Jan Rokita był jednym z prelegentów zorganizowanej przez Muzeum Krakowa debaty pod tytułem: "Czy wolna Ukraina jest racją stanu Polski i całej Europy?". Były polityk żarliwie dyskutował z prof. Jarosławem Flisem, prof. Konradem Pędziwiatrem i prof. Łukaszem T. Sroką. Jego ocena wyraźnie odbiegała od pozostałych gości dra Michała Niezabitowskiego. Była "defetyczna i pesymistyczna", jak to ujął prof. Flis, choć sam Rokita odparł, że jest realistyczna. Na czym ona polega? - Europa miała zawsze to do siebie, że nie lubiła słuchać tego, co mówią tyrani. A tyrani mają to do siebie, że mówią prawdę. Putin jest wart uważnego i poważnego słuchania. Wygłosił wiele niesłychanie istotnych wystąpień, w których mówił prawdę, co zamierza zrobić - zaczął najważniejszy wywód Jan Rokita. - Zaczęło się od forum w Monachium, a później wygłosił takich 20-30 mów. Był szczery. Zawsze mówił, co zwracało moją uwagę, o dwóch wątkach. Moje obserwacje są wynikiem dogłębnego zainteresowania tym problemem - przekonywał Rokita. Dwa wątki Putina: Ukraina i Polska Jakie dwa wątki przewijające się we wspomnianych wystąpieniach Putina wzbudziły zainteresowanie byłego ministra? - Pierwszy zakłada dwie możliwości - Ukraina może istnieć, jako część rosyjskiego mira albo nie będzie istnieć. Ma tylko te dwie możliwości - tłumaczył Rokita. Drugi wątek, zdaniem Rokity, dotyczy Polski. - Od zawsze mówił, że to, że Polska znalazła się w NATO, że jest militaryzowana przez USA, to wielkie oszustwo. Że to złamanie aktu paryskiego, podczas którego Zachód zapewniał, że w Polsce nie będzie natowskich oddziałów wojskowych. I to oszustwo, jak on to mówi, też zostanie naprawione. Polska ma zostać zdemilitaryzowana - albo pokojowo, a jeśli nie, to tak samo, jak na Ukrainie. On to mówił. Ostatnio słyszałem to wyraźnie 22 lutego - przekonywał Rokita. Jego zdaniem proces realizacji celów Putina już się rozpoczął. Zagadką jest natomiast jego skutek, choć Rokita uważa, że jest bliżej niż dalej do tego scenariusza. - Bardzo konsekwentnie zapowiadał te dwa kroki. Do pierwszego przystąpił. Logika polityki jest taka, że jeśli pierwszy mu się nie uda, to nie przystąpi do drugiego, a jeśli mu się uda, to przystąpi do drugiego. Jest na dobrej drodze do realizacji pierwszego kroku. Akt pierwszy się dzieje, więc zasadne staje się pytanie o drugi krok. Generalnie wszystko się dzieje po jego myśli - przekonuje. Rokita osamotniony w postrzeganiu tej wojny Inni prelegenci, w szczególności prof. Flis, nie zgodzili się z tak postawionym założeniem. Flis uzasadniał, że na polu bitwy Rosjanie przegrywają, co miałoby wytrącać argument, że wszystko idzie po myśli Putina. Flis: - Moim zdaniem wszystko się rozsypuje. Mariupol był najbardziej prorosyjskim z dużych miast, a jest najbardziej zniszczony. Z ziemią zrównywane są obrzeża. Kraj, który dokonuje agresji, zdeponował większość pieniędzy na kontach państw zaprzyjaźnionych z krajem atakowanym. Co łączy wiele armii w historii? Wchodzą na teren wroga i grzęzną. Armia rosyjska ugrzęzła, a choć jej kraj jest niezagrożony, żołnierze nie widzą szansy zwycięstwa. Flis starał się uzasadnić, że sytuacja na polu bitwy i reakcja Zachodu trącą optymizmem. Rokita był zdecydowanie innego zdania. - Kto nie wierzy w cuda, ten nie jest realistą. Cuda są możliwe, więc jestem w stanie wyobrazić sobie, że prezydent Rosji i jego współpracownicy myślą sobie: "co tu dalej z tym zrobić, może wracamy do naszych baz w Rosji? Niech ci naziści zostaną w Kijowie. Jakoś historycznie Rosja się z tym pogodzi. A na koniec zlikwidujemy Rosję". To marzenie o cudzie - przekonywał. Dlaczego Putin nie zlikwiduje Zełenskiego? - Co nas dziwi w tej wojnie? Wszystkich, również w świecie. Mamy dysonans poznawczy. Każdy z nas wie, że Szojgu na polecenie szefa jest w stanie zniszczyć Ukrainę w ciągu trzech dni. Dlaczego tego nie robi? Zełenskiego może zlikwidować w godzinę. To jedna decyzja. Ludzie, stuknijcie się w głowę! To dopiero jest temat na poważną dyskusję polityczną. Można wymyślać różne rzeczy, a racjonalna wizja tego procesu jest taka: Rosja stopniuje swoje zaangażowanie - podkreślał Rokita. Co to oznacza? - Nie ulega wątpliwości, że Rosja przez wiele lat budowała poparcie w Niemczech i Francji, liczyła, że w sprawie Ukrainy dogada się z Zachodem. Przedstawiała tysiące ofert, w różnych formatach, ciągle te wezwania padały. Putin widział, że go zwodzą. W dodatku Zełenski, który miał nieudolnie rządzić państwem, okazuje się mieć odwagę zamykać namiestnika Putina w areszcie domowym. Amerykanie zaczynają szkolić armię na dużą skalę i dostarczać sprzęt. A jeszcze się okazało, że Zełenski zaczął absolutnie na serio mówić o tym, że należy Ukrainę wpuścić do NATO - wyjaśniał. Rokita wspominał też o notatce, którą otrzymał w ostatnim tygodniu z kręgu ukraińskich władz. Jak zaznaczył, nie jest w stanie potwierdzić jej autentyczności, ale przytoczył jej treść. Rozkradzione miliardy dolarów - Od czterech lat Kreml wyasygnował 4 mld dolarów na budowę agentury w Ukrainie, by wywołać efekt życzliwego przyjęcia wojsk rosyjskich. Miliard wziął Medwedczuk. Oni po prostu rozkradli te pieniądze. Być może Putin żył w przeświadczeniu, że przynajmniej na wschodzie będą komitety powitalne. To się nie zdarzyło, bo nawet burmistrza Melitopola musieli porwać, a to jeden z najbardziej prorosyjskich polityków - opowiadał Rokita. W jego opinii wojna w Ukrainie jeszcze potrwa i w pewnym sensie Putin będzie stosował metodę małych kroków, za pomocą której będzie chciał sprawdzić rzeczywiste zamiary Zachodu. - Rosjanie uderzają punktowo w strategiczne miejsca. Putin myślał, że Ukraińcy się poddadzą. Nie mógł zakładać, że istnieje naród ukraiński, bo nawet my o tym nie wiedzieliśmy. To go zaskoczyło. Jeśli tak się stało, to "powolutku, powolutku. W gruncie rzeczy Francję i Niemcy mamy po swojej stronie". Zostają więc sam na sam z Ameryką. I pytanie, w jakim stopniu zaangażują się Amerykanie. Jeśli nie zaangażują się militarnie, to Putin będzie zaostrzał swoje kroki - uważa Rokita. Jego zdaniem nie ma najmniejszych szans na zakończenie wojny. Putin będzie chciał zdobyć Ukrainę "za wszelką cenę" - Wycofanie się, po tym co już się stało, byłoby katastrofą. Tyrani, którzy przegrywają wojnę w tej skali, odchodzą, umierają, zostają zabici. Dlatego będzie chciał zdobyć Ukrainę za wszelką cenę - przekonuje były polityk. - Przypuszczenie, że on się wycofa jest niedorzecznością polityczną i modlitwą o cud. Jak zabiją Putina, to przyjdzie Szojgu, jak zabiją Szojgu, to przyjdzie ktoś inny. Rosja się obudziła. To potężne mocarstwo, które dysponuje bronią nuklearną. Zacznie machać łapami na serio za jakiś czas - zaznacza Rokita. Kluczowe, z punktu widzenia Polski, są obawy Rokity o "drugi krok" Putina, jakim byłby atak na nasz kraj. Czy wobec tego automatycznie w konflikt włączy się NATO? A jeśli tak, to czy oznaczałoby to konflikt światowy? A może wręcz przeciwnie, Polska zostanie osamotniona? Polska następna? Co zrobią UE i USA? - Istotą sposobu działania rosyjskiego prezydenta i Rosji jest to, że ona w każdej kolejne sprawie, w której chce osiągnąć cel, zaczyna od środków najłagodniejszych. Dając do zrozumienia, że na końcu jest wszystko, włącznie z bronią jądrową. Zakładam, że jeśli nie daj Bóg, Ukraina padnie, to Rosja w krótkim czasie wystąpi z ofertą dyplomatyczną wobec Zachodu, licząc na nowy format normandzki, ale w sprawie Polski - uważa Rokita. - Propozycja mogłaby być taka: nie potrzebujemy ofiar, nie potrzebujemy więcej rozlewu krwi. Chcemy, by dyplomacja wygrała z przemocą. Zgódźmy się więc na demilitaryzację Polski, bo nie chcemy zrobić im nic złego. Pytanie, czy UE z nadzieję przystąpi do takich negocjacji. I co zrobią Amerykanie? - zastanawia się Rokita. - Nie mam żadnej odpowiedzi i wiem, że ich po prostu nie ma. W związku z tym, na wszelki wypadek, trzeba zakładać odpowiedzi negatywne. Np. w Berlinie i Paryżu pojawi się nowe "porozumienie mińskie" w sprawie Polski, a Amerykanie będą uzależniać decyzje od tego, co robi Europa. To scenariusz defensywny - kreśli wizję Rokita. - Każdy wie, jaki jest scenariusz ofensywny. Europa nie chce nowego formatu normandzkiego, a w związku z tym Rosja rozpoczyna wariant Donieck-Ługańsk. Potem tworzy korytarz litewski do Królewca. I mówi, że są gotowi dalej negocjować, już z korytarzem litewskim do Królewca. A jeśli nie? Mariupol i Charków pokazują, co jest dalej - uważa Rokita. Były minister stwierdził też, że jest pod wielkim wrażeniem oporu narodu ukraińskiego. Jego zdaniem to najpoważniejsza przesłanka wpływająca na korzyść Ukrainy, ale mimo to uważa, że to Rosja jest stroną dominującą w tej wojnie. - Na Ukrainie naród kształtuje się przez złość, opór, potęgę, krew, zabójstwa. Wszystkie inne imitacyjne tendencje są o 180 stopni niezgodne z realiami - uważa. - Mam duże wątpliwości, czy bylibyśmy w stanie bronić się jak Ukraina. Daj Boże, ale takiej pewności nie mam - podkreśla Rokita. Oprac. Łukasz Szpyrka