Kuluarowe rozmowy z parlamentarzystami Platformy Obywatelskiej dają jasny obraz - część polityków tej formacji chciałaby powrotu Donalda Tuska, ale znacznie mniejsza część w ogóle w to wierzy. Powrót byłego przewodniczącego wydaje się więc jedynie tematem zastępczym i spekulacyjną grą. Tym bardziej, że w rozmowie z TVN24 Tusk nie powiedział nic, co mogłoby świadczyć o wielkiej chęci zaangażowania się w krajową politykę, choć jest wielu, którzy jego słowa nadinterpretują i wieszczą rychły powrót. W Platformie mają jednocześnie świadomość, że jego bezsprzecznie duży polityczny potencjał jest niezagospodarowany, a sam Tusk kolejnymi wpisami na Twitterze rozmienia się na drobne. Po fali "świeżej krwi" w PO coraz częściej pojawiają się głosy, że rozsądniejszym pomysłem na budowanie dużej formacji jest połączenie kilku pokoleń doświadczeń i środowisk. I tu pojawiłaby się rola dla Tuska. Co do jednej kwestii w PO są zgodni - Tusk sam podejmie decyzję. Byłego premiera nie można zmusić do powrotu, nie można zachęcić go politycznymi "ochłapami", ani budować za niego scenariuszy. Tusk musi widzieć, że jest potrzebny. Czy w roli lidera PO? Wydaje się, że nie. Tym bardziej, że dzisiejsze wzmożenie medialne to nic innego jak zasłona dymna i kupienie sobie czasu przez kierownictwo PO. Obecny okres jest jednym z najtrudniejszych dla Platformy, która z każdym kolejnym sondażem traci dystans do PiS i Hołowni. Gęste chmury zebrały się też nad samym Borysem Budką, którego plotki o powrocie Tuska - paradoksalnie - wzmacniają. Budka ma czas, by ochłonąć i uporządkować wewnętrzne sprawy. Sama koncepcja powrotu Tuska, a raczej plotki na ten temat, nie jest nowa. Najmocniej w ostatnim czasie zaangażował się w sprawy krajowe w kampanii wyborczej do Europarlamentu. Kluczowe przemówienie wygłosił wówczas na Uniwersytecie Warszawskim, choć pamiętny występ został przyćmiony słowami Leszka Jażdżewskiego. Tusk dokładnie dwa lata temu był najbardziej aktywny, ale od tego czasu ogranicza swoją krajową działalność w zasadzie do kąśliwych uwag na Twitterze. Wciąż jest natomiast liderem Europejskiej Partii Ludowej. Najczęściej pojawiające się głosy z PO to takie, które widzą Tuska w roli patrona "czegoś dużego". "Coś dużego" w ustach polityków PO to nic innego jak nadzieje wiązane z Rafałem Trzaskowskim. Prezydent Warszawy krok po kroku buduje swój projekt pozycjonujący się raczej obok Platformy, a w zasadzie ponad Platformą. Finalny obraz tego przedsięwzięcia ma być ukształtowany po wakacjach, czyli również po Campusie Polska Przyszłości planowanym na końcówkę sierpnia. Tymczasem każdy ruch Trzaskowskiego jest bacznie obserwowany w szeregach Platformy. Jedni obawiają się, że prezydent Warszawy zdystansuje się od PO, a drudzy, że dokona przewrotu w samej partii. Według naszych informacji obie koncepcje mijają się z rzeczywistymi celami Trzaskowskiego. Jego projekt ewoluuje i wciąż nie jest skonkretyzowany, ale na dziś główna teza jest dość prosta - chce zbudować twór, ruch, który będzie szeroki, a w jego objęciach, jako bardzo silna składowa, ma być sama Platforma. Drugi filar to samorządowcy, stąd częstsze niż dotychczas spotkania z Jackiem Karnowskim z Sopotu, Jackiem Jaśkowiakiem z Poznania, Aleksandrą Dulkiewicz z Gdańska, ale też Pawłem Kowalem, który wyrasta na jednego ze strategów tego przedsięwzięcia. Obok Campusu Polska Przyszłości, przy dużym udziale Trzaskowskiego, powołano Studium Obywatelskie w Gdańsku, które również ma być bazą do kształcenia przyszłych liderów opinii publicznej. Trzaskowski chce więc organizować się szerokotorowo - przy mocnym udziale samej Platformy, ale też samorządowców. Jednym z pomysłów jest także zaangażowanie do roli "patronackiej" Tuska, który mógłby stać się trzecim filarem tego projektu. Spekulacje to jednak coś, co byłemu premierowi nie przeszkadza, ale nie sprawia też, że czuje się naciskany. Jego ewentualny powrót należy więc rozpatrywać, znów, właśnie w kategoriach jedynie teoretycznych. Chyba że sam Tusk uwierzy, że naprawdę jest potrzebny. Łukasz Szpyrka