Łukasz Szpyrka, Interia: Odchodzi pan z Platformy Obywatelskiej? Ireneusz Raś: - Jeszcze w nią wierzę. Będę działał, by PO znalazła odpowiedź, w którą stronę zmierza. Jubileusz nakazuje nam roztropne spojrzenie wstecz i do przodu. Jeśli Platforma sama, wewnątrz, podejmie odpowiednie decyzje, to jest w stanie jeszcze raz przedstawić poważną propozycję programową Polakom. Mówię o PO. Czym innym jest Koalicja Obywatelska z Zielonymi, Nowoczesną i Inicjatywą Polska. Te trzy małe partie nie weszły do PO, podkreślają swoją odrębność. Platforma, jeśli wciąż chce być ważną partią, musi zdefiniować się na nowo i też zaznaczyć swoją odrębność. To slogan, który słyszymy od dawna. - Im wcześniej to zrobimy, tym lepiej. Nawet jeśli spowodowałoby to niekomfortową dla niektórych sytuację. Sformułowanie deklaracji ideowej może spowodować, że dla niektórych zabraknie w PO miejsca. Mam nadzieję, że tak się nie stanie. Spodziewa się pan rozłamu? - Trzeba serio popatrzeć na te 20 lat wstecz. Jeśli przeważą głosy, że trzeba zamknąć ten rozdział i wypchnąć z pamięci rządy Donalda Tuska, to wyrżniemy własną tożsamość. A gdy nie ma tożsamości, to zaczynają się duże problemy. Ważniejsi dziś politycy PO przypatrywali się, jak wówczas wyglądała ta partia. Tusk starał się budować równowagę, żeby centrum było jądrem, które łączy konserwatywne skrzydło z liberalnym. Otwierał się też na ludzi lewicowych, jak Bartek Arłukowicz, którzy od razu akceptowali obowiązujące w PO reguły gry. Wszyscy wiedzieli, gdzie jest zaczepiona kotwica. Ta kotwica jest dziś chyba gdzieś indziej. - Dokonuje pan oceny działań podjętych przez zarząd PO w ostatnich latach, a ja dziś wołam o nawrócenie, sięgnięcie do źródła i chłodną ocenę. Co trzeba zrobić, by PO znów była elementem łączącym na opozycji? Jak szeroko iść z naszymi aliantami do kolejnych wyborów? Musimy dać uczciwą odpowiedź na te pytania - sobie wewnątrz i wyborcom na zewnątrz. Jeśli PO to zrobi, to będzie zdolna przetrwać i dać wyborcom alternatywę. Jeśli jednak będzie się sama oszukiwać, to nie będzie autentyczna. Nie mamy wyjścia - musimy podjąć mocne decyzje, by odzyskać wiarygodność. A jeśli tak się stanie, to PO odzyska autorytet. Ile macie czasu na to dookreślenie się? - Mało. Mamy czas do konwencji jubileuszowej. To termin, kiedy trzeba coś poważnego przekazać. Miejmy nadzieję, że odbędzie się to w tym półroczu. Pytanie, ilu was do tego czasu zostanie? - Platformie nie grozi nic radykalnego. Nie ma takich nastrojów. Zresztą nie ma co za dużo kombinować. Za czasów Grzegorza Schetyny funkcjonował gabinet cieni, którego też byłem członkiem. Każdy z nas miał wypracować pewne pomysły. Trzeba to po prostu zebrać. Nie rozpoczynałbym na nowo pracy od zera, nie powoływałbym specjalnych zespołów, ale skupiłbym się na tym, co już jest. Instytut Obywatelski mógłby to zebrać, przebadać, dopracować i przedstawić, co chcemy zrobić po objęciu władzy. Jeśli przepracujemy to programowo, to PO zyska też jako partia. Pokażmy program i plan rządzenia, a po pandemii PiS może mieć kłopot. U nas wewnątrz odbywa się dyskusja dotycząca programu, przywództwa, inicjatyw, ale to samo odbywa się u nich, tyle że z jeszcze większą mocą. PiS ma swoje kłopoty, ale wam też ich nie brakuje. Jak wygląda ta wasza wewnętrzna dyskusja? - Niestety jest uboga, głównie ze względu na obostrzenia. Zespoły nie mogą się spotkać, przedyskutować, a spotkania online to nie to samo. To na pewno ogranicza nasze możliwości, ale trzeba dać radę. Grupa konserwatywna, do której należę, też w najbliższym czasie przedłoży pewne inicjatywy w debacie wewnętrznej. Co konkretnie? - Chcemy zaznaczyć, że jeszcze tu jesteśmy. Nie boi się pan, że jeśli PO dookreśli program, deklarację ideową, to konserwatyści znajdą się na bocznicy? - Nie chciałbym dziś kalkulować. Dla PO byłoby to bardzo złe rozwiązanie. Zbytnie przechylenie w jedną ze stron po prostu grozi wywróceniem całego projektu. Czuje pan, że może to pójść właśnie w jedną stronę? - Czuję jedno - w ostatnich latach rzeczywiście za bardzo przechyliliśmy się na lewo. Dziś trzeba mieć ofertę również dla tych, którzy czują się źle z tym, że głosują na PiS. Tę ofertę trzeba zbudować, a współpraca z konserwatywnym skrzydłem PO byłaby pożyteczna. Bez tego nie zbudujemy wiarygodnej i szerokiej oferty. Doskonale panu znany Marek Biernacki powiedział w rozmowie z Interią, że to jego Koalicja Polska buduje ofertę centrową, a Platforma Obywatelska to partia stricte lewicowa. - Marek reprezentuje dziś inne ugrupowanie i ma wykonać swoje zadanie. Ja mówię o zadaniu, przed którym stoją konserwatyści w PO. Chcemy je wykonać. Jeśli zarząd poważnie nas potraktuje, możemy stać się realną alternatywą dla PiS. Staniecie okoniem w kwestii rozdziału Kościoła od państwa albo aborcji? - Nie musimy stawiać okoniem. Ja nie jestem zwolennikiem aborcji i uważam, iż dotychczasowy kompromis w tej kwestii był szeroko akceptowany przez Polaków przez ponad 25 lat, więc warto to szanować, dlatego mój i moich kolegów pogląd na tą kwestię będzie mocno stawiany w rozmowach wewnętrznych. Wasz głos jest dziś słyszalny wewnątrz PO? - Mam nadzieję, że tak będzie. Do tej pory się szanowaliśmy i dlatego to działało. Platforma długo była siłą, bo skupiała w sobie różne wartości - liberalne, centrowe i konserwatywne. Warto, by wszystkie odcienie PO tak podchodziły do tej sprawy. Kto lepiej odczytywał te odcienie - Schetyna czy Budka? - Schetyna to polityk o olbrzymim doświadczeniu. Podjął decyzję, by zjednoczyć maksymalnie opozycję, pójść z tym projektem do wyborów i wygrać. Nie udało się wygrać. Niemniej, trzeba oddać Schetynie, że budowa szerokiego antypisowskiego frontu była jego sporym osiągnięciem. Nowego lidera trudno oceniać po wynikach, bo poza wyborami prezydenckimi nie miał weryfikacji. Budka dziś jest na rozdrożu. Żeby Koalicja Obywatelska funkcjonowała dobrze, najpierw trzeba uporządkować jego trzon, czyli Platformę Obywatelską. To zadanie, które przed nim stoi, a czasu zbyt wiele nie ma. To zadanie go zweryfikuje jako lidera partii. To Platforma bardziej potrzebuje koalicjantów, czy oni was? - PO jest trzonem tego klubu i jej głos powinien być wiodący. To my powinniśmy narzucić dynamikę działań. A tak nie jest? - Platforma za bardzo się schowała. Powinna wrócić do wiodącej roli. Mówi o tym wielu polityków PO. Odejście Joanny Muchy zabolało? - Zabolało najbardziej w kręgu jej najbliższych przyjaciół. Mnie to zastanowiło. Nie jest fajnie, gdy koleżanka odchodzi. Mówi pan, że to odejście pana "zastanowiło". Słyszy pan więcej takich głosów? - To odejście uwydatniło pewien proces. Za Tuska to do nas przychodzili kolejni politycy, to my zapraszaliśmy do PO. Za Schetyny nikt do nas nie przychodził, ale wokół siebie gromadziliśmy mniejszych koalicjantów i zbudowaliśmy Koalicję Obywatelską. Teraz mamy pierwsze odejścia i to nasi politycy są zapraszani gdzieś indziej. Z zapraszających zmieniliśmy się w zapraszanych. To proces, z którego należy wyciągnąć szybko wnioski. Dlaczego projekt Hołowni jest tak atrakcyjny dla waszych parlamentarzystów? - Hołownia pozycjonuje się w centrum. Ktoś, kto widział początki PO, może podejść do tego tematu sentymentalnie. Widać, że Hołownia chce być formacją, jaką PO była na początku. Kopiuje PO? - Nie kopiuje, ale potrafi odczytywać nastroje Polaków, którzy chcą zrównoważonej partii środka. Na jego korzyść działa też świeżość, bo z entuzjazmem buduje coś od nowa. Sięgnięcie po pryncypia PO pokazuje, że iskrę do powstania czerpie właśnie z przeszłości PO. Dość podobnie lokuje się na scenie, więc w pewnej perspektywie współpraca obu partii byłaby możliwa. Powiedział pan, że projekt Schetyny przyciągający na opozycji wszystkich do jednego bloku nie był skuteczny. Dziś tą samą drogą chce iść też Budka. To powielanie błędu? - Dlatego potrzebna jest dyskusja wewnętrzna w PO. Trzeba umieć wyciągać wnioski. Jednoczenie musi być skuteczne. Zbyt szerokie jednoczenie, bez oparcia go na ideowym fundamencie, może ograniczyć grupę naszych wyborców. Wyklucza to duże grupy społeczne z głosowania na taki twór. Co pan zrobi, jeśli do konwencji jubileuszowej PO się nie określi? Albo skręci jeszcze mocniej w lewo? - Wtedy trzeba będzie podjąć decyzję. Nikt nie przychodzi do polityki po to, by piastować pewne funkcje, ale dla idei. Polityka ma sens tylko wtedy, kiedy mamy gdzie działać i się rozwijać. Zgodnie z własnymi przekonaniami. Rozmawiał Łukasz Szpyrka