Łukasz Szpyrka, Interia: Mamy obecnie dwóch kandydatów na RPO: Lidię Staroń popieraną przez PiS oraz prof. Marcina Wiącka, za którym stoi cała opozycja, a także część członków Porozumienia. Jarosław Gowin, podpisując się pod waszym kandydatem, wypisał się tym samym ze Zjednoczonej Prawicy? Władysław Kosiniak-Kamysz: - Tak bym na to nie patrzył. Dał wyraźny sygnał, że teraz jego kolej zgłaszania kandydata. Nie było powiedziane, że musi to robić z PiS-em. Było kilka prób przeforsowania innych kandydatów, które okazały się nieskuteczne. Znaleźliśmy dobrego kandydata, który daje rękojmię niezależności, apolityczności i obiektywizmu. Myślę, że to było dla premiera Gowina bardzo ważne. Podpis pod tą kandydaturą to jedno. Głosowanie to drugie. - Nie wyobrażam sobie, by Jarosław Gowin i posłowie Porozumienia zagłosowali inaczej, skoro podpisali się pod konkretnym kandydatem. Co Gowin chce powiedzieć Kaczyńskiemu? - Że zgodnie z ustaleniami przyszła jego kolej na zgłaszanie kandydata. Pokazuje też, że nie chce brać udziału w tym cyrku pod hasłem "wybór RPO". To niestety stał się cyrk, jeśli cztery razy się nie udało wybrać rzecznika praw obywatelskich. My, jak i Jarosław Gowin, dostrzegamy konieczność zakończenia zakończyć patu w tej sprawie. To już naprawdę głupio wygląda w oczach obywateli, bo przez rok politycy nie doszli w tak ważnej sprawie do porozumienia. Problem w tym, że będziecie głosować zgodnie z alfabetem - czyli najpierw na Lidię Staroń, potem na Marcina Wiącka. W obu przypadkach można być za. Może się więc okazać, że kandydatura Wiącka w ogóle nie będzie głosowana. - Uważam, że sposób głosowania powinien być inny. Powinniśmy wybierać jednego z dwóch kandydatów w jednym głosowaniu. Tak było przy wyborze Adama Bodnara i można to powtórzyć. Tylko że nie procedura będzie tu najważniejsza, a liczba głosów oddana na kandydatów. Wierzę, że nawet gdy reguły głosowania będą inne, zwycięży prof. Marcin Wiącek. Jak zagłosują senatorowie PSL-Koalicji Polskiej, jeśli do Senatu trafi kandydatura Lidii Staroń? - Nie mamy powodów, by na nią głosować, bo przyjęliśmy zasadę, że nie zagłosujemy na czynnych polityków. Obok toczy się procedura wyboru szefa IPN. W Senacie głosowany będzie Karol Nawrocki. - Nie poparłem tej kandydatury. Już się określiłem, ale zobaczymy, jaka będzie decyzja całego klubu przed głosowaniem w Senacie. Warto, by doszło do spotkania kandydata na szefa IPN z naszymi senatorami, tak jak odbyło się to w przypadku kandydatów na RPO. Bo to już będzie decyzja polityczna, a nie personalna. Co to znaczy? - Od naszych głosów w Senacie bardzo dużo zależy. To nie jest sprawa indywidualnego podejścia, ale strategii, działania i określenia się politycznego, więc będziemy decydować w tej sprawie jako cały klub. W kuluarach mówi się o waszym cichym porozumieniu z PiS - że przejdzie wasz kandydat na RPO, a ich na szefa IPN. - Nie ma żadnego dealu w tej sprawie. Głosowanie nad kandydaturą RPO jest bardzo ważne, ale to nie jest warunek poparcia szefa IPN. Jarosław Kaczyński w rozmowie z Interią przyznał, że rozmawiał z panem w sprawie koalicji rządzącej. - To jest pieśń przeszłości. Jak blisko było do porozumienia? Przyznawał pan, że takie rozmowy miały miejsce w ubiegłym roku. - Widać, w jakich miejscach jesteśmy. Wszystko co w tej sprawie można powiedzieć, to niezmienione miejsca na scenie politycznej. Będziemy konstruktywną opozycją. Do 2023 roku? - Tak, bo tak zdecydowali wyborcy w 2019 roku. Podział ról jest jasny - Zjednoczona Prawica wygrała wybory, ale musi się poukładać wewnętrznie. Bo teraz wychodzi ze swoimi problemami na zewnątrz, a przy okazji nie prowadzi z opozycją racjonalnej dyskusji. Na pewno wszystkim wyszłoby to na korzyść. Rozmawia pan z Gowinem. A z Ziobrą i Kaczyńskim? - Z prezesem Gowinem mam bieżący kontakt. Z prezesem Kaczyńskim i przewodniczącym Ziobrą nie, rozmawiamy tylko bardzo sporadycznie. Układa pan z Gowinem strategię na wybory w 2023 roku? - Rozmawiamy o sprawach bieżących. O RPO, ale też o propozycji nałożenia nowych podatków na przedsiębiorców, bo w tym przypadku liczymy na poparcie naszych pomysłów - przesunięcie składki rentowej, przekazanie akcyzy z papierosów i alkoholu na ochronę zdrowia. Dokręcanie śruby fryzjerkom, kosmetyczkom, mechanikom, i innym mikrofirmom to bardzo zła droga. Też ma pan wrażenie, że Jarosław Gowin, podpisując Polski Ład, tak naprawdę nie wiedział, co podpisuje? - Nie znał chyba wszystkich szczegółów. Gdyby je znał, to nie sądzę, by coś takiego podpisał. Inny pana kolega - Paweł Kukiz, dziś niejako wchodzi do koalicji rządzącej. Dziwi pana ten ruch? Bo to pan wprowadził Kukiz'15 ostatnio do Sejmu. - To była umowa, która dała efekt jednej i drugiej stronie. Każdy na tym skorzystał. On wszedł do Sejmu, bo nie mógł stworzyć samodzielnie list, a my uzyskaliśmy lepszy wynik. To był moment, kiedy nastąpiła synergia celu. Pomimo że się rozstaliśmy z uwagi na rażące różnice w podejściu do Unii Europejskiej, to na pewno jego ustawy, dotyczące np. sędziów pokoju, będziemy popierać. Pozostajemy wierni programowi, na który się umówiliśmy wspólnie z wyborcami. A sam alians Kukiz'15 z PiS-em zupełnie mnie nie dziwi, bo mówiło się o nim od dawna. Przed czym w relacjach z Kukizem mógłby pan ostrzec Kaczyńskiego? - Nie jestem latarnią ostrzegawczą ani jakimś migającym światłem. Kukiz w wywiadzie dla Interii mówi, że "zerwanie koalicji było dla PSL idealnym pretekstem, by nie wywiązać się ze zobowiązań finansowych". - Wszystko, na co się umówiliśmy, było realizowane. Jeżeli ktoś w sprawach fundamentalnych głosuje inaczej niż cały klub i nie popiera uchwał klubowych, ale uchwały rządowe, to trudno kontynuować współpracę. Mówi też, że z perspektywy czasu wasz ruch jest zupełnie niezrozumiały. - Dla higieny funkcjonowania klubu parlamentarnego, jego spójności i wyrazistości, jest już dużo lepiej. Było zbyt wiele głosowań, kiedy się rozmijaliśmy, a wyborcy tracili orientację, za czym tak naprawdę jesteśmy. Jestem przekonany, że poszło to w zupełnie innym kierunku. Niech każdy dba o siebie. Kiedy wasz klub parlamentarny zostanie poszerzony? Krótko mówiąc - kiedy dołączą do was Ireneusz Raś i Paweł Zalewski? - Będziemy o tym informować. Lubię politykę opartą o fakty. To, że współpracujemy z Ireneuszem Rasiem, od lat nie jest żadną tajemnicą. Ani to, że mamy wiele wspólnych spojrzeń na kwestie światopoglądowe. Myślę, że politycy o podobnych poglądach powinni grupować się razem. Tak jak naturalnym było dołączenie do nas Marka Biernackiego, Jana Filipa Libickiego oraz Jacka Tomczaka, tu też jest wszystko możliwe. Jeżeli coś jest przed nami, to warto jednak mówić o tym wtedy, jak się dokona. Projekt "chadecji polskiej" to jedynie robocza nazwa, której kiedyś użył Piotr Zgorzelski, czy faktycznie projekt zmiany szyldu, poszerzenia oferty i nowej ofensywy? - To jest dalej projekt Koalicji Polskiej, która jednak ma różne określenia, by dobrze opisać, gdzie się znajdujemy. To nie jest nowość, ale element, który dochodzi do przymiotników opisujących nasze środowisko. To ma być partia w centrum, dla której wartości chrześcijańskie, tradycja i kultura są ważne. Formacja, która potrafi łączyć tradycję z nowoczesnością. A to jest możliwe tylko w formacjach centrowych, umiarkowanych. Kim w tym projekcie ma być prezydent Bronisław Komorowski? - Dziękujemy mu za wsparcie, bo to dla nas bardzo ważne, że dał sygnał, że to u nas jest przestrzeń do budowy środowiska politycznego, które może pozyskać wyborców zniechęconych do PiS lub rozczarowanych nadmiernym skrętem w lewo Platformy Obywatelskiej. To ważny sygnał szczególnie dla tych wyborców. To wsparcie zaczyna owocować zainteresowaniem ze strony nowych osób, którzy chcą się angażować w Koalicję Polską. Komorowski, obok pana, zostanie twarzą nowego PSL? - Pan prezydent ma swoje doświadczenia, z których warto korzystać. To opozycjonista o ogromnej odwadze, a także człowiek, który pełnił najważniejsze funkcje w III RP. Jego głos poparcia jest dla nas bardzo cenny. Pan od 2019 roku powtarza, że budujecie formację centrową, chadecką, alternatywę dla PO i PiS. Jak długo ta budowa jeszcze potrwa? - Do wyborów. Wybory są sprawdzianem. W 2019 roku otworzyliśmy przestrzeń do zmian, która oczywiście się zmienia, bo przychodzą nowe formacje, jak Polska 2050 Szymona Hołowni, ale to jest na pewno projekt, który swój finał będzie miał w 2023 roku. Uważam, że opozycja może wygrać wybory, ale musi pójść w dwóch blokach - centrowym, który chcemy współtworzyć, oraz liberalno-lewicowym. Tam też widać, że krystalizują się pewne podmioty. To ci, którzy wybierają bardziej skręt w lewo. To Lewica i Platforma. - Na pewno po wielu decyzjach widać, że bliżej im do tamtej strony niż do umiarkowanego centrum. W umiarkowanym centrum widzi pan Hołownię. - To jest nowa formacja, więc pewnie potrzebują czasu, by określić się na mapie politycznej. Tam, gdzie jest możliwość, to współpracujemy. W Sejmie bardzo często nawzajem popieramy swoje poprawki. Czas pokaże, jak będzie wyglądać ta współpraca w przyszłości. To przecież nie ja będę za nich decydował, ale oni określą się przez decyzje, jakie będą podejmować, ale też program, jaki zaprezentują. Od niedawna mówi się głośniej o powrocie Donalda Tuska do krajowej polityki. Znowu. Pan w to wierzy? - To jest decyzja Donalda Tuska. Podobnych zapowiedzi było już przecież bardzo dużo. Czas pewnie robi swoje. Na pewno byłaby to bardzo ważna decyzja dla całej sceny politycznej, ale nie wiem, czy premier Tusk taką decyzję podejmie. To na pewno polityk, który wszystkie wybory podejmuje samodzielnie, a nie pod presją. Widzi pan dla niego jeszcze jakąś rolę w polskiej polityce? - Dziś jest szefem EPL, więc odgrywa ważną rolę na poziomie europejskim. To polityk, którego doświadczenie i umiejętności predestynują do tego, by odgrywać znaczącą rolę w polityce polskiej czy europejskiej. Nie jestem jednak od doradzania. To sprawa premiera Tuska, a jeśli jeszcze kogoś, to jego szerszego środowiska politycznego. Szersze środowisko polityczne buduje Rafał Trzaskowski, który jest od kilku tygodni aktywniejszy. Ma silne wsparcie samorządowców. PSL, które wciąż ma mocną pozycję w powiatach i gminach, zostało do tego projektu zaproszone? - To projekt polityczny, który ma na celu stworzenie listy wyborczej, a być może nawet partii. Życzymy wszystkiego dobrego, ale budujemy swój projekt. W Krakowie słychać z kolei, że jeszcze nie porzucił pan marzeń lub planów o prezydenturze w tym mieście. - Wybory samorządowe prawdopodobnie będą po wyborach parlamentarnych. Kalendarz więc pomaga nam podejmować decyzje, czy układać plany. Jest niezwykłą sprawą być prezydentem Krakowa. To ogromne wyróżnienie i gigantyczne zadanie. Na pewno samorząd jest tym miejscem, gdzie jest duża sprawczość, szczególnie w takim miejscu jak Kraków. Chciałbym, żeby po Jacku Majchrowskim, bo pewnie to jego ostatnia kadencja, Kraków miał kolejnego bardzo dobrego prezydenta. Dzisiaj na 100 procent nikt się nie określi, bo do wyborów jest jeszcze dużo czasu, ale na pewno będę w tej sprawie bardzo aktywny, bo zależy mi na tym, żeby Kraków był dobrze zarządzany. Prezydent Jacek Majchrowski wypowiada się o panu bardzo pochlebnie, ale w kolejnym zdaniu dopowiada, że "chyba na dobre poszedł pan w krajową politykę". - Na razie na pewno. Jestem odpowiedzialny za PSL-Koalicję Polską i to jest moje główne zadanie. Ale Kraków i to, kto będzie zarządzał w tym mieście, jest dla mnie równie ważne. Prezydentura w Krakowie faktycznie jest takim pana cichym marzeniem? - W polityce jestem dość długo i nauczyłem się, żeby nie marzyć, a działać. To, co jest moją ambicją, to nie trwanie w opozycji, ale posiadanie sprawczości. Chyba nie jestem bardzo oryginalny, bo jeżeli ktoś idzie do polityki, to chce wdrażać swoje wizje. To jest mój cel. Rozmawiał Łukasz Szpyrka