Łukasz Szpyrka, Interia: Ma pani na szyi zawieszkę z kluczem. Znalazła już pani klucz do członków PO, którzy będą wybierać nowego szefa partii? Joanna Mucha: - Bycie szefową PO jest tylko narzędziem do osiągnięcia celu, a celem jest zmiana Polski. Jest spora grupa ludzi, która mocno zakorzeniła się w wartościach europejskich, jest przekonana o tym, że rozwój Polski przebiegał w dobrym kierunku. I tacy ludzie nie mają dzisiaj oferty od opozycji. Dlatego że my, Platforma Obywatelska, takiej oferty im nie przedstawiamy. PiS proponuje zmianę, której wektor jest odwrócony o 180 stopni, a oferta Lewicy jest dla wielu osób zbyt radykalna. Więc cieszę się na ten wyborczy czas, jestem naprawdę podekscytowana, bo dla mnie to czas, kiedy będę mogła przedstawić mój pomysł na Polskę i na Platformę. Dlaczego, jako PO, nie mieliście i nie macie oferty? - Łatwiej było być "antypisem". W sensie intelektualnym to znacznie prostsze. Jest duża grupa ludzi, która oczekiwała od nas twardej postawy na "nie", ale dookreślanie się PO wyłącznie przez negację, jest słabą strategią. Nikt nigdy na świecie nie wygrał z populistami, stosując wyłącznie krytykę, nikt też nie wygrał poprzez licytację na obietnice. Z populistami wygrywa się wyłącznie przedstawiając własną, lepszą ofertę. Dopóki tego nie zrobimy - nie wygramy. Dotychczasową strategię wyznaczał Grzegorz Schetyna, o którym mówiła pani, że "doszedł do ściany". Co to znaczy? - To znaczy, że nie wygra wyborów. Moim zdaniem Platforma pod jego kierownictwem nie wygra żadnych wyborów. Choć on będzie przekonywał, że jest inaczej. I wystartuje w kolejnych wyborach? Schetyna jest człowiekiem, który nie odpuszcza? - Zapewne wystartuje, choć moim zdaniem zdaje sobie sprawę, że jest w bardzo trudnej sytuacji. Ale zobaczymy. Obrońcy Schetyny mówią, że to dzięki niemu Senat jest w rękach opozycji. - Tak, to nasz sukces. Uważam jednak, że mogliśmy wygrać wybory do Sejmu. Cieszymy się z Senatu, oczywiście. Ale PiS przez następne cztery lata będzie nadal niszczył Polskę. I Senat może tę destrukcję jedynie spowolnić. Donald Tusk był lepszym szefem Platformy Obywatelskiej? - Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Ale ostatnio on również mówił, że sam miał poczucie, że jego misja jako szefa PO dobiegła końca. Pojawiły się przed nim nowe możliwości i z nich skorzystał, z korzyścią dla Polski, oczywiście. Czym Tusk różni się od Schetyny? - Różnili się umiejętnością uwodzenia, pociągania ludzi za sobą, co nie jest w polityce nieistotne. Schetyna nie jest uwodzicielem? - Nie jest. A kim jest? - Jest dobrym organizatorem, ale intuicyjnie nie budzi zaufania. Dla polityka to niestety cecha dramatycznie ograniczająca możliwości. Donald Tusk natomiast faktycznie potrafił wskazywać kierunki. Ceniłam to, co powtarzał w rozmowach wewnętrznych, że przywódca to ktoś, kto potrafi być krok przed ludźmi, ale nie pięć kroków. Bo jeśli jesteś krok przed ludźmi to wprowadzasz zmianę, która ma szansę się zakorzenić. Jak jesteś pięć kroków przed nimi - wprowadzasz zmianę, która odbije jak wahadło. Pani już rozpoczęła uwodzenie? - Po prostu przekonywanie. Wie pan, wiele osób w Lublinie mówi mi, że od czasu kiedy startuję, głosują na mnie, bo mnie naprawdę popierają, a nie na mniejsze zło. To jest największy komplement dla polityka. Wracając do tego co mówiła pani o Tusku i Schetynie - czy pani umie uwodzić? - Przede wszystkim chcę pokazać ludziom kierunek. Chcę im namalować tę przyszłą Polskę. Chcę zapytać, czy zechcą pójść razem ze mną w tym kierunku. Jeśli dadzą mi mandat, to z moją pracowitością i poukładaniem, czasem do granic obsesji, po prostu zorganizuję pracę nad tą zmianą. Pani ofertą jest zaprezentowany dwa lata temu manifest "Państwo, wspólnota, polityka, praca"? - Minęło od tego czasu dwa lata i ten pomysł nadal się doprecyzowuje. Wie pan, jakkolwiek to nie zabrzmi, mi się Polska śni, ta Polska marzeń. Naprawdę. Co się pani śni? - Nie będę mówiła o szczegółach, proszę mi wybaczyć, to jednak bardzo osobiste. Ale mogę opowiedzieć o moim marzeniu. Marzę o Polsce opartej na zaufaniu, wspólnotowości, wzajemnej trosce, relacjach. Mam wrażenie, że przez ostatnie 30 lat zbudowaliśmy państwo, ale kompletnie zapomnieliśmy o zbudowaniu społeczeństwa. Mamy kraj, demokrację, wolny rynek, samorządy, instytucje, zakorzeniliśmy się w strukturach europejskich, ale nie mamy społeczeństwa. Nie mamy ze sobą relacji. Nie ma wspólnot dużych i małych, które ze sobą rozmawiają, negocjują, które potrafią się pięknie spierać, ale zawsze się szanują. Brzmi pani trochę jak Olga Tokarczuk. - Zapożyczyłam od niej "czułego narratora" i będę go używała. Państwo powinno być właśnie czułe. Powinno być uważne, takie jak światłoczuła jest klisza fotograficzna, po to, żeby widzieć to, co dzisiaj jest poza skalą. Nastolatka, który potwornie wstydzi się przed rówieśnikami tego, że nie ma w domu toalety, niepełnosprawnego seniora, który od dekady jest zamknięty na czwartym piętrze. Państwo musi być wyczulone na niesprawiedliwość, na oszustwa. Musi być też po prostu czułe w sensie troskliwości, bo niektórzy nasi współobywatele wciąż są zostawieni samym sobie. Państwo jest tak wolne, jak wolny jest jego najsłabszy obywatel. Jeżeli najsłabszego zostawiamy w nędzy, to świadczy to o nas wszystkich. Najsłabszy obywatel się wzmocnił, bo dostał 500 plus. Wy tego nie wprowadziliście. - Podwyższyliśmy płacę minimalną procentowo bardziej niż PiS i to mimo kryzysu. Zsumowane transfery socjalne za naszych czasów były większe. I były celowane - trafiały tam, gdzie były najbardziej potrzebne. Ale zgadzam się, że myśleliśmy głównie o murach domu, o autostradach i pływalniach, a nasz wspólny dom trzeba wypełnić też ciepłem, zapachem choinki, czyli poczuciem bezpieczeństwa i opieki. Kto jest faworytem do wygrania wyborów na szefa PO? - Dziś na pole position jest Borys Budka. Budka powiedział, że będzie zabiegał o pani poparcie. Jak rozumiem, chce namówić panią, by zrezygnowała z kandydowania na szefa PO. - Być może chodziło mu o coś innego. Jestem zdeterminowana, by wystartować w tych wyborach. Wszyscy jesteśmy przekonani, że zmiana jest potrzebna. A mój start w żaden sposób tej zmiany nie zablokuje. Kandydatem jest też Bogdan Zdrojewski, który powiedział tak: "Mamy kłopot z demokracją w PO, tworzeniem przekazu, konsekwencją, empatią". To prawda? - Zdecydowanie tak. I to jest do nadrobienia już w samym procesie wyborczym. Sam sposób przeprowadzenia wyborów jest szansą na pokazanie, że potrafimy się inaczej komunikować. Wzywam wszystkich moich kontrkandydatów do debat. Zróbmy serię debat. Ja proponuję dwa tematy: prawa kobiet i klimat. Niech każdy z moich kontrkandydatów zaproponuje po dwa kolejne i zróbmy debaty w regionach. Zdrojewski mówi też, że "Platforma jest, w jakimś sensie, nad przepaścią". - Dzisiejszą Platformę postrzegam jako partię, która jeśli się nie odświeży, to będzie się znajdowała na równi pochyłej, będzie trwała, ale coraz słabsza. Co jest do naprawienia w PO? - Bardzo wiele. Przede wszystkim nasza partia nigdy nie miała być partią wodzowską. Samo słowo "platforma" kojarzy się z równością. Platforma miała być miejscem, gdzie się ze sobą rozmawia i gdzie rozmawia się z organizacjami z naszego otoczenia. Przez ostatnie cztery lata społeczeństwo obywatelskie wybuchło z niezwykłą mocą. Ci wszyscy ludzie wymagają uwagi, chcą być z nami w interakcji. - Platforma powinna się też sprofesjonalizować - np. pod względem przekazu wewnętrznego i zewnętrznego. Chcę włączenia ludzi Platformy w decyzje, włączenia w życie partii. Oni często są dziś wycofani, bo mówią, że decyzje są podejmowane za ich plecami. Struktury, z którymi rozmawiam, proszą o ulotki, gazetki, materiały do kolportowania. Chcą z nimi docierać do tych Polaków, do których trafia dziś tylko TVP. Dziś tych materiałów od nas nie dostają. Marzę też o bardzo prostej audycji internetowej - codzienne pokazywanie kłamstwa i manipulacji tylko jednego materiału z "Wiadomości" z dnia poprzedzającego. To nie jest wielka sprawa, niewielkie koszty. - Jesteśmy największą partią opozycyjną. Mamy na sobie odpowiedzialność bycia głosem demokratycznej Polski. Gdy Morawiecki wraca z Brukseli i mówi, że Polska jest jedynym krajem, który nie podpisał uzgodnień, to natychmiast z naszej strony powinien wyjść przywódca i powiedzieć: "Europo, gdy dojdziemy do władzy, to podpiszemy to uzgodnienie, bo jest ono dobre dla Polski". Nasza strona jest niema. Potrzebujemy think tanku, z wydzieloną analizą strategiczną, taką na 20 lat w przyszłość. Trzeba rozmawiać z potencjalnymi koalicjantami tak, by przejmując władzę, tworząc rząd koalicyjny, mieć dogadane najważniejsze kwestie, kierunki zmiany np. w ochronie zdrowia. Kiedy to wszystko przespaliście? - Mocne pytanie. Mam wrażenie, że od 2015 roku jakiejś części pracy nie wykonaliśmy. Nie do końca wiemy, skąd wzięła się tamta porażka. Platforma cierpi na trzy choroby. Pierwsza to "totalioza", czyli totalna opozycja. Podchwyciliśmy z radością to powiedzenie, a powinniśmy je zwalczać. Totalioza sprawia, że stajemy się reaktywni i boleśnie przewidywalni. Drugą chorobę nazywam syndromem zamknięcia w 500 plus. Dla niektórych ludzi 500 plus jest odpowiedzią na każde polityczne pytanie. Trzecia choroba, nazywam ją syndromem wiślanym - posiedzimy sobie nad Wisłą i czekamy, aż PiS sam się wyłoży. Tylko mam pytanie do tych, którzy tak myślą: dlaczego ludzie mieliby oddać władzę osobom, które tylko czekają na porażkę PiS-u? Wydawało się, że momentem przełomowym dla opozycji była sprawa walki o sądy. - Awantura o sądy nie da nam zwycięstwa z PiS, bo ludzie mają zastrzeżenia do funkcjonowania sądów. Nie są też w stanie zrozumieć, na ile to, co mówimy o obronie demokracji może przełożyć się na ich życie, nie widzą bezpośredniego związku. Z naszego punktu widzenia ten temat również wymaga zmiany strategii. Musimy powiedzieć, że wspieramy środowisko prawnicze, że będziemy bronić praworządności, ale w drugim zdaniu musimy dodać, że ze środowiskiem prawniczym przygotujemy zmianę w wymiarze sprawiedliwości. Taką, w której każdy człowiek będzie mógł spodziewać się szybkiego i sprawiedliwego wyroku. Bo teraz tak nie jest. Co znaczy, że "kierownictwo Platformy jest nieme"? - Brakuje głosu PO w kluczowych sprawach. A zabieranie głosu to rola największej partii opozycyjnej. Mówi pani "kierownictwo Platformy", a nie tylko Schetyna. - Bo najbliższe otoczenie szefa partii jest również po to, żeby wypracować te najważniejsze komunikaty. Schetyna otacza się złymi doradcami? - Niech to ocenią moi koledzy. Pani ma lepszych doradców? - Polityka to gra zespołowa - samodzielnie nie da się działać. Wiem, jak wyglądałoby moje ścisłe otoczenie, gdybym wygrała te wybory. Byliby to świetni ludzie na właściwych miejscach. Jak mówił Lee Iacocca, dobre zarządzanie polega na tym, żeby zgromadzić wokół siebie ludzi lepszych od siebie i pozwolić im działać. W grach zespołowych nie zawsze zmiana trenera przekłada się na wyniki. - Ale jeżeli niczego się nie zmieni, to gra nie ulegnie poprawie. Trener jest jednym z elementów. A może zawodnicy są słabi? Widzi pani potencjał w zawodnikach, którymi może pani niedługo dysponować? - Zdecydowanie tak. Jednym z problemów Platformy jest to, że jej najlepsi ludzie są niewykorzystywani. Mamy perełki w PO, które dzisiaj są na absolutnie bocznym torze. To straszne marnotrawstwo. Dlaczego tak jest? Przecież żaden trener nie pozwoli, żeby perełka siedziała na ławce. - W ostatnim czasie lojalność i bliskość z Grzegorzem Schetyną była podstawowym kryterium dotyczącym miejsca każdego z nas w organizacji. Gdzie do tej pory było pani miejsce? - Jestem i byłam szeregowym posłem, który pracował nad swoimi pomysłami. Jestem wiceprzewodniczącą regionu. Blisko współpracuję z grupą posłów, to dla nikogo nie jest niespodzianka. Byłam też w bardzo bliskiej relacji z ludźmi z zewnątrz, z organizacjami w otoczeniu Platformy. Jako szef PO byłaby pani za dyscypliną partyjną? - Powinna być ona wyjątkiem od reguły. Marzę o tym, żeby Sejm przestał funkcjonować jako zbiór plemion głosujący niezależnie od tego, co jest głosowane. Dziś funkcjonuje u was dyscyplina partyjna? - W wyjątkowych sytuacjach. Co by pani zrobiła z tymi, którzy nie pojawiają się na ważnym głosowaniu, kiedy jest szansa zablokować ustawę, przeciwko której dzień wcześniej odbywały się demonstracje? - Nie da się wytłumaczyć tej nieobecności. Ale każdy z moich kolegów z Platformy, z Lewicy i z PSL-u wie doskonale, że będzie musiał tę nieobecność odkupić bardzo ciężką pracą.