Łukasz Szpyrka, Interia: Po co państwu polskiemu Instytut Strat Wojennych? Arkadiusz Mularczyk: Ponieważ prowadzenie badań naukowych zmierzających do ustalenia i opisania skutków społecznych, demograficznych, czy gospodarczych wynikających z II wojny światowej dla Rzeczypospolitej Polskiej powinno być ważnym elementem polityki historycznej naszego państwa. Każde odpowiedzialne państwo taką politykę prowadzi. Pomimo upływu przeszło 80 lat od rozpoczęcia II wojny światowej, polskie społeczeństwo wciąż nie poznało ekonomicznych skutków wojny dla kraju, jak też dla nas samych, naszych rodzin, czy naszych lokalnych społeczności. Istotnym elementem podjętej przez nas polityki jest próba podjęcia oszacowania skutków ekonomicznych II wojny światowej. Od zakończenia drugiej wojny światowej podjęto już kilka takich prób oszacowania strat wojennych. Największym opracowaniem był raport z 1947 roku, który przygotowało Biuro Odszkodowań Wojennych przy Prezesie Rady Ministrów. BOW wycenił wówczas straty Polski na 258 miliardów ówczesnych złotych, czyli 48 ówczesnych mld dolarów. Ta kwota poddana waloryzacji w 2018 roku dawała sumę 886 mld dolarów. Jednak sytuacja międzynarodowa, głównie okupacja sowiecka, doprowadziła do tego, że nie było instrumentów politycznych i prawnych do egzekwowania roszczeń państwowych, ale także indywidualnych. W kolejnych latach, aż do 1989 roku podjęto jeszcze kilka prób, ale nie kończyły się one sukcesem, co pokazuje skalę wyzwania, jaka staje przed każdym zespołem, który podejmuje się tak wielkiej próby. Sukcesem byłoby podanie konkretnych kwot i ich egzekucja? - Uważam, że sukcesem będzie, gdy w sposób skuteczny naszą pracą będziemy zmieniać świadomość społeczną w Polsce i na świecie, a w szczególności w Niemczech. Na pewno takim ważnym elementem będzie publikacja raportu z opisem i wyceną strat demograficznych i materialnych. Podkreślić należy, że dotychczas absolutnie nie było klimatu do rozmów z Niemcami o reparacjach. Do 1989 roku Polska nie prowadziła suwerennej polityki. Natomiast po 1989 roku państwo polskie zostało poddane procesowi kolonizacji ekonomicznej przez Niemcy, które także przez system grantów i stypendiów dla świata nauki uzależniły od siebie zdecydowana większość wpływowych polityków, historyków, czy prawników specjalizujących się w relacjach polsko-niemieckich. Na palcach jednej ręki można wskazać takich, którzy głośno i odważnie twierdzili, że Polska ma prawo do wszelkich odszkodowań z tytułu popełnionych przez Niemcy w Polsce zbrodni wojennych. Podjęto natomiast kilka prób szacowania strat na poziomie miast. W 2004 roku prezydent Warszawy śp. Lech Kaczyński przygotował raport o stratach wojennych miasta Warszawy. Wyliczono, że wyniosły one w 2004 roku kwotę 56 mld 600 mln dolarów, kwotę tą następnie podwyższono o 20 proc. w wyniku dodatkowych szacunków. Podobnie było w innych miastach, np. w Poznaniu, czy Łodzi. Po 1989 roku, gdy Polska starała się o wejście do NATO i UE, to prawdopodobnie także z tych powodów nie podnoszono tematu reparacji. Dla Niemców taka polityka też była wygodna. Dopóki nie pojawił się wasz rząd, który postanowił Niemców podrażnić. - Nie chodzi o drażnienie, lecz domaganie się o uczciwych relacji i rozliczenia z Polską. Przecież Niemcy tyle mówią o praworządności i rządach prawa. Niestety, trzeba powiedzieć jasno, że zasady te raczej odnoszą często do innych, aniżeli do siebie samych. Jeśli dziś Niemcy chcą płacić krajom afrykańskim za czas kolonializmu, które miało miejsce na początku wieku, to dlaczego nie chcą płacić Polsce i Polakom za zbrodnie wojenne, których dopuścili się nie tak dawno na ziemiach polskich? Czyż to nie jest rasizm? Uważa pan, że polityka Niemiec nie jest symetryczna. Dlaczego? - Niemcy bronią swoich interesów ekonomicznych i budżetu państwa. Mają świadomość, że uczciwe podejście do wzajemnych rozliczeń wiązałoby się z bardzo dużymi odszkodowaniami. Nie mówimy o środkach, które Polska dziś dostaje z Unii Europejskiej, ale o dużo wyższych kwotach. Jaka to kwota? - Skala strat demograficznych i gospodarczych zadanych podczas drugiej wojny światowej, może stanowić dziś wielokrotność polskiego budżetu. Nie chcę jednak dziś epatować sumami, poczekajmy na wyniki raportu. Wiceminister Jarosław Sellin mówił swego czasu, że nasze straty sięgnęły biliona złotych. - Być może wypowiedź wiceministra wynikała z powtórzenia kwoty strat z raportu BOW z 1947, czyli 886 miliardów dolarów. To nie były jednak dokładne współczesne wyliczenia, lecz waloryzacja starych wyliczeń. Wracając jednak do Niemców - celowo zacierają pamięć o drugiej wojnie światowej. Wykreowali np. pojęcie nazistów, choć wiemy, że za te zbrodnie odpowiadali Niemcy. Wielu ludzi na świecie nie kojarzy dziś, że naziści to są Niemcy. Cała ta niemiecka polityka zmierzała do zatarcia pamięci o ich odpowiedzialności po pierwsze w celu zbudowania silnej pozycji ekonomicznej, a po drugie jako kraju, który przestrzega standardów liberalnej demokracji i praworządności. Dlatego ten temat, jako niewygodny dla Niemiec, był wypychany z agendy międzynarodowej tego kraju. Teraz zmienił się klimat? - Nasze środowisko polityczne widzi, że to sprawa do dzisiaj nieuregulowana w dwustronnych relacjach i przynosi to negatywne relacje dla Polski w świecie. Niemcy jedynie przepraszają i proszą o wybaczenie. Nie wiąże się to jednak z realnym zadośćuczynieniem. To niestety czysta fikcja i udawana przyjaźń. Jeżeli kogoś traktujemy po partnersku, to należałoby się rozliczyć ze zobowiązań. Niemcy podchodzą jednak do sprawy tak, że jeśli utracili ziemie zachodniej Polski, to temat jest zamknięty. Ale nie jest, ponieważ Polska w wyniku wojny utraciła Kresy. Dopóty, dopóki Niemcy nie zechcą rozmawiać o odszkodowaniach nie tylko publicznych, ale też indywidualnych. Pamiętajmy, że po wojnie niemal każda polska rodzina nie posiadała żadnych zasobów finansowych, a wielu rodaków rozpoczynało życie od zera, często z inwalidztwem i traumą po cierpieniach. Dlatego do dziś Polsce i Polakom tak trudno szybko dojść do zamożniejszych społeczeństw Europy zachodniej. Raport parlamentarnego zespołu jest gotowy? - W dużej części. Jeszcze jest aktualizowany, musi być uzupełniony o nowe elementy, a zwłaszcza o kwestie związane z opisaniem sowieckiej okupacji. Możliwe, że z czasem będziecie chcieli wystąpić o reparacje od Rosji? - To są decyzje o charakterze politycznym. Nasz raport daje podstawę do kompleksowego spojrzenia na straty wojenne, zarówno pod kątem demograficznym, majątkowym, materialnym zadane przede wszystkim przez Niemców, ale nie możemy także pominąć opisu start zadanych przez Rosję. Premier mówił, że raport ma być gotowy w lutym. - Jeśli tak powiedział, to zrobimy wszystko, by był gotowy. Decyzję o jego publikacji podejmie na pewno kierownictwo naszej formacji. Skoro parlamentarny zespół wciąż działa, to po co powołujecie nowy Instytut? - Instytut ma na celu prowadzenie dalszych badań edukacyjnych, naukowych, a także rozwinąć relacje międzynarodowe. Obszar działań jest ogromny. Skutki drugiej wojny światowej są odczuwalne do dziś w każdym obszarze naszego życia publicznego, społecznego i ekonomicznego. Powinny na ten temat powstawać publikacje naukowe. Kwestie związane z mieniem żydowskim również budzą emocje, więc to też powinno być przebadane i wyjaśnione. Opinia publiczna w Polsce i na świecie nie ma wiedzy na wiele tematów, a obowiązkiem państwa polskiego jest naukowe zbadanie tych spraw i ich wyjaśnienie. Trzeba też przypominać, że Niemcy nie mają moralnego prawa do pouczania Polski, kwestionowania rzekomego braku praworządności, w sytuacji, kiedy sami obciążeni są takimi winami, z których do dzisiaj się nie rozliczyli. Chyba, że te ataki maja właśnie związek z podniesieniem przez Polskę sprawy reparacji wojennych. Ostatnio zamieścił pan na Twitterze informację, że ktoś z Niemiec zgłosił do Twittera, że pański informacyjny tweet narusza niemieckie prawo. Twitter nie uznał jednak tej interwencji za uzasadnioną. - To znamienna sytuacja. Widać, że są środowiska w Niemczech zaniepokojone przypominaniem faktów o drugiej wojnie światowej, które uważnie obserwują mój profil. Uznałem, że warto ujawnić tę informację. Wracając do instytutu - to on ma się zająć egzekucją kwot, które ujawnicie w raporcie? - Instytut będzie kontynuował prace badawcze rozpoczęte w zespole parlamentarnym. Mam świadomość, że wykonaliśmy gigantyczną pracę, ale to jednak dopiero nadal początek. Początek? Jeśli po tylu latach mówi pan, że to dopiero początek, to ile to jeszcze potrwa? - Problematyka skutków drugiej wojny światowej tak naprawdę w ogóle nigdy nie była skutecznie badana i popularyzowana. Trzeba to zmienić, bo to ważny element polityki państwa. Kto wejdzie w skład Rady Instytutu? - Decyzję w tym zakresie podejmie pan premier. Znajdą się tam członkowie parlamentarnego zespołu? - To są decyzje pana premiera. Nie chcę wchodzić w jego kompetencje. Pan będzie dyrektorem nowego instytutu? - Nie, nie będę. Premier niedawno rozmawiał z nowym kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem i podjął temat reparacji. Jak pan zareagował na odpowiedź Scholza? - Po raz pierwszy od dziesiątek lat sprawa została poruszona publicznie na tak wysokim szczeblu. To jest przełom. Minister spraw zagranicznych również rozmawiał o tym ze swoją odpowiedniczką. Dziś po stronie Niemiec jest więc pełna świadomość, że ten problem polityczny istnieje i powinien zostać rozwiązany, jeśli zależy im na dobrych relacjach z Polską i swoim wizerunku w Europie i na świecie. Rozmawiał Łukasz Szpyrka