Łukasz Szpyrka: AgroUnia i PSL rozpoczynają taktyczną współpracę. Uważają, że wsparcie rządu dla rolników jest za małe. Podziela pan ich zdanie? Jan Krzysztof Ardanowski: PSL, które znajduje się w politycznym cieniu, chce z niego wyjść. AgroUnia z kolei liczy na zwiększenie popularności. Obie te postawy są naturalne w polityce. Co do meritum, za obszar swojej krytyki wzięli cenę nawozów - obniżenie ceny nawozów, generalnie potrzebne, nie rozwiąże w pełni problemów polskiego rolnictwa. Obniżenie VAT-u to dobry kierunek rządu, ale zerowy VAT obniża cenę nawozów azotowych o 200-300 zł, a to nie jest obniżka, która sprawi, że rolników będzie stać na kupno nawozów. Obawiam się, że nawozy, które są absolutnie niezbędnym elementem, by uzyskać przyzwoite plony, nie będą w tym roku przez rolników zakupione i zastosowane. Doprowadzi to do spadku plonów. Co prawda spodziewaliśmy się tego, ale od przyszłego roku, kiedy wdrażany będzie Zielony Ład. Mamy więc przedsmak tego, co może się dziać za rok. Przedsmak? - Obecne wzrosty kosztów nie są wynikiem Zielonego Ładu. Zielony Ład, czyli strategia KE z grudnia 2019 roku, zakłada zmniejszenie nawożenia, zmniejszenie ochrony roślin, czy odłogowanie gruntów. To coś niezrozumiałego, kiedy na świecie żywności brakuje. Prawie miliard ludzi na świecie głoduje, a tu się proponuje ograniczenie produkcji żywności i nawet odłogowanie, czyli zaprzestanie uprawy gruntów. Inny element to przesunięcie 25 proc. upraw do certyfikowanego rolnictwa ekologicznego, bez liczenia się z tym, czy konsumenci są na to gotowi i zaakceptują żywność po znacznie wyższych cenach. Zielony Ład ma być wprowadzany od 2023 roku. Jednak analiza potencjalnych jego skutków, przedstawiona przez wiele znakomitych ośrodków naukowych polskich i zagranicznych jest druzgocąca. Wynika z nich m.in., że w tej wersji średni spadek produkcji żywności w Polsce wyniesie 13-15 proc., a w poszczególnych grupach znacznie więcej. To wszystko w sposób nieuchronny przełoży się na zaopatrzenie rynku, zachwieje bezpieczeństwem żywnościowym Polski i odetnie nas od możliwości eksportu. A co najważniejsze - spowoduje znaczny wzrost cen, które będą musieli zapłacić konsumenci. Możemy mieć do czynienia z katastrofą żywnościową. Może zabraknąć żywności i trzeba będzie ją sprowadzać z innych kontynentów. Ten proces ma rozpocząć się już za rok. Można coś zrobić tu i teraz? - W przypadku nawozów, ale też innych czynników produkcji rolnej, które podrożały, musimy zastosować bezpośrednią pomoc dla rolników. Premier wystąpił do KE o taką zgodę. To będzie znaczące obciążenie dla budżetu państwa, ale trzeba iść w tym kierunku, bo bez nawozów nie ma wysokich plonów. Ceny jednak już nie wrócą do poprzedniego poziomu? - Dopóki nie spadną ceny energii, to raczej nie. Jednak zbliża się wiosna, trzeba zrobić zakupy nawozów, więc jakieś działania trzeba podjąć. Docierają do mnie głosy rolników, że pośrednicy handlujący nawozami stosują politykę zawyżania marż, bądź przetrzymywania nawozów kupionych taniej, by później drożej je sprzedać. To oczywiście wolnorynkowo dopuszczalne, ale finalnie także podnosi ceny. Warto wrócić więc do koncepcji, którą proponowałem jeszcze jako minister. Trzeba zbudować sieć sprzedaży opartą na podmiotach państwowych w rolnictwie, skupiającą krajowe gospodarstwa skarbowe będące w zasobie KOWR-u, Krajową Spółkę Cukrową, Elewarr i gospodarstwa będące we władaniu instytutów naukowo-badawczych podległych państwu. Gdybyśmy umożliwili sprzedaż nawozów przez tak zbudowaną sieć ogólnopolską, rolnicy mogliby mieć dostęp do tańszych nawozów, a państwo miałoby wpływ na regulowanie wysokości marży handlowej. Zdaje się, że ten pomysł został już zapomniany. - Trzeba do niego wrócić. Nie wiem, dlaczego mój następca z tego zrezygnował. KOWR, który zaczyna mieć problemy sam ze sobą, powinien być instytucją, która podejmie się budowy takiej sieci. Ceny nawozów powinny być regulowane? - Nie ma takiej możliwości, ale instytucje państwowe mogą ograniczać marżę. Rolnicy mają "nóż na gardle" i będą musieli gdzieś kupić nawozy, więc pośrednicy nie mogą tego wykorzystywać. Jeżeli nawet KE wyrazi zgodę na dodatkową dopłatę dla rolników do nawozów, to nie powinno się to odbywać przez jakąś "urawniłowkę" i dopłatę do hektara. To nie jest kolejna dotacja do gospodarstwa, ale widziałbym bardziej zwrot części środków za zakupione nawozy na podstawie faktury zakupu. Są rośliny, które bez nawozów właściwie nie mogą być uprawiane. To m.in. rzepak i buraki cukrowe - rośliny szalenie ważne nie tylko ze względu na wartościowy produkt, ale również z uwagi na płodozmian. A to element, na który UE zwraca szczególną uwagę. Być może przy niektórych roślinach można próbować uprawy ekologicznej, ale np. w przypadku rzepaku plony spadną o 50-60 proc., jak wyliczył Instytut Ochrony Roślin. Rolnictwo ekologiczne nie jest więc panaceum na wszystko. Konsumenci nie będą w stanie zapłacić istotnie więcej za żywność ekologiczną, która miałaby być alternatywą dla żywności uprawianej w sposób konwencjonalny, z nawozami. Zacznijmy od podstaw - z czego biorą się tak wysokie ceny? - Głównie z powodu wysokich cen energii w całej Europie, w szczególności gazu. To konsekwencja niefrasobliwości albo głupoty Komisji Europejskiej, a w szczególności Niemiec wobec Rosji. To najmocniej uderza w rolników. Zgłaszają się do pana? - Rolnicy przez inflację, której skutkiem jest drożyzna, tracą podwójnie. Bo tak jak każdy z nas ponoszą koszty droższej żywności, czy energii potrzebnej np. do ogrzewania domu, to dodatkowo płacą ogromne kwoty za zużycie energii w gospodarstwach. Przecież maszyny, różne urządzenia, działają głównie na prąd. Budynki inwentarskie, szklarnie, wymagają ciepła, ogrzewania. Wszystko podrożało. Potrzebna jest dodatkowa tarcza antyinflacyjna przeciwko drożyźnie, która pomogłaby tym gospodarstwom przetrwać. Sam VAT problemu nie rozwiązuje. Jeżeli państwo nie pomoże w istotnym obniżeniu kosztów w rolnictwie, to może oznaczać początek upadku rolnictwa. To w ogóle możliwe? - Degradacja rolnictwa, zmniejszenie plonowania, zmniejszenie realnych dochodów w rolnictwie - to wszystko jest bardzo prawdopodobne. A w sposób oczywisty przełoży się to na sytuację ekonomiczną gospodarstw. Rolnicy staną przed życiowym dylematem - pozostać w rolnictwie, czy uciekać do jakiegoś innego zajęcia. Ich wybór będzie oczywisty. Nie wiadomo tylko, która grupa gospodarstw zostanie bardziej dotknięta. W Polsce wszyscy mówią, że kochają małe gospodarstwa, ale rolnicy z takich gospodarstw nie mają pieniędzy na modernizację, nowe technologie, czy przestawienie się na innego typu działalność wymuszoną Zielonym Ładem. KE chce wprowadzać radykalne ograniczenia dla rolników, ale nie zapewnia żadnego finansowania. To uderzy nie tylko w nasze, ale też w europejskie rolnictwo. Szczególnie odczują to małe gospodarstwa, które są podstawą polskiego rolnictwa, a które mogą w ogóle z niego wypaść. A większe gospodarstwa? - Też są zagrożone. Wymuszone ograniczenie plonotwórczych czynników produkcji rolnej i spadek plonów w te gospodarstwa uderzy bardzo mocno. W Polsce musi się odbyć jakaś dyskusja na ten temat, pogłębiona debata. Eksperci twierdzą, że Zielony Ład będzie silnym uderzeniem w rolnictwo. KE mówi, że to największa rewolucja w rolnictwie europejskim od 30 lat. Tylko że ta rewolucja nie została z nikim skonsultowana. Środowiska naukowe pokazują absurdy, rolnicy protestują w całej Europie, panuje przerażenie. Od momentu powstania UE nigdy nie było takiego "rozjechania się" opinii na temat rolnictwa między rolnikami a KE. KE nie przedstawiła żadnych analiz co do skutków tych zmian. To coś niezrozumiałego. To nie jest żadna reforma. KE zachowuje się tak, jakby skakała do basenu, nie sprawdziwszy, czy jest tam chociaż trochę wody. Drożyzna uderzająca w rolników jest spowodowana wyłącznie czynnikami zewnętrznymi? - Niewątpliwie cena gazu jest czynnikiem zewnętrznym, więc rządy poszczególnych krajów nie mają wiele do powiedzenia. Jesteśmy w UE, więc powinna reagować Unia. Zakłady produkujące nawozy mają kumulację - koszty energii to jedno, a drugie to ETS. Te zakłady muszą ponosić ogromne koszty, by mieć prawo do produkowania nawozów. Rządy nie mają na to wpływu. Możemy ewentualnie próbować budować alternatywną sieć dystrybucji nawozów, która obniżyłaby marże handlowe. Obniży to cenę nawozów, ale nie do ceny sprzed roku. A czy rolnicy mogą stracić na Polskim Ładzie? - Jeżeli chodzi o zmianę systemu podatkowego, to zdecydowana większość rolników płaci podatek rolny, nie rozlicza podatku dochodowego, więc zmiany podatkowe Polskiego Ładu są dla nich obojętne. Inna sprawa, że Polski Ład w rolniczej części dotyczy wsparcia np. ubezpieczeń, pomocy w zatrzymywaniu wody, kopaniu stawów, są ułatwienia dla handlu detalicznego. Oceniam te zmiany pozytywnie, chociaż dopiero pewien opór społeczny sprawił, że te rozwiązania się w Polskim Ładzie znalazły. Pierwsza wersja, ogłoszona wiele miesięcy temu, z punktu widzenia rolnictwa była nieporozumieniem. To było jakieś pustosłowie z deklaracjami, które niczego nie zmieniały. Po interwencji prezesa Kaczyńskiego napisano tę część na nowo. Moim zdaniem zmiany powinny być mocniejsze i szybsze, ale nawet to, co się pojawiło jest "światełkiem w tunelu". A sam podatek rolny, wbrew powszechnej opinii, jest dużym obciążeniem, bo rolnicy płacą go bez względu na plony. Być może za chwilę będą płacić wysoki podatek, pomimo spadku plonów, bo nie będzie ich stać na kupno nawozów. Nie da się tego uregulować? - Muszą być jakieś nowe regulacje na poziomie rządowym. To sytuacja absolutnie kryzysowa, w jakiej rolnictwo nigdy do tej pory się nie znalazło. Tak wysoki wzrost cen środków do produkcji rolnej nigdy nie miał miejsca. Rolnicy są pod ścianą. Nie można tego rozwiązać na poziomie pojedynczego gospodarstwa. Nawet jeśli rolnik będzie fantastycznie przygotowany do swojego zawodu, to bez zastosowania nawozów i środków ochrony roślin w sposób racjonalny, plonów nie będzie. To wywoła konsekwencje dla konkretnego rolnika, ale też całego rynku żywności w Polsce. Przewodniczy pan radzie przy prezydencie Andrzeju Dudzie. Współpracuje pan w tej kryzysowej sytuacji z ministrem rolnictwa? - Z obecnym tak. Konsultuje on różne sprawy i chce poznać opinie. Uważam go za człowieka rozsądnego i uczciwego, mającego wiedzę na temat problemów rolnictwa. Cieszę się, że nastąpiła zmiana na tym stanowisku, bo Henryk Kowalczyk chce korzystać z wiedzy różnych środowisk. Nie było takiej woli ze strony poprzedniego ministra Grzegorza Pudy, ale, proszę wybaczyć, to nie mój problem, to problem kierownictwa PiS. Rozmawiał Łukasz Szpyrka