Gdy od miesiąca dzień w dzień słyszymy o bombach spadających na budynki mieszkalne w ukraińskich miastach, zastanawiamy się, co by się stało, gdyby do takiej sytuacji ewentualnie doszło w Polsce. Część z nas powie, że wybierze się na front, inni że wyjadą za granicę, jeszcze inni, że opuszczą miasto i poszukają bezpiecznego schronienia na wsi. Są jednak tacy, którzy - podkreślamy - w razie czego pozostaną w swoich domach i mieszkaniach. Wówczas, jak widzimy na przykładzie choćby Lwowa, dźwięk syren alarmowych staje się codziennością. Regularnie trzeba schodzić do schronów, by uniknąć ewentualnego ataku. Gdzie jednak w Polsce znajdują się schrony? Czy jesteśmy na to przygotowani? Czy współczesne budownictwo daje gwarancję bezpieczeństwa? Zapytaliśmy ekspertów, którzy doskonale znają rynek nieruchomości od strony projektowej, konstrukcyjnej, wykonawczej i kontrolnej. Czy w nowych blokach są schrony? Pytanie, jakie dziś zadają sobie mieszkańcy nowszych bloków w wielu miastach Polski, brzmi: czy garaż podziemny może stać się miejscem schronienia. Eksperci są w tej kwestii podzieleni. Wznoszone od kilkunastu lat budynki są z reguły projektowane i budowane w monolitycznej technologii słupowo-płytowej. Poszczególne stropy takiego budynku są projektowane zawsze z uwzględnieniem obciążenia przewidzianego w danym obiekcie. Z reguły pod ziemią są garaże wielostanowiskowe, które posiadają mocniejsze stropy i potężne filary słupowe, które "trzymają" ciężar całego budynku. - W budynku wielorodzinnym z reguły przyjęte obciążenia to 200kg/m2. Normalne stropy garażowe są wzmocnione i wynoszą 250kg/m2. Robi się tak, by na patio mogły wjechać np. ciężkie wozy straży pożarnej. Stropy garażowe są mocniejsze, bo stoją na nich samochody, które są po prostu cięższe - wyjaśnia inż. Radosław Sekunda, wiceprzewodniczący Polskiego Związku Inżynierów i Techników Budownictwa. - Konstrukcja żelbetowa jest bezpieczniejsza pod względem sztywności, dlatego ma większą odporność na uszkodzenia, w tym uszkodzenia dynamiczne - przekonuje inż. Sekunda, który jest zdania, że garaże podziemne są w stanie zapewnić względne bezpieczeństwo. Nasz rozmówca ma nie tylko doświadczenie w budownictwie, ale jest też absolwentem Wyższej Szkoły Oficerskiej oraz Wojskowej Akademii Technicznej. - W szkole saperskiej jeździliśmy na wysadzania. Wykruszyć beton z konstrukcji żelbetowej było łatwo, ale żeby przeciąć pręty zbrojeniowe materiałem wybuchowym, trzeba bardzo dużych ładunków. A nawet jeśli to nastąpi, to budynek się lekko przechyli, ale generalnie stoi. Konstrukcja żelbetowa jest chyba najbezpieczniejszą pod względem odporności na uderzenia punktowe, dynamiczne - przekonuje. Problem z wentylacją Inż. Sekundzie wtóruje doświadczony wrocławski inżynier Stanisław Tomaszewski. - Garaż podziemny jak najbardziej wystarczy, by się schronić. Bomba przecież nie uderza bezpośrednio w strop, ale w wyższe piętra lub dach. A to, jak się ta góra zawali, ma mniejsze znaczenie. Schronić zawsze się można, ale problem jest taki, że z tego trzeba wyjść. Widać na przykładzie Teatru w Mariupolu, że są z tym kłopoty. Potrzebna jest oczywiście odpowiednia wentylacja, która po takim wybuchu może dobrze nie funkcjonować - zauważa inż. Tomaszewski. Na ten problem zwracają uwagę też inni eksperci. - Stare konstrukcje z lat 50., w obiektach dziś 70-letnich, miały zdublowany system wentylacji. Przy odciętym zasilaniu można było kręcić korbą i wypompowywać oraz wpompowywać powietrze metodą chałupniczą. Teraz nikt tego nie bierze pod uwagę - dodaje inż. Sekunda. Nasi rozmówcy wskazują, że tak naprawdę nikt nie wie, jak dziś miałby wyglądać ewentualny atak. Pozostają nam obrazki z Ukrainy, które pozwalają na wysunięcie pierwszych wniosków. Co, jeśli bomba huknie w sam środek? - Garaże podziemne? Jako projektant konstrukcji mogę powiedzieć wprost, że nie są one przygotowane na zagrożenie wybuchem. Oczywiście to solidne konstrukcje, ale jeśli bomba huknie w sam środek, to taki strop nie ma szans - mówi Interii inż. Rafał Zarzycki, zastępca przewodniczącego rady w Dolnośląskiej Okręgowej Izbie Inżynierów Budownictwa. - Widzimy w Ukrainie, że w zdecydowanej większości ostrzeliwane są wyższe kondygnacje budynków. Wówczas garaż podziemny powinien być jedynym schronieniem. Niestety problemem jest wentylacja tych pomieszczeń, możliwość ewakuacji, dostarczania wody i pożywienia. Na Ukrainie ludzie też się tam się chowają, ale niestety w przypadku zawalenia się całego budynku, bez wentylacji i wyjść ewakuacyjnych, mamy zagrożenie życia - uważa inż. Zarzycki. Stara jakość na nowe czasy Jak dodaje, budynki mieszkalne wielorodzinne są zabezpieczone przeciwpożarowo, ale nie są przygotowane na bezpośredni wybuch. - Tak naprawdę stara poniemiecka infrastruktura i podziemne budowle, strasznie zaniedbane, chronią przed takimi historiami. Na Dolnym Śląsku jest dużo schronów poniemieckich, choć często są pozasypywane lub poniszczone - zwraca uwagę rozmówca Interii. Jego słowa zdają się mieć odzwierciedlenie w ukraińskiej codzienności. Wystarczy rzut oka na relacje z telewizyjnych kamer, by zauważyć, że mieszkańcy Charkowa, Kijowa, Czernichowa czy Odessy chowają się w podziemiach starszych budynków. Głównie są to piwnice kościołów, szpitali lub szkół, a także innych obiektów użyteczności publicznej. Zdarza się, że za schron służy metro, ale w Polsce taka sytuacja dotyczyłaby wyłącznie Warszawy. - Stary kościół czy szpital to miejsca, gdzie rozpiętości są mniejsze, łuki, potężne sklepienia. Ich masa jest ogromna, bo w niektórych miejscach to nawet metr konstrukcji - chwali dawne budownictwo inż. Zarzycki. - Pracuję w budynkach we Wrocławiu, często są to obiekty poniemieckie, w których bywają schrony. Kiedyś Niemcy, na początku XX wieku, przewidywali takie sytuacje i wojny - dodaje. Podziemne korytarze to tylko miejskie legendy? W Polsce raz po raz można usłyszeć historie dotyczące podziemnych korytarzy, które dziś urastają do miana miejskich legend. Jedni mówią, że najdłuższe są w Szczecinie, inni że w Lublinie, a już na pewno specjalny system przygotowano pod lubelskim Miasteczkiem Akademickim. Lublin i Szczecin? Zaraz obrazi się Kraków, który nie chce być gorszy - kilka lat temu nie chciał organizować wielkiego sylwestra na Rynku Głównym z troski o stan podziemnych korytarzy. Średniowieczne tunele można spotkać też w Olkuszu, ze znakomitym podziemnym muzeum. Jest jeszcze Hrubieszów z podziemiami z początku XIX wieku, a także Chełm, ze znanym miasteczkiem kredowym. To tylko kilka przykładów, bo prawdopodobnie w każdym większym mieście w Polsce funkcjonuje lokalna opowieść związana z podziemnym miastem. Prawdziwa? Być może, choć do tej pory wszystkie wydawały się powieściami o zabarwieniu fantastycznym. Nowa Huta to zupełnie inna opowieść. W latach 1953-1960 na jej terenie powstało ponad 250 schronów przeciwlotniczych, ale wiele z nich nie przetrwało próby czasu. Funkcjonalność schronów została ustalona na cztery kategorie - te najmocniejsze miały w pełni chronić oficjeli przed bronią jądrową. Czy to oznacza, że dziś mieszkańcy Nowej Huty mieliby gdzie się schronić i mogą czuć się bezpiecznie? Niezupełnie. Jak czytamy na oficjalnej stronie internetowej Muzeum Krakowa, "zdecydowana większość schronów pod Nową Hutą, z uwagi na swój stan techniczny, nie byłaby w stanie pełnić dziś żadnych funkcji ochronnych. Doprowadzenie ich do gotowości technicznej byłoby nie tylko bardzo kosztowne, ale wymagałoby też uregulowania skomplikowanej sytuacji własnościowej". Dziurawe prawo w czasach pokoju W podobnym stanie są też inne tego typu obiekty, bo od lat nikt o nie nie dba. Nic dziwnego, bo prawo tego nie wymaga. Ostatnie przepisy dotyczące schronów przestały obowiązywać 1 lipca 2004 roku. W najnowszej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego widnieje wpis: "Opracować ustawę kompleksowo regulującą problematykę obrony cywilnej". Jedynym obowiązującym dokumentem są wytyczne szefa ochrony cywilnej z 2018 roku. Czytamy w nich, że miejscami do ukrycia mogą być np. podziemne garaże wielostanowiskowe, piwnice w niższych blokach z wielkiej płyty, metro w Warszawie, piwnice pod szkołami, szpitalami i innymi obiektami użyteczności publicznej. Pod uwagę mogą być też brane elementy dawnych fortyfikacji, "o ile konstrukcja tych budowli nie nosi widocznych uszkodzeń, zwłaszcza pęknięć i zarysowań stropu". Problem w tym, że wytyczne mogą i powinny, ale mimo wszystko nie muszą być wdrażane. Inż. Zarzycki: - Ostatnio żyliśmy w błogostanie, nie projektowaliśmy takich rzeczy. Nikt nie zakładał, że wybuchnie wojna. 30 lat żyliśmy w spokoju, w radosnych objęciach UE i NATO, przeświadczeni, że jesteśmy bezpieczni. Inż. Sekunda: - Oczywiście, nikt nie projektuje dziś schronowych pomieszczeń. Żeby je projektować trzeba odpowiedzieć na pytanie, przed jaką bronią chcemy się schronić. Z reguły jest to broń masowego rażenia. Nikt nie projektuje stropów garaży podziemnych w takiej konstrukcji. Przezorny zawsze ubezpieczony Niektórym wojna w Ukrainie dała wiele do myślenia. Coraz częściej poszukiwane są firmy zajmujące się budową przydomowych schronów. Od lat jednak w Polsce można było trafić na ciekawą ofertę sprzedaży poniemieckiego schronu - głównie w zachodniej części kraju. Niektórzy chwalą się dziś, że udało im się nabyć bunkier za symboliczną złotówkę lub wręcz zaanektować taki budynek. Tak naprawdę bowiem nikomu nigdy nie były one potrzebne. Co ciekawe, jeszcze niedawno zwykłe budynki mieszkalne były budowane z myślą o ewentualnym zagrożeniu. Nie chodzi o wielkie, masywne schrony, ale tzw. ukrycia, czyli obiekty przeznaczone na mniejszą i krótszą ochronę. Projektowano je w czasach PRL, w okresie zimnej wojny. One też miały wzmacniane stropy. - Tak naprawdę jest dużo takich obiektów. W Warszawie to powszechne w Śródmieściu, na Woli, na Pradze. Stropy piwnic są gęstożebrowe, a w niektórych miejscach zaczynają się schrony z grubymi, 30-centymetrowymi metalowymi włazami otwieranymi na korbę, jak w łodziach podwodnych. Tam dominuje żelbet monolityczny. Sama technologia jest więc podobna, jest technologią zapewniającą bezpieczeństwo - uważa inż. Sekunda. Wojna w Ukrainie wymusi zmiany? Pytanie, czy obecna sytuacja nie wymusi zmian już na etapie projektowania. Być może pojawią się odpowiednie regulacje prawne, a jeśli nie, to sami inwestorzy mogą zażyczyć sobie budowę mocniejszej konstrukcji. Sęk w tym, że będzie droższa. - Sądzę, że deweloperka nie wyrazi takiego zainteresowania. Czy klient doceni, że jest tam podwójna wentylacja i wzmocniony strop? Wątpię. Szpital, szkoła, galeria handlowa, to co innego. Może być tak, że ktoś zażyczy sobie, by uwzględnić tego typu zabezpieczenia na etapie projektowania - mówi nam inż. Sekunda. Na razie do biur projektowych spływają za to inne zapytania. Jak mówią nasi rozmówcy, w ostatnim czasie wspólnoty mieszkaniowe podpytują o remont lub dostosowanie piwnic do pierwotnej funkcji. - Na przestrzeni lat przekształciły się w komórki lokatorskie czy pomieszczenia dla pani sprzątającej. Można powiedzieć, że zostały sprowadzone do roli zwykłych pomieszczeń technicznych, nikt nie zwracał na nie uwagi - mówi nam inż. Sekunda. - Dostajemy zapytania, by przywrócić je do pierwotnego stanu. To proste remonty. Chodzi o to, by zaczęły funkcjonować tam sanitariaty, trzeba sprawdzić wentylację, pomalować ściany, sprawdzić zagrzybienie, zapewnić dostęp wody, bo czasem bywa odcięta. To kosmetyka, która pozwoliłaby użytkować ten schron dla potrzeb schronu. Oni już myślą, że jeśli, nie daj Boże, byłby atak na Polskę, to chcieliby tam zejść i się schronić. Łukasz Szpyrka