- To jest cały Jacek - albo grubo, albo wcale - śmieje się osoba z bliskiego otoczenia Kaczyńskiego, gdy pytamy ją o odejście Kurskiego. - To prawda. Chciał się bardzo umocnić politycznie po zakończeniu przygody z TVP, a prezesowi nie było z tym po drodze - dodaje rozmówca Interii. Inny z naszych informatorów, osoba z kręgów rządowych: - Powód odejścia Kurskiego jest trywialny - chodzi o kasę. Gdyby dostał naprawdę atrakcyjną propozycję polityczną, to by ją przyjął. A skoro miał orbitować gdzieś na obrzeżach, to wybrał wielką kasę z wizją powrotu w przyszłości przy korzystniejszych dla siebie warunkach. Koncert życzeń "Kury" Jak doszło do tego, że z funkcji prezesa TVP Jacek Kurski spadł "gdzieś na obrzeża" wielkiej polityki? 6 grudnia Radio ZET podało, że popularny "Kura" miał podczas rozmów z prezesem Kaczyńskim zażądać dymisji premiera Mateusza Morawieckiego i utrwalenia swoich wpływów w TVP poprzez włączenie w skład zarządu TVP Jarosława Olechowskiego, obecnego szefa Telewizyjnej Agencji Informacyjnej. Prezes PiS-u miał kategorycznie odrzucić te żądania. Źródła Interii w rządzie i na Nowogrodzkiej nie potwierdzają wersji z ultimatum dotyczącym Morawieckiego, ale przyznają, że Kurski chciał umieścić Olechowskiego na fotelu wiceprezesa TVP. Na tym jednak koncert życzeń byłego już prezesa publicznej telewizji się nie skończył. Nasi rozmówcy podają jeszcze dwa żądania, które Kurski wystosował wobec Kaczyńskiego. Po pierwsze, chciał wejść do rządu i zostać ministrem od szeroko rozumianej komunikacji elektronicznej, czyli de facto przejąć i uszyć pod siebie Ministerstwo Cyfryzacji, którym od listopada 2020 roku i dymisji Marka Zagórskiego kieruje sam Morawiecki. Spełnienie życzenia Kurskiego oznaczałoby w praktyce pozbawienie kompetencji Janusza Cieszyńskiego, który od czerwca 2021 roku jest sekretarzem stanu w Kancelarii Premiera i pełnomocnikiem rządu ds. cyberbezpieczeństwa. Na okrojenie kompetencji swojego człowieka nie chciał się zgodzić premier Morawiecki. Drugie z żądań Kurskiego dotyczyło zmiany ordynacji wyborczej do Sejmu. - Chciał zrobić ordynację mieszaną - większą liczbę okręgów i quasi listę krajową - tłumaczy jeden z naszych rozmówców z PiS-u. - Kurskiemu marzył się start z wysokiego miejsca w Warszawie, ale Jarosław, delikatnie mówiąc, nie był fanem tego pomysłu - słyszmy. Tę wersję potwierdza również inne z naszych źródeł w partii rządzącej. Kurski starał się o dobre, biorące miejsce w najbliższych wyborach do Sejmu. Drugą z propozycji Kurskiego prezes PiS-u wraz ze współpracownikami nawet rozważał, jednak ostatecznie na Nowogrodzkiej uznano, że to zbyt ryzykowne posunięcie. Obawiano się przede wszystkim prezydenckiego weta, które uderzyłoby w jedność obozu rządzącego na niecały rok przed wyborami parlamentarnymi. Ostatecznie Kaczyński nie spełnił żadnego z żądań byłego prezesa TVP. Sam złożył mu jednak dwie propozycje. Pierwsza dotyczyła czegoś na kształt resortu łączności, na czele którego Kurski odpowiadałby jednak głównie za regulacje prawne i kwestie administracyjne. Druga propozycja jest nieco bardziej enigmatyczna. Była związana z Donaldem Tuskiem i dotyczyła działań w ramach rządu przy komisji weryfikacyjnej ds. badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne RP w latach 2007-22. - Kurski walczył do ostatniego dnia, żeby dostać to, na czym mu zależało, ale propozycje prezesa były skonstruowane tak, żeby ich nie przyjął. Nie ma w tym przypadku. Nie po to prezes wywalił go z TVP, żeby potem wzmocnić go politycznie - relacjonuje nam przebieg politycznych negocjacji między Kurskim i Kaczyńskim polityk znający kulisy sprawy. "Wyrazista gęba Kurskiego" Mówi polityk PiS-u z rządu: - Kurski chce przeczekać najbliższe lata. Zobaczy, co pokażą przyszłoroczne wybory i ułoży nowy plan na siebie. Nie jest przecież 80-latkiem, który albo wystartuje teraz, albo ten pociąg zupełnie mu odjedzie. Teraz się wycofał, a w razie porażki Zjednoczonej Prawicy w 2023 roku będzie złośliwym recenzentem, będzie wszystkim przypominać, że ostrzegał przed stawianiem na Morawieckiego w kampanii. 7 grudnia Wirtualna Polska informowała, że Kaczyński chciał zagospodarować talenty Kurskiego przy kampanii parlamentarnej, ale ten postawił jeden warunek: twarzą Zjednoczonej Prawicy nie może być Morawiecki. Według Kurskiego, to przepis na porażkę, za którą były prezes TVP nie planował wziąć później politycznej odpowiedzialności. W PiS-ie głęboko odetchnęli, gdy okazało się, że Kurski nie będzie pracować, ani tym bardziej kierować kampanią Zjednoczonej Prawicy. Mówi bliski współpracownik prezesa Kaczyńskiego: - Jacek dorobił się bardzo wyrazistej gęby, zwłaszcza przez ostatnie lata, więc jego zaangażowanie przy kampanii ściągnęłoby na nas więcej problemów niż dało pożytku. Ten sam rozmówca przyznaje, że Kurski "jest osobowością złożoną, skomplikowaną i wielowarstwową. Zawsze jest wulkanem energii i pomysłów, więc może dodałby coś do kampanii". - Z drugiej strony, niestety, jest trudny do powstrzymania. Jeśli miałby jakąś rolę w kampanii, to zawsze starałby się ją rozbudować, zyskać większy wpływ, zdominować innych - analizuje nasze źródło. Na koniec żartobliwie dodaje, że Kurski "ma temperament, jaki ma - czasami to jest in plus, czasami in minus - a do tego, nazwijmy to eufemistycznie, specyficzny sposób komunikacji z wyborcami". To, zdaniem polityka, również nie działałoby na korzyść PiS-u, gdyby Kurski działał przy kampanii parlamentarnej. Krytycznych ocen możliwego wkładu Kurskiego w kampanię Zjednoczonej Prawicy jest jednak więcej. Nasi rozmówcy bagatelizują też wpływ "Kury" na minione, zwycięskie kampanie Zjednoczonej Prawicy. - Nie, to kompletnie nie jest strata. Być może to nawet zysk - krótko kwituje temat bliski współpracownik premiera Morawieckiego. - Wbrew obiegowej opinii, Kurski nie uczestniczył w naszych kampaniach, chociaż bardzo starał się na nie wpływać, dając liczne sugestie za pośrednictwem TVP. Kierownictwo partii doprowadzało to do szału, bo my mieliśmy swój przekaz, a on swój. Przedobrzył - dodaje. Nasze źródła w rządzie i na Nowogrodzkiej przyznają, że partia władzy miała Kurskiemu za złe kilka rzeczy. W ostatnich kilkunastu miesiącach powszechne stało się narzekanie na TVP. Zwłaszcza na to, że telewizja nie tylko nie poszerza elektoratu Zjednoczonej Prawicy, ale nawet nie dociera już do wszystkich wyborców PiS-u. Na Nowogrodzkiej przeprowadzono nawet badania, które potwierdzały niską efektywność polityczną TVP i niewykorzystywanie w pełni jej potencjału w tym zakresie. Kurskiemu wypominano też niesławny spot o uchodźcach z 2018 roku. W jego sprawie kilkukrotnie wszczynano śledztwo, jednak za każdym razem prokuratura ostatecznie je umarzała. Ostrzeżenie dla nieusuwalnych Wiele osób z obozu władzy i nie tylko zastanawiało się, czy odejście Kurskiego z polityki zostanie odebrane jako ewakuacja na z góry upatrzoną, bezpieczną pozycję. Wszystko tuż przed arcyważną kampanią parlamentarną, która dla Zjednoczonej Prawicy jest politycznym być albo nie być. Słowem: czy Kurski dał innym sygnał do odwrotu, uznając, że obóz "dobrej zmiany" to przegrany projekt. Nasi rozmówcy nie potwierdzają takiego postrzegania sprawy wewnątrz koalicji rządzącej. Z dwóch powodów. Po pierwsze, Kurski od dawna nie był traktowany jako członek PiS-u czy nawet Zjednoczonej Prawicy, ale raczej wolny elektron krążący wokół obozu władzy. Po drugie, wewnątrz koalicji rządzącej była i jest świadomość ogromnych politycznych ambicji "Kury". Ambicji, które nawet mimo objęcia wysokiego stanowiska w Banku Światowym nie zostały pogrzebane raz na zawsze. - Prawda jest taka, że do spółki z Ziobrą prowadził wojnę z Morawieckim. Chciał być przyszłym liderem prawicy, więc musiał politycznie zabić tego, kogo uważał za swoje największe zagrożenie w tym kontekście. Ale mu się nie udało - ocenia w rozmowie z Interią polityk bliski premierowi Morawieckiemu. Inny z naszych rozmówców śmieje się, gdy mówi o aspiracjach Kurskiego do bycia liderem polskiej prawicy w erze po Kaczyńskim. - O ile Morawiecki bardzo się zużył i ciężko go sobie wyobrazić jako następcę Jarosława, o tyle w Kurskiego w takiej roli wierzy chyba tylko on sam - mówi. I dodaje: - Jarosław Kurskiego ceni, uważa za użytecznego, ale nie szanuje i nie lubi. W partii coraz mocniej słychać głosy, że usunięcie Kurskiego to ostrzeżenie dla innych, którzy uważają się za nieusuwalnych - zwłaszcza dla Morawieckiego i Obajtka.