Wizyta Ursuli von der Leyen w Polsce jest pokłosiem uzgodnień między polskim rządem a Komisją Europejską. Komisja zapowiedziała akceptację dla Krajowego Planu Odbudowy, o co polski rząd zabiegał od ponad roku. Kluczowym elementem ustaleń jest kwestia praworządności. Prezydencka ustawa o SN przełamała impas w rozmowach, ale musi być jeszcze wdrożona. <a href="https://wydarzenia.interia.pl/raporty/raport-priorytety-ue-w-dobie-pandemii/aktualnosci/news-akceptacja-dla-polskiego-kpo-konferencja-szefowej-ke-premier,nId,6066979" target="_blank">Polska, jak mówiła von der Leyen, zobowiązała się też do spełnienia trzech istotnych warunków (o czym piszemy w tym tekście)</a>. Polska musi spełnić te warunki, jeśli chce otrzymać pieniądze z KE. Jak mówiła Ursula von der Leyen, "pierwsza wypłata nastąpi wtedy, kiedy nowe prawo zostanie wdrożone". - Bardzo się cieszę, że Ursula von der Leyen jest w Polsce. Ta wizyta pokazuje dobrą wolę KE w kierunku Polski. Jednocześnie jest bardzo jednoznaczna, a przekaz ze strony KE jest bardzo prosty - jeśli nie dotrzymacie naszej wspólnej umowy, nie dostaniecie żadnych pieniędzy. Jeśli jej dotrzymacie - miliardy euro są przygotowane. Piłka jest po stronie rządu, premiera i ministra Ziobry - uważa europoseł <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-platforma-obywatelska,gsbi,40" title="Platformy Obywatelskiej" target="_blank">Platformy Obywatelskiej</a> i wiceprzewodniczący tej partii Bartosz Arłukowicz. Premier w "politycznym klinczu" Tymczasem premier <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-mateusz-morawiecki,gsbi,1" title="Mateusz Morawiecki" target="_blank">Mateusz Morawiecki</a> stwierdził, że winna "nieporozumieniu" jest opozycja, która "zdołała przekonać niektórych unijnych polityków do tego, że w Polsce łamana jest praworządność". Zdaniem Arłukowicza, wynika to z "politycznego klinczu", w jakim znalazł się premier. - Pan premier ma duży kłopot z prawdomównością i jednocześnie jest w politycznym klinczu. Sytuacja jest taka, że premier nie ma żadnego wpływu na swoje zaplecze polityczne, którego jest zakładnikiem. W związku z tym nie spodziewam się niczego dobrego po działaniach rządu i stąd wątpliwości, czy te pieniądze do Polski przyjdą - dodaje rozmówca Interii. Senatorowie PiS dostaną reprymendę? Tymczasem prezydencka ustawa o Sądzie Najwyższym w środę wyszła z Senatu z licznymi poprawkami. Dość nieoczekiwanie "za" zagłosowali również... senatorowie PiS, którzy wcześniej jawnie sprzeciwiali się zmianom wprowadzanym przez senatorów większości. Czy to oznacza, że i <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-sejm-rzeczypospolitej-polskiej,gsbi,38" title="Sejm" target="_blank">Sejm</a>, gdzie większość ma PiS, przychyli się do zmian zaproponowanych przez <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-senat-rzeczpospolitej-polskiej,gsbi,23" title="Senat" target="_blank">Senat</a>? - Jest to pewnego rodzaju teatr polityczny, który uprawiają senatorowie PiS. Chcieli zachować jakąkolwiek twarz i zagłosowali "za". Jednocześnie jestem przekonany, że czeka ich partyjna reprymenda - skwitował Arłukowicz. Łukasz Szpyrka