Debata prezydencka w TVP była jednym z najważniejszych wydarzeń w tej kampanii wyborczej. W studio przy Woronicza pojawili się wszyscy kandydaci, którzy 28 czerwca będą ubiegać się o najważniejszy urząd w państwie. Oczy wielu komentatorów przede wszystkim były zwrócone na dwóch najważniejszych kandydatów - Andrzeja Dudę i Rafała Trzaskowskiego. To im sondaże dają największe szanse na wejście do drugiej tury. - Andrzej Duda nie był agresywny. Mam wrażenie, że jego kampania od trzech, czterech dni znajduje się w trudniejszej sytuacji. Przyjął maskę spokoju, wyważenia, nie mylił się. To była taktyka partyzanta, czyli partyzant wygrywa wtedy, kiedy nie przegrywa. Z tej perspektywy wyszedł z tej niełatwej dla niego debaty obronną ręką - przekonuje w rozmowie z Interią prof. Jacek Reginia-Zacharski. - Jestem rozczarowany Rafałem Trzaskowskim. Spodziewałem się po nim zdecydowanie więcej. Był chyba po prostu zdenerwowany, czuł się nieswojo, popełniał nawet drobne nieścisłości językowe. Gest podniesienia długopisu do góry, który był zapewne pomyślany jako gwóźdź wbijający się w pamięć, odpowiednio nie wybrzmiał - dodaje politolog. - Merytorycznie wszyscy kandydaci wymigiwali się od odpowiedzi. Najbardziej merytoryczny był Krzysztof Bosak. Władysław Kosiniak-Kamysz uciekał od większości odpowiedzi - ocenił. W trakcie debaty wielu jej uczestników podważało jakość i formę pytań. Uważali, że są one tendencyjne lub nie dotyczą najważniejszych spraw w państwie. - W debacie nie powinno mówić się, że pytania są głupie, czy niepoważne. Pytanie pada, więc trzeba na nie odpowiedzieć i tyle. Było to rażące, bo połowa uczestników debaty sięgała po ten zupełnie jałowy chwyt erystyczny - ocenił Reginia-Zacharski. Łukasz Szpyrka