W poniedziałek minie dokładnie rok od drugiej tury wyborów prezydenckich, w których Andrzej Duda wywalczył reelekcję. Jego kontrkandydatem był Rafał Trzaskowski, który osiągnął równie znakomity rezultat - zdobył ponad 10 mln głosów, ale przegrał z kandydatem PiS różnicą 400 tys. głosów. Kampania Trzaskowskiego była krótka, ale na tyle intensywna, że zdołał przekonać do siebie dużą część społeczeństwa. Sam Trzaskowski, jak i jego współpracownicy przekonywali, że została uwolniona wówczas energia, którą trzeba zagospodarować. Mijały jednak kolejne tygodnie, a skoncentrowane w czerwcu i lipcu 2020 roku dżule systematycznie ulatywały. Trzaskowski musiał wrócić do bieżących obowiązków prezydenta Warszawy, a w tym czasie stolica miała więcej sytuacji kryzysowych niż dni chwały. Jednocześnie zapowiadał, że lada dzień wystartuje z dużym projektem społecznym, który nie pozwoli tej energii zniknąć. Przyszła jednak kolejna fala pandemii i znów ambitne plany musiał odłożyć na półkę. Wiosenne ożywienie Wiosna przyniosła pewne ożywienie. Trzaskowski wystartował z dwoma dużymi projektami, które odbiły się szerokim echem. Pierwszy to Campus Polska Przyszłości, który jest zaadresowany do młodych ludzi. Trzaskowski chce przeprowadzić serię spotkań i warsztatów, by uczestnicy Campusu z czasem wyrośli na nowych liderów społeczno-politycznych. Zaproszenia zostały wysłane, odbyły się pierwsze spotkania, a finał będzie miał miejsce pod koniec wakacji w Olsztynie. Drugi projekt to ruch Wspólna Polska, który przerodził się w stowarzyszenie. To pierwszy pomysł na formalne zagospodarowanie samorządowców. Do tej pory każdy z nich działał w małej lokalnej lub regionalnej społeczności. Trzaskowski, jako lider środowiska samorządowego, postanowił ich zjednoczyć pod jednym szyldem. Z dnia na dzień do ruchu dołączały kolejne postacie. I wtedy pojawił się Tusk Wydawało się więc, że po miesiącach zastoju Trzaskowski łapie odpowiedni rytm, a energia, o której mówili jego stronnicy, nie zostanie do końca roztrwoniona. I wtedy pojawił się on - Donald Tusk. Były lider Platformy, człowiek z dużą charyzmą i osobowością samca alfa. Trzaskowski zrozumiał, że nie będzie mógł już tak swobodnie, a jednocześnie opieszale, grać na swoje. Nie poddał się jednak, bo kilka dni przed powrotem Tuska zadeklarował, że jest w stanie wziąć odpowiedzialność za Platformę w przypadku rezygnacji Borysa Budki. Było jednak za późno, bo scenariusz powrotu Tuska był już napisany. Trzaskowski dążył do wewnętrznych wyborów na szefa formacji, ale do nich nie doszło. Tusk stał się p.o. przewodniczącego na nieokreślony czas. Wybory mogą się odbyć, ale nie muszą. Prezydent Warszawy dostał więc srogą lekcję politycznej energiczności. Przegrał, choć do końca wierzył w pozytywny dla niego obrót sprawy. Przez dwa dni przed powrotem Tuska spotykał się z nim, by wypracować odpowiednie pole do działania. Rozmowy zakończyły się bez zadowalającego go efektu. Tylko to jeszcze nie koniec, bo jak dowiedziała się Interia, kolejny raz Trzaskowski spotka się z Tuskiem w przyszłym tygodniu. Rozmowy mają się odbyć jeszcze przed posiedzeniem Sejmu. Konkretna data i godzina nie zostały jednak ustalone. Wiadomo natomiast, że panowie będą chcieli pozbyć się swędu, który pozostał po sobotniej radzie krajowej. Trzaskowski nie potrafił wówczas ukryć emocji rozczarowania. Parafrazując Jarosława Gowina: po powrocie Tuska uśmiechał się, ale się nie cieszył. Błyskawicznie podchwycili to internauci, którzy zaczęli tworzyć memy. Jaki zakres autonomii? Jak jednak słyszymy od polityków PO, relacje między Tuskiem a Trzaskowskim nie są tak złe, jak można było wnioskować po sobotniej radzie krajowej. Obaj politycy zdają sobie sprawę, że są najmocniejszym aktywem Platformy. Jeden posiada moc sprawczą i umiejętność budowania politycznej narracji, a drugi popularność, która przy stosunkowo niskich obecnie notowaniach PO może się bardzo przydać. Tusk w tej sytuacji nie może sobie pozwolić na odejście Trzaskowskiego, a sam Trzaskowski nie może odejść ze względu na deklarację z poprzedniego tygodnia. Zapowiedział, że jest w stanie wziąć odpowiedzialność za Platformę, co można odczytywać na dwóch polach. Po pierwsze, ma oczywiste ambicje liderskie. Po drugie, co być może ważniejsze, ucina wszelkie spekulacje dotyczące budowania odrębnego projektu politycznego. Trzaskowski, odcinając się teraz od PO, wie, że jego wiarygodność znacznie spadnie. Jak przekonują jego współpracownicy, nigdy jednak nie było takiego pomysłu, a każde budowane przez niego przedsięwzięcie ściśle wiąże się z planami Platformy Obywatelskiej. Pozostało jednak dookreślenie szczegółów i zakres autonomii, na jaki Trzaskowski będzie mógł sobie pozwolić. Jeśli wciąż będzie przewodził innym inicjatywom, potrzebuje wsparcia ze strony partii. Bezproblemowo zapewniał mu je Budka, a Tusk jest pewnym znakiem zapytania. Również tego będą dotyczyć przyszłotygodniowe rozmowy. Łukasz Szpyrka