prowadzić polityki w miastach i miasteczkach. Teraz przed nami zdwojona, ciężka praca i droga do zwycięstwa. Wygrywają tylko ci, którzy potrafią brać byka za rogi i pokonywać trudności. Borys Budka jest w stanie wziąć byka za rogi? - Przewodniczący Borys Budka został wybrany z ogromnym kredytem zaufania przez członków Platformy Obywatelskiej. Widzę, że ono nadal istnieje. Borys ma tę energię, energię całej Platformy, by pokonać wszelkie przeciwności i przywrócić Polsce normalność, a wszystkie szkodliwe reformy PiS wyrzucić do kosza. Nie jest tak, że jedna osoba wygrywa w polityce. To zawsze zespół, wspólna praca i generowanie dobrych pomysłów. Przewodniczący jest tylko tym, który tę energię musi potrafić wykorzystać. Jestem przekonany, że Borys Budka jest tą osobą, która będzie w stanie poprowadzić skuteczny zespół Platformy Obywatelskiej. Jakim zespołem dysponuje Budka? Rozmawiam z waszymi parlamentarzystami, a niektórzy z nich wskazują, że w jego zespole pozostał jeden człowiek - pan. - Borys Budka jest szefem Platformy Obywatelskiej. Stanowimy drużynę, która ma jasno określony cel - budować lepszą Polskę. Rozumiem, że jak w każdej dużej społeczności, są różnego rodzaju napięcia i różnice zdań. Sztuką jest wypracowanie wspólnego stanowiska. Proszę zwrócić uwagę na ostatnie posiedzenie zarządu, na którym zapadły trudne decyzje (wyrzucenie Rasia i Zalewskiego - red.) - Borys Budka uzyskał zdecydowane poparcie dla swoich wniosków. To świadczy o tym, że ma poparcie w Platformie Obywatelskiej, a teza, którą pan sformułował, jest po prostu nieprawdziwa. Rafał Trzaskowski to wciąż członek waszego zespołu, czy uprawia sport indywidualny? - W polityce trzeba grać w zespole, ale trzeba też być trochę indywidualistą. Rafał Trzaskowski jest z całą pewnością ważnym politykiem Platformy Obywatelskiej, jest wiceprzewodniczącym partii, człowiekiem, który daje nam sporo energii. Jest też prezydentem Warszawy, czyli kimś, kto w tych trudnych czasach ma obowiązek integrować samorządowców. I on to robi. Pana też zaskoczyła jego inicjatywa Campus Polska? - Każdy projekt, który aktywizuje zwłaszcza młodych ludzi, to dobry pomysł. A ten aktywizuje młodzież, szczególnie po trudnym czasie izolacji spowodowanej covid. Tego typu przedsięwzięcia w Polsce jeszcze nie było, więc z ciekawością mu się przyglądam. Stało się ono też na wielu płaszczyznach powodem do rozmowy o wewnętrznej polityce. Zupełnie niepotrzebnie. Nie widzę tutaj rozjeżdżających się kursów. Wielu samorządowców angażuje się w różne obywatelskie projekty. Z całym szacunkiem do innych samorządowców, ale nie każdy jest liderem rankingu zaufania, nie każdy dostał 10 mln głosów w wyborach, nie każdy ruszył w trasę po Polsce. - W Olsztynie, Opolu przy Rafale stali politycy Platformy Obywatelskiej. To prawda, że nie każdy samorządowiec dostał 10 mln głosów, ale też nie każdy był kandydatem na prezydenta Polski. Patrzę na ten wynik jako sumę - indywidualnej pracy Rafała Trzaskowskiego, ale też zaangażowania całego zespołu Platformy Obywatelskiej, którego członkowie ciężko pracowali w najodleglejszych częściach Polski. Pamięta pan jego początki w wyborach. Miał rekordowo krótki czas, by zebrać 100 tys. podpisów. Nie zebrałby ich, gdyby nie skuteczny zespół ludzi stworzony przez Platformę Obywatelską. Chcecie mocniej wykorzystać potencjał Trzaskowskiego? Krótko mówiąc - to on powinien zostać nowym liderem PO? - Platforma Obywatelska ma swojego lidera, ale też kolegialne, silne kierownictwo z wieloma znaczącymi politykami, również z Rafałem Trzaskowskim. Jest prezydentem Warszawy, więc w sposób naturalny jest liderem samorządowców. Kandydował na prezydenta Polski, więc też naturalne, że potencjał, który wówczas stworzył, chce wykorzystać. Musi na tym także skorzystać cała Platforma. Jako formacja, która w wyborach prezydenckich na Rafała postawiła i pracowała na wspólny sukces. Parlamentarzyści, którzy podpisali się pod listem do władz partii, podnosili, że nie wiedzieli o inicjatywie Trzaskowskiego. Pan o niej wiedział? - Szczegółów nie znałem. Rafał Trzaskowski zapowiadał, że różne inicjatywy w ramach ruchu pojawią się po zniesieniu obostrzeń covidowych. Nie dziwi pana, że trochę mało opowiada wam o swoich planach? - Rafał Trzaskowski jest wiceprzewodniczącym Platformy. To on z przewodniczącym Borysem Budką sformułowali postulaty do naszej wiosennej ofensywy. Jest politykiem aktywnym. Tam, gdzie potrzebujemy wsparcia Rafała w ramach Platformy, to zawsze je otrzymujemy. Współpracuję z nim także na innej płaszczyźnie - w ramach warszawskich struktur Platformy Obywatelskiej. To dobra współpraca. Wbijanie dziś na siłę klina między Platformę a Trzaskowskiego jest zupełnie niepotrzebne, a wręcz szkodliwe. Skoncentrujmy się na tym, jak przekonywać Polaków do siebie. Jak wykorzystać synergię potencjału Rafała, jego inicjatyw i potencjału Platformy. To mają być potencjały, które się uzupełniają. Inicjatywa Rafała będzie dopełnieniem działań Platformy. Wyborcy mogą mieć wrażenie, że Trzaskowski gra we własną grę i jest bardziej wyrazisty od całej Platformy. - Kompletnie się z tym nie zgadzam. Jako Platforma Obywatelska jesteśmy konkretni i wyraziści, szczególnie w ostatnich miesiącach. To my stworzyliśmy pierwszy program społeczno-gospodarczy po pandemii. To my pierwsi mówiliśmy o zwiększeniu kwoty wolnej od podatku. To my pierwsi mówiliśmy o konkretnych ulgach dla firm i dla całych branż, które ucierpiały podczas pandemii. To my wreszcie pierwsi przedstawiliśmy kompleksowy program dla ochrony zdrowia, to my mówiliśmy o podniesieniu wydatków na służbę zdrowia, o bilanse zdrowotnym Polaków, o sieci szpitali bez limitów finansowych NFZ. To wszystko były nasze inicjatywy. Czyli PiS ukradł wam pomysł na Polski Ład? - Polski Ład to na razie pomysł na puste hasła, w których nie ma treści. Nie ma żadnych konkretnych projektów ustaw. Wiele z tych pomysłów już kiedyś było przez PiS zgłaszane, ale nie zostały nigdy zrealizowane. Proszę przypomnieć sobie zapowiedzi rządu o milionie mieszkań, o samochodach elektrycznych, obwodnicach. Nic z tego nie zostało zrealizowane. To były puste obietnice a dziś znów, po raz kolejny słyszymy obietnice. Bardziej przypomina to nie program rządzenia, ale program wyborczy PiS. Polacy potrzebują jednak skutecznego rządu, a nie festiwalu kampanijnych obietnic. Takie słowa wskazują na jedno - PO znów będzie stawać okoniem w przypadku propozycji PiS? - Skądże, jesteśmy merytoryczną opozycją. Dobre pomysły będziemy popierać, problem w tym że jest ich niewiele i niewiele na temat tych propozycji wiemy. Wiemy natomiast, jak PiS jest mało wiarygodny w obietnicach. Przecież kwota wolna od podatku już raz była zapowiadana, ale tylko zapowiadana. Chciałbym poznać szczegóły konkretnych rozwiązań. Jesienią macie wybory regionalne w PO. Podlasie, Małopolska, Dolny Śląsk - przynajmniej w tych trzech regionach jest dziś gorąco. Jak pan, jako szef struktur regionalnych, chce to poukładać? - Jesteśmy partią demokratyczną, więc naturalne, że wybory regionalne wzbudzają emocje. Do tej pory udawało nam się przeprowadzać wewnętrzne kampanie na tyle sprawnie, że potem gdy emocje opadają, można skutecznie współpracować. Trzeba zaufać członkom PO, wierzyć w ich mądrość. Jestem przekonany, że niezależnie od regionu, nawet tam, gdzie istnieją wewnętrzne tarcia, zaraz po wyborach będziemy wspólnie ciężko pracować aby skutecznie przywrócić Polsce normalność i właściwą pozycję na arenie międzynarodowej. Gdzie jest deklaracja ideowa Platformy Obywatelskiej? - Jeżeli chodzi o sam dokument, to jest on ukończony, a wkrótce będzie prezentowany szerszemu gremium Platformy Obywatelskiej. Fantastyczną pracę wykonał zespół Tomasza Siemoniaka i należą im się podziękowania. Dlaczego deklaracja nie została jeszcze uchwalona? Bo to najważniejszy dokument wyznaczający kierunki światopoglądowe Platformy Obywatelskiej, który może być przyjęty wyłącznie przez konwencję krajową. A to ponad 1000 osób, duże święto każdej partii. W czasach pandemii nie było szansy na jej organizację. Jak tylko będzie taka możliwość, to ten dokument zostanie podjęty w ramach szerokiej dyskusji i przyjęty przez konwencję. Na kiedy zwołacie konwencję? - Poczekajmy jeszcze kilka tygodni. Wiemy, że jest ona potrzebna, bo to okazja do naładowania akumulatorów, do dania sobie "pozytywnego kopa". Zwołamy ją w pierwszym możliwym terminie, nie będziemy z tym zwlekać. Rozmawiał Łukasz Szpyrka