Łukasz Szpyrka: W nocy z niedzieli na poniedziałek w Mińsku odbyły się manifestacje i starcia z milicją. Co może się dziać w najbliższych dniach w tym kraju? Dr Andrzej Szabaciuk: - Spodziewam się dalszych protestów i aresztowań. Widzimy, że władze skupione są na Mińsku, by tam powstrzymać protesty. W mniejszych miastach tak dużej determinacji nie ma. Trzeba przyznać, że władze były przygotowane na protesty. Służby były wyposażone w odpowiedni sprzęt, m.in. gumowe kule, gaz łzawiący, armatki wodne. Wszystko to było przewidywalne, niejako pod kontrolą. Spodziewam się reakcji środowiska międzynarodowego, ale nie powinno dojść do takich wydarzeń jak na Ukrainie. Gdyby miały się odbyć, to widzielibyśmy je już wczoraj. Krótko mówiąc, Aleksandr Łukaszenka pozostaje u władzy? - Tak. Ewentualnego rozłamu upatrywałbym w służbach porządkowych, gdyby część milicji czy wojska stanęła po stronie protestujących. Jak widzimy, tak się nie stało, bo służby działały sprawnie. Do zatrzymań dochodzi bardzo szybko, a skala aresztowań jest duża. Odcięto częściowo od internetu opozycjonistów. Sama pani Swiatłana Cichanouska (główna kontrkandydatka Łukaszenki - red.) nie porywa tłumów, nie wzywa ludzi energicznie do walki. Raczej uspokaja nastroje i zachęca do pokojowego sprzeciwu. Mówi, że wybory są sfałszowane, co jest oczywiście prawdą. Łukaszenka nie po raz pierwszy w ten sposób kończy wybory prezydenckie. Ten schemat się powtarza. Po raz kolejny mamy do czynienia z tzw. zagrożeniem zewnętrznym, szerzone są pogłoski o podejrzanych osobach z zagranicy, m.in. z Polski, które próbują podsycać nastroje antyrządowe. Doskonale to znamy. Łukaszenka niczym nie zaskoczył? - Przypisał sobie zwycięstwo i uzyskał rzekomo ponad 80 procent głosów, co jest wręcz skandaliczne i nie ma nic wspólnego z rzeczywistym jego poparciem. Jaki mógłby być realny wynik wyborów? - Problem polega na tym, że nie dysponujemy wiarygodnymi badaniami socjologicznymi, szczególnie na terenach wiejskich. Myślę, że Łukaszenka ma podobne poparcie do Putina, czyli oscylujące w granicach 20, maksymalnie 30 proc. Na pewno nie zbliża się do poziomu 50 proc. Są też badania opozycyjne, mówiące o poparciu dla Łukaszenki rzędu 3-8 proc., ale te z kolei są zaniżone. - Na wsiach i w kołchozach cieszy się on jednak nadal dużym poparciem. Istotny wpływ na postawy społeczne ma propaganda w mediach publicznych, bo forsują one narrację, że jeśli Łukaszenka przegra, to w kraju wybuchnie wojna, że Białorusini będzie drugi "Majdan". Przy tej narracji Łukaszenka jawi się jako kandydat może nie idealny, ale stabilizację i przewidywalny. Nawet Cerkiew Prawosławna 2 sierpnia ogłosiła powszechne modlitwy o pokój, stabilność i dobrobyt, co jest warte odnotowania. Wpisała się więc w tę narrację. Można postawić tezę, że Białorusini wolą Łukaszenkę, czyli to, co jest, byle zapobiec wydarzeniom, jakie miały miejsce na Ukrainie? - Nie do końca. Większość jest za zmianą. Od wielu lat Łukaszenka powtarza te same hasła. Ludzie zwyczajnie przestali mu wierzyć, bo sytuacja Białorusi nie jest taka kolorowa. Poziom życia się obniżył, bo Białoruś tak jak i Rosja, żyje z surowców węglowodorowych. Rosja głównie ze sprzedaży, Białoruś z ich przerobu i eksportu produktów ropopochodnych oraz nawozów mineralnych. Sytuacja na rynkach światowych się pogorszyła, czego efekty widać na Białorusi. - Pracy jest mniej, państwo udaje, że nie ma pandemii COVID-19, praktycznie nie ma programów wsparcia dla sektora prywatnego. Młodzi ludzi są rozczarowani i to jawnie okazują. Białorusinów irytuje też archaiczny sposób rządzenia Łukaszenki, który np. kpi z pani Cichanouskiej, mówiąc, że kobieta nie może być prezydentem. Lubi powtarzać, że każdy kandydat na prezydenta powinien odbyć służbę wojskową. Służby pozostaną wierne Łukaszence? - Dużo będzie zależało od stosunku Rosji. Wielu porównuje tę sytuację do sprawy Krymu. Służby będą dopóty lojalne, dopóki będzie to na rękę Rosji. Możemy więc śmiało powiedzieć, że scenariusz, który widzimy dziś na Białorusi, odpowiada Rosji. Putin już pogratulował Łukaszence zwycięstwa wyborczego. Rosja ma świadomość, że Łukaszenka jest przewidywalny. Łukaszenka z kolei wie bardzo dobrze, że część służb białoruskich była szkolona w okresie sowieckim, i na pewno są infiltrowane przez Rosję. Tym bardziej, że część oficerów to etniczni Rosjanie. Sprawa jest więc dość delikatna. Rosja mogłaby na jakimś etapie interweniować na Białorusi? - Jeśli bieg wypadków byłby nie na rękę Łukaszence, czyli Kremlowi, ale na to się nie zanosi. Porównując tę sytuację do Ukrainy, można powiedzieć, że do momentu użycia broni na Majdanie Rosjanie zachowywali się spokojnie, obserwowali sytuację. Tutaj też tak to wygląda. Na Ukrainie trwało to wszystko miesiącami, podziały społeczne były o wiele głębsze, na Majdan przyjeżdżali ludzie z zachodu Ukrainy. Na Białorusi jest inaczej, protesty mogą generować duże miasta. Do tej pory służby mundurowe działały jednak sprawnie i szybko udało się stłumić wczorajsze wydarzenia. Nie spodziewam się, by sytuacja wymknęła się Łukaszence spod kontroli, choć jest to możliwe. Dziś odbyło się losowanie eliminacji europejskich pucharów w piłce nożnej. Wicemistrz Polski Piast Gliwice za dwa tygodnie ma zmierzyć się w Mińsku z tamtejszym Dinamo. Do tego czasu będzie bezpiecznie, czy gliwiczanie powinni głęboko zastanowić się nad wyjazdem? - Nie wiem, co będzie z manifestacjami, ale bałbym się czegoś innego - COVID-19. Białoruskie dane dotyczące liczby zakażonych i zgonów są całkowicie niewiarygodne. To w tym momencie jedno z najbardziej niebezpiecznych państw w Europie. Tego bałbym się bardziej niż zamieszek. Rozmawiał Łukasz Szpyrka