Grzegorzowi Schetynie przygotował wniosek o niemieckie obywatelstwo. W nadchodzących wyborach do PE chce, by środowiska prawicowe "odbiły Europę z rąk dziwnych ludzi, takich, jak pan Juncker". Chce postawić Donalda Tuska przed Trybunałem Stanu. Przekonuje, że Polacy nie są całkowicie "zlewaczeni". A dwa tygodnie temu żarliwie bronił Mateusza Morawieckiego podczas debaty o wotum nieufności dla rządu. Poseł Adam Andruszkiewicz wszedł do rządu i objął funkcję sekretarza stanu w Ministerstwie Cyfryzacji. Andruszkiewicz, rocznik 1990, to jeden z najbardziej wyrazistych posłów Sejmu obecnej kadencji. Słynie z jasnych, prawicowych poglądów i charakterystycznego języka. Chętnie udziela się w mediach społecznościowych. Prawo i Sprawiedliwość podczas grudniowych konwencji nieśmiało rozpoczęło walkę przed wyborami do Parlamentu Europejskiego o elektorat centrowy. Nominacja dla Andruszkiewicza, jednoznacznie kojarzonego z prawą stroną polskiej sceny politycznej, jest zastanawiająca. Prof. UKSW Norbert Maliszewski przekonuje, że Prawo i Sprawiedliwość wykazuje się czystym pragmatyzmem politycznym, a nominacja dla Andruszkiewicza jest ruchem przemyślanym. Sygnał PiS dla prawej strony - Politycy PiS obawiają się inicjatyw po prawej stronie. Jest ich sporo, bo to aktywność środowisk narodowych, Marka Jurka, prof. Mirosława Piotrowskiego. Może się więc stworzyć pewna inicjatywa na prawej stronie, która mogłaby karmić się antyunijnymi postawami i lękami, a to jest zagrożenie dla partii rządzącej. PiS daje więc sygnał prawej stronie, że także w szeregach Zjednoczonej Opozycji są członkowie rządu, którzy wywodzą się z ruchów narodowych. To decyzja, która ma miejsce przed wyborami, przed kampanią, a w samej kampanii PiS będzie szukał poparcia osób o umiarkowanych poglądach. To przygotowanie, by w kampanii nie pilnować prawej strony - uważa prof. Maliszewski. Prawo i Sprawiedliwość decyduje się więc na swoisty ruch wyprzedzający, by bliżej majowych wyborów do Parlamentu Europejskiego nie martwić się o elektorat prawicowy. - Politycy PiS zdają sobie sprawę, że to nominacja kontrowersyjna, ale już teraz chcą umocnić prawą flankę, by już później, w trakcie kampanii, poszerzać elektorat w stronę centrum. PiS ze względu na obawy płynące z prawej strony, stara się reagować już dziś, po to, by nie mieć związanych rąk w trakcie kampanii - dodaje w rozmowie z Interią prof. Maliszewski. - To trochę kabaretowa sytuacja - uśmiecha się z kolei poseł Kukiz’15 Tomasz Rzymkowski, który doskonale zna nowego sekretarza stanu w Ministerstwie Cyfryzacji. "Skrajnie niekompetentny" - Dziwię się Prawu i Sprawiedliwości, że chcąc otworzyć się na centrum, chowając twarze polityków, którzy kojarzą się ze skrajnymi poglądami, nagle mianuje polityka, który jest jednym z najbardziej skrajnych jeśli chodzi o jego wypowiedzi. Jest też skrajnie niekompetentny, bo wystarczy tylko poczytać wpisy w mediach społecznościowych i posłuchać wypowiedzi. Nie jest to osoba, która nadaje się do bardzo ważnego resortu - ocenia Rzymkowski. Poseł Kukiz’15, tak jak Andruszkiewicz, związany był wcześniej z Ruchem Narodowym. Obaj też, w 2015 roku, dostali się do Sejmu z list Kukiz’15. Jakiś czas temu ich drogi się rozeszły, bo Andruszkiewicz zdecydował się na odejście z ruchu Pawła Kukiza. Chciał założyć własną partię, ale dołączył do klubu Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego. Pod koniec roku opuścił WiS. - Dla mnie poseł Andruszkiewicz jest personifikacją wszystkich cech, które należy wyplenić z polskiego życia publicznego. Wiarołomstwa, oszukania swoich wyborców, niekompetencji i chwytania się za każdy publiczny grosz, czy on się należy, czy nie. To też wielki policzek dla wyborców i polityków PiS. Bo podejrzewam, że w szeregach klubu PiS byłoby wielu polityków, którzy znacznie lepiej wypełniliby te obowiązki. Znam go dość dobrze i wiem, że nie podoła tym obowiązkom. Nie jest człowiekiem zbyt pracowitym - wylicza w rozmowie z Interią Rzymkowski. Poseł Kukiz’15 słowami "chwytania się za każdy publiczny grosz" nawiązał do słynnych już "kilometrówek" Andruszkiewicza. Nowy członek rządu pobiera ryczałt na paliwo mimo że nie ma ani samochodu, ani prawa jazdy. Gest wrogości Morawieckiego wobec Kukiza Rzymkowski nominację Andruszkiewicza określa "policzkiem dla wyborców i polityków PiS", ale w pewnym sensie jest to też policzek dla Kukiz’15, choć Rzymkowski nazywa to dosadniej. - To bardzo wrogi gest wobec nas, wobec Kukiz’15. Adam Andruszkiewicz był posłem, który po odejściu najmocniej atakował Pawła Kukiza i ruch Kukiz’15 różnego typu insynuacjami. To jasny gest wrogości premiera Mateusza Morawieckiego wobec Pawła Kukiza. Jest to dla mnie kompletnie niezrozumiałe zachowanie - uważa Rzymkowski. Tuż po ogłoszeniu nominacji Andruszkiewicza, wiele komentarzy mówiło, że PiS strzela sobie w stopę, a ta decyzja, kilka miesięcy przed wyborami, odbije się partii rządzącej czkawką. Zwycięża pragmatyka Z takimi opiniami nie zgadza się prof. Maliszewski. - Zdecydowanie jest to ruch przemyślany. Politycy PiS mieli świadomość, że poseł Andruszkiewicz jest kontrowersyjny, wywoła reakcję, a u osób o centrowych poglądach jest oceniany negatywnie. Posadę wiceministra dostaje osoba, która niekoniecznie jest kompetentna w tym obszarze. Zwycięża pragmatyka polityczna, a warto dodać, że często tej partii zarzucano brak pragmatycznego podejścia. To działanie, które jest obarczone problemami, ale to strategiczny plan, by uniknąć większych problemów w przyszłości. Tymczasem doskonale orientujący się w realiach prawicowej sceny politycznej Rzymkowski zwraca uwagę, że PiS tym manewrem niekoniecznie może dużo ugrać. Mimo że Andruszkiewicz jest wyraźnie kojarzony ze środowiskiem narodowym, to zdaniem Rzymkowskiego, nie ma silnej pozycji. - W środowisku narodowym są dwaj politycy, którzy wywołują skrajną nienawiść - to Roman Giertych i Adam Andruszkiewicz. Jeśli premier chciał się otworzyć na narodowców, to wykonał ruch skrajnie przeciwny - podkreśla Rzymkowski. Łukasz Szpyrka